Jak bumerang powraca kwestia braku świadomości elblążan odnośnie potencjału lokalnego dziedzictwa kulturalnego lat 60-tych. W Elblągu nierzadko postrzegane jako złom i parodia sztuki, unikalne formy przestrzenne (od ręki gotowe do wykorzystania) mogą promować Elbląg nie gorzej niż całe zastępy Piekarczyków, Wikingów i innych logotypów, na które przeznacza się niemałe środki z miejskiego budżetu.
W nawiązaniu do czwartkowej (31 maja) prezentacji rezultatów projektu urbanistycznego pt. „Historia i nowoczesność. Studium reurbanizacji Elbląga” chciałem podzielić się kilkoma osobistymi uwagami, rozwijającymi skrótową notkę prasową Urzędu Miejskiego.
Prezentacja wyników projektu w Ratuszu Staromiejskim, niestety, nie przyciągnęła szczególnej uwagi mieszkańców Elbląga ani lokalnych mediów, co powinno dziwić w obliczu gorącej debaty na temat pożądanych kierunków rozwoju naszego miasta, jego efektywnej promocji, najistotniejszych inwestycji itp. Czy naprawdę nikogo nie interesują darmowe pomysły i sugestie podsuwane przez uznanych trójmiejskich urbanistów oraz ponad 30 młodych architektów z kilku krajów Europy?
Choć organizatorzy planują dokładnie przeanalizować i upublicznić najciekawsze koncepcje dalszego rozwoju m.in. starówki i Wyspy Spichrzów, to już teraz można przytoczyć kilka ogólnych obserwacji powracających w przedstawionych 11 projektach:
1. Elbląg to miasto smutne (kojarzone też z depresją geograficzną), ciągle poszukujące własnej tożsamości. Warto docenić fakt, że większość elblążan jest potomkami „pionierów”, którzy po II wojnie światowej zasiedlali i odbudowywali te tereny – to całkiem niezła podstawa do budowania poczucia lokalnego patriotyzmu i dumy.
2. Osoby „z zewnątrz” postrzegają Elbląg jako miasto o wyjątkowych walorach przyrodniczych – wielokrotnie wskazywano na bliskość wody (Kanał Elbląski, Zalew Wiślany) czy piękne parki (Bażantarnia, Planty, Kajki). Te atuty w naturalny sposób kierują naszą przyszłość w sferę turystyki, kultury, usług i nowoczesnych gałęzi przemysłu, choć wielu elblążan nadal tęskni za minioną industrialną świetnością miasta i nierzadko w internetowych komentarzach domaga się od władz „wybudowania fabryki, która da ludziom pracę”.
3. Jak bumerang powraca kwestia braku świadomości elblążan odnośnie potencjału lokalnego dziedzictwa kulturalnego lat 60-tych. W Elblągu nierzadko postrzegane jako złom i parodia sztuki, unikalne formy przestrzenne (od ręki gotowe do wykorzystania) mogą promować Elbląg nie gorzej niż całe zastępy Piekarczyków, Wikingów i innych logotypów, na które przeznacza się niemałe środki z miejskiego budżetu.
4. W Elblągu brakuje centrum. To stwierdzenie z pozoru oczywiste, z tym, że wielu elblążan uważa, iż doskwiera nam głównie brak „centrum handlowego”. Tymczasem współcześnie – biorąc pod uwagę negatywne doświadczenia wielu polskich i europejskich miast – urbaniści sugerują, żeby bezrefleksyjnie nie koncentrować funkcji handlowo-rekreacyjno-gastronomiczno-kulturalnych w wielkich, zadaszonych budynkach-molochach, obok których niezbędne są hektary parkingów. Takie miejsca skutecznie generują korki i z powodzeniem „wysysają” wszelką aktywność z pozostałych rejonów miasta.
5. Elbląska starówka, wraz z terenami sąsiadującymi od wschodu (w kierunku ul. Hetmańskiej) i od zachodu (Wyspa Spichrzów) ma wszelkie predyspozycje ku temu, aby być atrakcyjnym centrum miasta z odpowiednio rozmieszczonymi, niezależnymi obiektami o funkcjach handlowych, kulturalnych, gastronomicznych itp., połączonych siecią uliczek, deptaków i terenów zielonych, gdzie chętnie spędzałoby się czas. Taki charakter miała jeszcze do niedawna choćby ul. 1 Maja z parkiem Planty. Niestety obecnie – podobnie jak ul. Hetmańska – została zdominowana przez banki, do których (co tu kryć) rzadko przychodzi się dla przyjemności. To namacalny dowód na zgubne skutki koncentrowania określonych funkcji w jednym miejscu.
Choć powyższe przemyślenia wielu może uznać za mało odkrywcze, to warto zauważyć, że są to darmowe sugestie płynące z kilkunastu bardzo różnorodnych projektów, przedstawionych przez międzynarodowy zespół młodych architektów. Na wysłuchanie takich propozycji znalazł czas (na szczęście) Departament Architektury i Urbanistyki UM oraz wiceprezydent Adam Witek, a nie znaleźli (niestety) sami mieszkańcy – internetowi krytycy – oraz większość elbląskich architektów, instytucji, itp. Będzie jeszcze okazja do zapoznania się z tymi projektami podczas wrześniowego Kongresu Kultury – zachęcam wszystkich do większego zainteresowania tematyką tworzenia przyjaznych przestrzeni w naszym mieście, a nie tylko sporami, czy ważniejsze jest centrum handlowe czy raczej aquapark.
