
- Jeśli czegoś bardzo chcesz, możesz to zrobić. Wszystko siedzi w naszej głowie. Ważne są odpowiednie nastawienie i podejście. Do tego cierpliwość, ciężka praca i dyscyplina - mówi st. szer. Adrian Pluciński. Elblążanin, żołnierz 16 Żuławskiego Pułku Logistycznego im. Obrońców Westerplatte w maju w zawodach NPC (National Physique Committee, największa amatorska organizacja kulturystyczna w Stanach Zjednoczonych) w Warszawie zajął drugie miejsce w kategorii Masters. Zdjęcia.
- Anna Dawid: - Przygodę z kulturystyką rozpoczął Pan siedem lat temu.
- Adrian Pluciński: Tak i był to poniekąd przypadek. Chciałem trochę przytyć, nabrać masy mięśniowej. We wrześniu 2018 roku rozpocząłem treningi na siłowni. Początkowo robiłem je wspólnie z kolegą Kamilem i to on wprowadził mnie w ten sport. Wówczas nie sądziłem, że tak to wszystko się rozwinie i będę startował w zawodach sylwetkowych. To przyszło z czasem. Pierwsze efekty na tyle mnie zmotywowały, że ustawiłem sobie poprzeczkę wyżej. Moim celem stał się start w zawodach. Jednak wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak ciężko jest osiągnąć formę sceniczną. Postanowiłem, że mimo wszystko to zrobię.
- Sport to nie tylko dyscyplina i praca, ale też po prostu fajda. Z czego płynie dla Pana największa satysfakcja w kulturystyce?
- Jest to na pewno kształtowanie swojej sylwetki. Ciało ludzkie jest niczym plastelina i to w głównej mierze od nas samych zależy, jak ono wygląda. Samo "dźwiganie żelastwa" właśnie daje mi taką frajdę. Kiedy inni śpią, ja już trenuję. Trening cardio na rowerze stacjonarnym zaczynam już o godz. 4.30, potem prysznic, śniadanie, wyjazd do pracy, po pracy trening i do domu. Samo przygotowywanie sobie posiłków, bo sam sobie gotuję i nie korzystam z cateringu, sprawia mi ogromną przyjemność. Nic co robię związanego z tym sportem nie jest dla mnie katorgą. Kocham ten styl życia i tym jest właśnie dla mnie kulturystyka.
- Czy kulturystyka to również Pana sposób na życie?
- Nie nazwałbym tego w ten sposób. Jednak zależy co przez to rozumieć. Na pewno nie zarabiam na życie spędzając czas na siłowni. Nie jestem również trenerem personalnym, chociaż żona mnie do tego namawiała. Jest to moje hobby, pasja. W tym się odnajduję, w tym się dobrze czuję. Wiele osób mi mówi, że na pewno jest mi ciężko, skoro muszę trzymać dietę i odmawiam sobie przyjemności. Odpowiadam wtedy, że jeśli robiłbym to wbrew sobie i nie czerpał z tego satysfakcji, to pewnie nie byłbym teraz tutaj, gdzie jestem. Zwyczajnie bym z tego zrezygnował. Nie jem wyłącznie kurczaka z ryżem i brokułem. Są dni kiedy zjem coś spoza swojego planu, wspólnie z rodziną, na przykład sushi. Jednak to bardziej w okresie masowym. W okresie przedstartowym nie ma mowy o czymś takim.
- Przygotowania pod kątem zawodów sylwetkowych wymagają sporej ilości czasu, wysiłku i wyrzeczeń. Jak to wygląda w Pana przypadku?
