Niestety, w niektórych przypadkach nie ma żadnej różnicy. Wydaje się, że tych, co prowadzą autobus, po prostu nie obowiązują żadne przepisy. Przykład?
Wyobraźcie sobie Państwo, że jedziecie właśnie jednym z naszych „wspaniałych” wehikułów komunikacji miejskiej. Czyściutkie wnętrze, ogrzewanie na full, wszystkie kasowniki sprawne. Ok., troszkę się rozmarzyłem. Do pojazdu wsiada starszy człowiek o kuli, a tu ryk silnika i gwałtowne przyspieszenie. Mężczyzna ledwo utrzymuje równowagę i w ostatniej chwili chwyta się poręczy siedzenia. Całe szczęście, że jeszcze tam była.
Mi osobiście taka jazda nie sprawia aż takich kłopotów, bo jestem jeszcze dość sprawny fizycznie. Choć raz mało brakowało, bym zaliczył tzw. glebę.
W tym wszystkim najgorsze jest to, że człowiek, który ledwo wyszedł z opresji, nic się nie skarży. Siada po prostu na miejsce i roztrzęsionymi rękoma odstawia swoją kulę. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jakie emocje nim targały. Widziałem tylko, że zbladł i po czasie odetchnął z ulgą.
Czy „autobusiarze” są aż tak ważni i niezastąpieni, że mogą pozwalać sobie na takie wybryki? Czy ktoś w ogóle kontroluje jak zachowują się „za kółkiem”? I najważniejsze, czy faktycznie pasażerowie nie mają nic do powiedzenia?
Na koniec pragnę dodać, że większość prowadzących autobusy to ludzie z wyobraźnią i kulturą, którzy nie raz, ze stoickim spokojem, potrafią zażegnać nie jeden „kryzys”. Artykuł dotyczy tej reszty, która swoją lekkomyślnością może nie tylko popsuć wizerunek ogółu, ale również zrobić komuś krzywdę.
Mi osobiście taka jazda nie sprawia aż takich kłopotów, bo jestem jeszcze dość sprawny fizycznie. Choć raz mało brakowało, bym zaliczył tzw. glebę.
W tym wszystkim najgorsze jest to, że człowiek, który ledwo wyszedł z opresji, nic się nie skarży. Siada po prostu na miejsce i roztrzęsionymi rękoma odstawia swoją kulę. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jakie emocje nim targały. Widziałem tylko, że zbladł i po czasie odetchnął z ulgą.
Czy „autobusiarze” są aż tak ważni i niezastąpieni, że mogą pozwalać sobie na takie wybryki? Czy ktoś w ogóle kontroluje jak zachowują się „za kółkiem”? I najważniejsze, czy faktycznie pasażerowie nie mają nic do powiedzenia?
Na koniec pragnę dodać, że większość prowadzących autobusy to ludzie z wyobraźnią i kulturą, którzy nie raz, ze stoickim spokojem, potrafią zażegnać nie jeden „kryzys”. Artykuł dotyczy tej reszty, która swoją lekkomyślnością może nie tylko popsuć wizerunek ogółu, ale również zrobić komuś krzywdę.