P.S. Uprzedzając ewentualne zarzuty – nie jestem związany zawodowo, politycznie ani rodzinnie z żadnym urzędem ani partią polityczną.
Prezentacja wyników projektu w Ratuszu Staromiejskim, niestety, nie przyciągnęła szczególnej uwagi mieszkańców Elbląga ani lokalnych mediów, co powinno dziwić w obliczu gorącej debaty na temat pożądanych kierunków rozwoju naszego miasta, jego efektywnej promocji, najistotniejszych inwestycji itp. Czy naprawdę nikogo nie interesują darmowe pomysły i sugestie podsuwane przez uznanych trójmiejskich urbanistów oraz ponad 30 młodych architektów z kilku krajów Europy?
Choć organizatorzy planują dokładnie przeanalizować i upublicznić najciekawsze koncepcje dalszego rozwoju m.in. starówki i Wyspy Spichrzów, to już teraz można przytoczyć kilka ogólnych obserwacji powracających w przedstawionych 11 projektach:
1. Elbląg to miasto smutne (kojarzone też z depresją geograficzną), ciągle poszukujące własnej tożsamości. Warto docenić fakt, że większość elblążan jest potomkami „pionierów”, którzy po II wojnie światowej zasiedlali i odbudowywali te tereny – to całkiem niezła podstawa do budowania poczucia lokalnego patriotyzmu i dumy.
2. Osoby „z zewnątrz” postrzegają Elbląg jako miasto o wyjątkowych walorach przyrodniczych – wielokrotnie wskazywano na bliskość wody (Kanał Elbląski, Zalew Wiślany) czy piękne parki (Bażantarnia, Planty, Kajki). Te atuty w naturalny sposób kierują naszą przyszłość w sferę turystyki, kultury, usług i nowoczesnych gałęzi przemysłu, choć wielu elblążan nadal tęskni za minioną industrialną świetnością miasta i nierzadko w internetowych komentarzach domaga się od władz „wybudowania fabryki, która da ludziom pracę”.
3. Jak bumerang powraca kwestia braku świadomości elblążan odnośnie potencjału lokalnego dziedzictwa kulturalnego lat 60-tych. W Elblągu nierzadko postrzegane jako złom i parodia sztuki, unikalne formy przestrzenne (od ręki gotowe do wykorzystania) mogą promować Elbląg nie gorzej niż całe zastępy Piekarczyków, Wikingów i innych logotypów, na które przeznacza się niemałe środki z miejskiego budżetu.
4. W Elblągu brakuje centrum. To stwierdzenie z pozoru oczywiste, z tym, że wielu elblążan uważa, iż doskwiera nam głównie brak „centrum handlowego”. Tymczasem współcześnie – biorąc pod uwagę negatywne doświadczenia wielu polskich i europejskich miast – urbaniści sugerują, żeby bezrefleksyjnie nie koncentrować funkcji handlowo-rekreacyjno-gastronomiczno-kulturalnych w wielkich, zadaszonych budynkach-molochach, obok których niezbędne są hektary parkingów. Takie miejsca skutecznie generują korki i z powodzeniem „wysysają” wszelką aktywność z pozostałych rejonów miasta.
5. Elbląska starówka, wraz z terenami sąsiadującymi od wschodu (w kierunku ul. Hetmańskiej) i od zachodu (Wyspa Spichrzów) ma wszelkie predyspozycje ku temu, aby być atrakcyjnym centrum miasta z odpowiednio rozmieszczonymi, niezależnymi obiektami o funkcjach handlowych, kulturalnych, gastronomicznych itp., połączonych siecią uliczek, deptaków i terenów zielonych, gdzie chętnie spędzałoby się czas. Taki charakter miała jeszcze do niedawna choćby ul. 1 Maja z parkiem Planty. Niestety obecnie – podobnie jak ul. Hetmańska – została zdominowana przez banki, do których (co tu kryć) rzadko przychodzi się dla przyjemności. To namacalny dowód na zgubne skutki koncentrowania określonych funkcji w jednym miejscu.
Choć powyższe przemyślenia wielu może uznać za mało odkrywcze, to warto zauważyć, że są to darmowe sugestie płynące z kilkunastu bardzo różnorodnych projektów, przedstawionych przez międzynarodowy zespół młodych architektów. Na wysłuchanie takich propozycji znalazł czas (na szczęście) Departament Architektury i Urbanistyki UM oraz wiceprezydent Adam Witek, a nie znaleźli (niestety) sami mieszkańcy – internetowi krytycy – oraz większość elbląskich architektów, instytucji, itp. Będzie jeszcze okazja do zapoznania się z tymi projektami podczas wrześniowego Kongresu Kultury – zachęcam wszystkich do większego zainteresowania tematyką tworzenia przyjaznych przestrzeni w naszym mieście, a nie tylko sporami, czy ważniejsze jest centrum handlowe czy raczej aquapark.
P.S. Uprzedzając ewentualne zarzuty – nie jestem związany zawodowo, politycznie ani rodzinnie z żadnym urzędem ani partią polityczną.