- Nie będę mówił, że jest łatwo. Są dobre i złe dni. To jest poświęcenie. Mój okres budowania masy mięśniowej trwał 12 miesięcy. W szczycie moje zapotrzebowanie kaloryczne doszło do 5300 kcal w dzień treningowy. Pięć, sześć posiłków w ciągu dnia. Treningi pięć razy w tygodniu do tego cardio w formie roweru stacjonarnego. Typowe przygotowania do zawodów, które miałem zaplanowane na 26 kwietnia i 10 maja zacząłem wraz z trenerem od 6 stycznia. Równo szesnaście tygodni ciężkiej pracy, samodyscypliny, wysiłku, hektolitrów potu, wyrzeczeń, cierpliwości, aby być gotowym w stu procentach. Po drodze nie obyło się bez kontuzji (uszkodzone kolano w lutym oraz naciągnięta lewa pachwina). To uniemożliwiło mi treningi nóg, zwykłe chodzenie też sprawiało spory ból. Zwykłe siadanie, jak i chodzenie były sporym dyskomfortem. Pojawiła się złość, bezsilność i taka zwyczajna bezradność. Wtedy największym bodźcem, który dał mi motywację, były słowa mojej kochanej żony. Powiedziała: Adrian, jeżeli Ty przejdziesz do końca te przygotowania i staniesz na scenie mimo tego co teraz się dzieje, to już nic nie stanie ci na drodze do osiągnięcia celów, jakie sobie wyznaczysz.
- Jakie dałby Pan rady osobom, które chciałby rozpocząć uprawianie sportów sylwetkowych?
- Chyba taką: dyscyplina, dyscyplina i jeszcze raz dyscyplina. W tym sporcie samo dźwiganie na siłowni to nie wszystko. Liczy się technika, a nie sam ciężar, jak młodzi adepci myślą. Na dobrą formę składa się także dieta. To co jemy ma ogromne znaczenie dla rozwoju naszej sylwetki. Odpowiednia kaloryczność posiłków, odpowiednie makroskładniki są kluczem. Początki są trudne, to fakt. Jednak jeśli czegoś bardzo chcesz, możesz to zrobić. Wszystko siedzi w naszej głowie. Ważne są odpowiednie nastawienie i podejście. Do tego cierpliwość, ciężka praca i jak już wspomniałem na samym początku dyscyplina.
- W zawodach NPC (National Physique Committee, największa amatorska organizacja kulturystyczna w Stanach Zjednoczonych) w Warszawie zajął Pan drugie miejsce w kategorii Masters. Co dla Pana oznacza ten sukces?
- Jest to najważniejszy mój sukces, z uwagi na to, że "dokręcałem" formę z zawodów, w których brałem udział 26 kwietnia, gdzie w federacji NPC również zająłem drugie miejsce w kat. Masters. Wniosłem lepszy pakiet sylwetkowy na scenę, niż w kwietniowych zawodach, więc poprawiłem formę. Pozowanie sceniczne ćwiczyłem praktycznie dzień w dzień, w domu przed lustrem. Zastosowaliśmy z trenerem nowy wariant "ładowania", co według nas sprawdziło się i opłaciło, oddając to wyglądem sylwetki na scenie. Mam również za sobą debiut w 2022 roku, gdzie wywalczyłem w federacji NPC II i V miejsce, a także w federacji WPF, gdzie zająłem II miejsce. Na swoim koncie mam już także V miejsce w kat. Begineers oraz II i III miejsce w Międzyfederacyjnych Mistrzostwach Polski Słodkiewicz Classic, które wywalczyłem na zawodach 26 kwietnia. Podsumowując: samo wystąpienie w zawodach sylwetkowych jest sukcesem, ponieważ nie każdy jest w stanie przygotować swoje ciało pod kątem startu w zawodach sylwetkowych.
- Na koniec proszę powiedzieć Czytelnikom słowo o sportowych planach na przyszłość.
- Plan jest taki, aby dalej konsekwentnie pracować nad sylwetką i się rozwijać. Wiem jakie są moje mocne strony, a gdzie mam braki w sylwetce. Genetycznie moja klatka piersiowa jest mała, więc aby prezentowała się bardziej okazale, trzeba zbudować więcej masy mięśniowej. Na tym będziemy się teraz skupiali. Nie wyznaczam sobie żadnej konkretnej daty startu. Jednak mam plany startowe, jak i marzenie w tym sporcie, które wcześniej czy później zrealizuję, dążąc do tego ciężką pracą, uporem, dyscypliną i cierpliwością. To nie jest moje ostatnie słowo. Wrócę silniejszy. Dziękuję mojej kochanej żonie Magdalenie, wszystkim moim wiernym kibicom, rodzinie, moim dowódcom, kolegom i koleżankom z 16 Żuławskiego Pułku Logistycznego im. Obrońców Westerplatte za wsparcie okazane mi podczas przygotowań.