
Jantar płynie do Elbląga - taka informacja dotarła do naszej redakcji w poniedziałek (2 czerwca) rano. Wiedzieliśmy, że na pokładzie jednostki wyprodukowanej w elbląskiej stoczni Schichaua w 1892 r. nie może zabraknąć dziennikarza portElu. We wtorek (3 czerwca) rano wszedłem na pokład... Zobacz zdjęcia.
Dopłynąć z Bydgoszczy do Elbląga takim statkiem jak Jantar (o zanurzeniu prawie metr), to nie jest decyzja, którą podejmuje się w nocy z czwartku na piątek. Wszystko dlatego, że Wisła na swoim dolnym odcinku ma swoje kaprysy... Początkowo planowano wyruszyć do Elbląga z Bydgoszczy, gdzie dotychczas stacjonował Jantar, już 26 kwietnia, ale... było za mało wody.
- Przez całą wiosnę Wisła miała na wodowskazie Fordon (w Bydgoszczy - przyp. SM) poniżej 1,50 m. Informacja w wodowskazie nie wskazuje głębokości, to jest wskaźnik. My wiemy, że głębokość rzeki jest podawana dla tego konkretnego wodowskazu - tłumaczy Przemek Ziętara, jeden z członków załogi Jantara. - Komunikat nawigacyjny mówi, że śluza Czersko Polskie nie wykonuje operacji poniżej poziomu 1,5 metra na wodowskazie Fordon.
Żeby wypłynąć z Bydgoszczy na Wisłę, trzeba pokonać śluzę Czersko Polskie. Załoga Jantara pilnie śledziła więc informacje o stanie wody. Na szczęście są strony w Internecie, aplikacje, które pozwalają przewidzieć, jakie będą warunki wodne w następnych kilku dniach.
W ubiegłym tygodniu prognozy wskazywały, że w poniedziałek (2 czerwca) może się udać: stan wody będzie na tyle wysoki, że Jantar będzie mógł dotrzeć do Białej Góry, gdzie rozpoczyna się Nogat - rzeka „bardziej“ sprzyjająca wodniackim turystom.
- W piątek [30 maja - przyp. SM] kolega, który pomagał nam przeprawić się przez Wisłę przekazał nam informację, że w poniedziałek można płynąć, wtedy stan wody będzie optymalny. Nie zastanawialiśmy się ani chwili. Zależało nam, że cały odcinek na Wiśle przepłynąć w jeden dzień, płynęliśmy 12 godzin - wyjaśniał Waldemar Matuszak, kapitan i dotychczasowy właściciel Jantara. - Wiedzieliśmy, że już następnego dnia warunki mogą się pogorszyć i rejs nie będzie możliwy. Trzeba będzie znowu czekać. Najważniejsze, że dotarliśmy.
We wtorek (3 czerwca) poziom wody na wodowskazie Chełmno spadł o 18 centymetrów. Załoga skwitowała to jednogłośnie: „Dziś moglibyśmy nie przepłynąć“. Z przygodami, ale w poniedziałek wieczorem Jantar zameldował się na przystani w Białej Górze.
Pewną ciekawostką pływania po Wiśle jest fakt, że na „królowej polskich rzek“ trzeba zygzakować“ płynąc od brzegu do brzegu, omijając łachy piasku po drodze. Przystosowanie Wisły do żeglugi to jest bardzo trudny temat i przekracza ramy tego tekstu.
Nie wypuszcza steru z rąk
We wtorek skoro świt razem z Dariuszem Babojciem ze Stowarzyszenia Historyczno - Poszukiwawczego „Denar“ meldujemy się na przystani Pętli Żuławskiej w Białej Górze. Marzenie elbląskich pasjonatów historii stoi przycumowane. Wchodzimy na pokład i witamy się z pięcioosobową załogą. Cel na dziś: dopłynąć do Elbląga. Droga wydaje się łatwa: Nogat i na 50. kilometrze skręcić w Kanał Jagielloński.
- Na Nogacie wiadomo jak będzie. Na śluzach są zastawki, które przepuszczają wodę. i przepuszczają jej tyle, żeby na całym odcinku było jej tyle samo - wyjaśnia Przemek Ziętara. - Tutaj poziom wody się nie zmienia. Nie ma się czym martwić.
