Zachrypniętym głosem wyśpiewał to, co mu w duszy wrażliwej gra. O tym, jak na krawędzi szkła pęka pierwsza łza, jak czasem umiera zupełnie i już. Wczoraj (20 lipca) w Bibliotece Elbląskiej wystąpił Marek Dyjak. Zobacz więcej zdjęć.
Nazywany polskim Tomem Waitsem. Z wykształcenia hydraulik. Samorodny talent. Śpiewający tak, że ciarki przechodzą po ciele. Człowiek ze skomplikowanym życiorysem, który prawdopodobnie sprawił, że nikt - tak jak on, nie potrafi wyśpiewać bólu, buntu, nadziei.
Marek Dyjak – postura niedźwiedzia, wrażliwość duszy, cóż, ogromna. Mocnym głosem, zachrypniętym, przejmującym śpiewa mocne utwory: „Nie będziesz tam jakimś poetą, tylko najgorszym na świecie, nie będziesz ty wódek smakoszem, tylko zapity na śmierć”, „Czasem umieram zupełnie i już, szczególnie kiedy niedziela”. Sprawia, że słuchacze zamierają w skupieniu. I tak było podczas wczorajszego koncertu w Bibliotece Elbląskiej. Sala wypełniona do ostatniego krzesła. Dyjak może bardziej zachrypnięty i przejmujący, bo jak sam przyznał – połamany i chory. Na scenie towarzyszył mu pianista Zdzisław Kalinowski. Koncert nieco za krótki, godzinny, ale nagrodzony burzą oklasków. Takich nam bardów potrzeba.
Marek Dyjak – postura niedźwiedzia, wrażliwość duszy, cóż, ogromna. Mocnym głosem, zachrypniętym, przejmującym śpiewa mocne utwory: „Nie będziesz tam jakimś poetą, tylko najgorszym na świecie, nie będziesz ty wódek smakoszem, tylko zapity na śmierć”, „Czasem umieram zupełnie i już, szczególnie kiedy niedziela”. Sprawia, że słuchacze zamierają w skupieniu. I tak było podczas wczorajszego koncertu w Bibliotece Elbląskiej. Sala wypełniona do ostatniego krzesła. Dyjak może bardziej zachrypnięty i przejmujący, bo jak sam przyznał – połamany i chory. Na scenie towarzyszył mu pianista Zdzisław Kalinowski. Koncert nieco za krótki, godzinny, ale nagrodzony burzą oklasków. Takich nam bardów potrzeba.
A