Na Wiśle zmiana lustra wody o 80 cm w ciągu doby to nie jest problem. Ta rzeka codziennie jest inna. Można to oczywiście przewidzieć, patrząc co robi obsada zapory wodnej we Włocławku. Woda z Włocławka do Bydgoszczy płynie dobę, więc działania Włocławka w Bydgoszczy będzie widać następnego dnia - wyjaśnia kapitan.
Waldemar Matuszak odpala silnik. Ten „gra jak z nut“ i „chodzi jak w zegarku“. Dla kapitana to ostatni, pożegnalny rejs na Jantarze. Niemal przez całą podróż nie wypuszcza steru z rąk. Do końca chce się cieszyć z prowadzenia statku.
- Oczywiście, że jest mi żal się z nim rozstawać. Nawet bardzo ciężko... - mówi Waldemar Matuszak. - Ale jestem już w takim wieku, że wydolność fizyczna jest znacząco mniejsza i nie daję już rady tego ogarnąć. Bardzo mało jest takich statków z taką historią, zarówno tą przedwojenną, jak i po II wojnie światowej. Traktowaliśmy Jantara jak swoje dziecko i dbaliśmy jak tylko najlepiej umieliśmy. To prawie 20 lat mojego życia, ale przychodzi ten etap, że trzeba się rozstać.
fot. Sebastian Malicki
Szczególny statek
Jantar to dla elblążan statek szczególny. Wybudowany w 1892 r. w elbląskiej stoczni Ferdynanda Schichaua dla Dampschiff Reederei für Fluss und Haffschiffahrt August Zedler z Elbląga (Towarzystwo Żeglugi Rzecznej w wolnym tłumaczeniu).Był przeznaczony do pływania na Kanale Elbląskim. W pierwszych latach przewoził głównie drewno. Po II wojnie światowej jednostkę przejęli Polacy, dostosowali ją do przewozu pasażerów i pływała na Warcie. „Po drodze” otrzymała nazwę „Jantar”. W 2006 r. kupił go Waldemar Matuszak.
- Oryginalny jest cały nitowany kadłub. Pół metra kwadratowego blachy dodaliśmy przy okazji wymiany systemu chłodzenia. Wcześniej czynnikiem chłodzącym była woda pobierana z rzeki. Groziło to takimi atrakcjami jak zassanie roślinności rzecznej. Zlikwidowaliśmy te rozwiązanie, zdecydowaliśmy się na obieg zamknięty. Do dna statku przyspawaliśmy zbiornik i to jest chłodnica. A czynnikiem chłodzącym jest płyn chłodniczy. - wyjaśnia Waldemar Matuszak. - Dzięki temu nie trzeba go na zimę odwadniać. Nic już nie zamarznie i nie rozsadzi silnika. Obecny kształt statku jest taki, jaki został mu nadany po II wojnie światowej. Oryginalna sterówka to był taki mały kiosk z przodu. W 1955 r. została wykonana przebudowa i to co wtedy zostało zrobione, to utrzymaliśmy do dziś. Kiedy Jantar do mnie trafił to był w opłakanym stanie. Wypruliśmy wówczas wszystko do gołej blachy i zrobiliśmy wnętrze w takim standardzie w jakim jest teraz.
- Pierwotnie napęd był parowy, a z przodu mieścił się skład węgla. Statek miał komin, który trzeba było składać i rozstawiać na nowo przepływając pod mostami. Maszyna parowa wymagał też stosunkowo dużej pracy przy obsłudze. Stąd decyzja o zmianie napędu na diesel, który nie wymaga takiego nakładu pracy - dodaje Przemek Ziętara, jeden z członków załogi. - Zmiana napędu wymusiła też inne zmiany. Statek napędzany maszyna parową może pływać zarówno do przodu jak i do tyłu. W przypadku silnika spalinowego konieczne jest założenie przekładni, która zmieni kierunek obrotu i w ten sposób umożliwi pływanie w dwóch kierunkach.
Schodzimy do maszynowni. Jantar wciąż jest napędzany tym samym sześciocylindrowym silnikiem Skody, który został zamontowany na początku lat 60. ubiegłego wieku. Wymieniane były tylko wtryski. Przy stosunkowo niskiej prędkości ok 8 - 10 km na godzinę spala około 5 litrów paliwa na godzinę. Tytułem ciekawostki zbiornik na paliwo może pomieścić 700 litrów.
Śluzowanie
Dopływamy do śluzy Szonowo. To pierwszy z trzech (jeszcze pokonamy Rakowiec i Michałowo) stopni wodnych, które są na trasie do Elbląga. Na każdym Jantar wzbudza zainteresowanie obsługi. Niecodziennie śluzuje się statek, który w tym roku obchodzi 135. urodziny. Śluzowanie to jeden z nielicznych momentów, gdzie faktycznie trzeba coś zrobić na pokładzie: w wielkim skrócie przycumować statek do brzegu, poczekać aż woda opadnie (płyniemy w dół), odcumować. I można uprawiać chillout dalej.
fot.Sebastian Malicki
Siedzimy przy stolikach na pokładzie, rozmawiamy o perspektywach żeglugi śródlądowej w Polsce, rozkoszujemy się pięknem przyrody, zgadujemy, jakie ptaki nad nami przelatują... W Malborku dosiadają się senator Jerzy Wcisła i Juliusz Marek, realizujący materiał filmowy dla Truso TV.
Jantar wyposażony jest w trzy kajuty, ma jeden raz może zabrać nawet 12 pasażerów. Mimo że kadłub z XIX wieku, warunki w kajucie na miarę XXI w. Jest energia elektryczna 12V, 24V i 230V, w kąciku kuchennym można przygotować „coś na ząb“.
Przez Kanał Jagielloński
Chwilę niepewności przeżywamy kilka kilometrów przed wejściem w Kanał Jagielloński. Jest tam most z bardzo małym prześwitem. Gdyby się okazało, że stan wody jest za wysoki, to mogło się okazać, że... trzeba wracać do Białej Góry. Na szczęście wody „jest w sam raz“ i statek spokojnie się mieści. Skręcamy w Kanał Jagielloński i przyglądamy się panoramie Elbląga, pokazując załodze widoczne charakterystyczne budynki naszego miasta m. in. wieżę Katedry św. Mikołaja, Modrzewinę, browar... . Za kilka dłuższych chwil wpływamy w rzekę Elbląg. Przy terminalu im. Dariusza Waldzińskiego w elbląskim porcie czeka na nas kilka zainteresowanych osób. Cumujemy... i część z nas już wie, że jeżeli tylko jeszcze będzie okazja, to jeszcze raz wejdzie na pokład Jantara.
Teraz pozostało już tylko sfinalizować proces zakupu statku, za czym głosowali elblążanie w budżecie obywatelskim, wyłonić operatora i... Jeszcze w trakcie rejsu puszczamy wodze fantazji, jak można wykorzystać statek w mieście: od lekcji dla dzieci i młodzieży, przez rejsy jako nagrody w miejskich konkursach, rejsy wycieczkowe dla mieszkańców, po przyjmowanie na pokładzie ważnych gości.
W Bydgoszczy Jantar był pływającą scena koncertową. Na jego pokładzie występowali m.in. Grzegorz Turnau, Krystian Adam Krzeszowiak, Gary Guthman czy Alvon Johnson, Oleksandr Bozhyk i Vadim Brodski.
- Cieszę się, że trafia w dobre ręce. Wiem, że będzie traktowany, tak jak ja go traktowałem, czyli prawie jak dziecko - mówi Waldemar Matuszak. - Cieszę się, że trafia do Was, bo widzę ogromny zapał, ogromną radość, że Jantar wraca tam, gdzie został zbudowany. Wiem, że będziecie go szanować, dbać o niego i stanie się niezwykłą wizytówką Elbląga. Ten statek daje wiele możliwości.
- Historia jest elementem każdej społeczności. O przeszłość też trzeba zadbać, tak aby przyszłe pokolenia mogły poznać jak kiedyś żyli ludzie - dodaje Przemek Ziętara. - Jantar to najstarszy statek pasażerski w Polsce, który pływa.
Kiedy zostanie oficjalnie zaprezentowany elblążanom, tego jeszcze nie wiemy. My polecamy przespacerować się na kładkę dla pieszych przy moście Unii Europejskiej i z góry oglądać pierwszą jednostkę elbląskiej floty.
Na koniec ciekawostka. O pomyśle, by miasto kupiło statek Jantar pisał już w 2010 roku na portElu ówczesny redaktor naczelny Piotr Derlukiewicz. Po 15 latach dzięki mieszkańcom i głosom w budżecie obywatelskim, ten pomysł udało się zrealizować.
fot. Anna Dembińska