UWAGA!

----

„Promyczek”. O dziecku, które czekało, i o dorosłych, którzy mieli odwagę je pokochać

 Elbląg, „Promyczek”. O dziecku, które czekało, i o dorosłych, którzy mieli odwagę je pokochać

Są takie chwile, które dzielą życie na „przed” i „po”. Dla nich - małżeństwa, które od lat marzyło o dziecku - taki moment przyszedł, kiedy zadzwonił telefon z ośrodka adopcyjnego. Dla niej - doświadczonej rodziny zastępczej - gdy po raz kolejny wzięła na ręce czyjeś dziecko z całą jego historią, lękami i bezbronnością. A dla niego - dla Stasia - kiedy w drzwiach pojawili się ludzie, którzy natychmiast zobaczyli w nim nie „przypadek”, nie „trudną historię”, ale syna.

Pragnienie. Osiem lat prób

- Na początku walczyliśmy o własne dziecko. Na przemian rodziła się nadzieja i przychodziło rozczarowanie. W pewnym momencie zrozumieliśmy, że to się nie uda. Ale wtedy też przyszła myśl, że możemy stać się rodzicami dla dziecka, które już jest. Dać szczęśliwy dom jakiemuś maluszkowi. Że może ten Promyk gdzieś już na nas czeka - mówi mama Stasia.

Złożyli dokumenty w ośrodku adopcyjnym, przeszli kwalifikację, rozmowy z psychologami, szkolenie. Zdecydowali, że chcą przyjąć do rodziny jedno małe dziecko, mniej więcej do półtora roku. A potem zaczęło się czekanie.

 

Miłość od pierwszego wejrzenia

Kiedy telefon wreszcie zadzwonił, po drugiej stronie usłyszeli, że jest chłopiec - Staś. Przyszło wszystko naraz: radość, strach, niedowierzanie.

Staś przebywał w rodzinie zastępczej u Doroty Kapuścińskiej w Elblągu. To tam po raz pierwszy zobaczyli go przyszli rodzice.

- Myśleliśmy, że będziemy się bać, że będzie dystans. A kiedy go zobaczyliśmy… to była miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wiedziałam, że można tak pokochać dziecko, którego nigdy wcześniej się nie widziało. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości - to nasz syn - wspomina mama.

Od początku wiedzieli, że zanim Staś formalnie trafi do ich domu, będą spotykać się u pani Doroty. I że rodzina zastępcza odgrywa w życiu ich syna ogromną rolę.

 

Dom zastępczy, który uczy kochać

Dorota Kapuścińska jest rodziną zastępczą od 30 lat. W swoim domu gościła ponad 40 dzieci.

- Na początku to jest mały, przestraszony człowieczek. Nie wie, gdzie trafił, nie zna zapachów, twarzy, głosów. Pierwsze dni to głównie strach. A potem widzę, jak z każdym tygodniem dziecko rozkwita. Zaczyna się śmiać, szukać kontaktu, ufać - opowiada.

- Rodzina zastępcza to nie miejsce. To ludzie - podkreśla pani Dorota. - To rytm dnia, „ktoś”, do kogo można przyjść po przytulenie. Ktoś, kto reaguje, kiedy płaczesz. Ktoś, kto nosi i kołysze, i mówi: jesteś ważny. To są tzw. figury przywiązania. Dziecko musi mieć chociaż jedną taką osobę. Bez tego później bardzo trudno jest budować cokolwiek.

Podkreśla, że pierwsze miesiące życia dziecka są nie do nadrobienia.

- Jeżeli nie ma zaopiekowania na początku, to już się tego nigdy w pełni nie nadrobi. Dlatego tak ważne jest, żeby dzieci nie leżały miesiącami w szpitalach czy domach dziecka, tylko jak najszybciej trafiały do rodzin. Rodzina zastępcza to bezpieczeństwo. A bezpieczeństwo to wszystko, co ma małe dziecko.

 

„On patrzył, jakby pytał: czy mogę?”

Wizyta przyszłych rodziców była dla niej momentem przełomowym.

- Kiedy pierwszy raz ich zobaczyłam, widziałam w oczach ogromną miłość. Ten błysk, że to jest „ich dziecko”. A potem patrzyłam na Stasia: jak do nich wyciąga ręce, jak się przytula, jak się śmieje. To będzie wspaniała rodzina, to się czuje - mówi Dorota Kapuścińska.

Jest taki obraz, który pani Dorota zapamiętała szczególnie:

- Siedzieliśmy w pokoju. Staś siedział na kolanach u taty, patrzył mi prosto w oczy. I ja w tych oczach wyczytałam: Czy mogę? Czy mogę iść, czy mogę kochać, czy mogę być z nimi ”. Przecież do tej pory byłam jego całym światem - znał tylko mnie. A tu nagle pojawili się ludzie, którzy kochają go przeogromnie. Wtedy głośno powiedziałam: „Możesz iść z moim błogosławieństwem. Kochaj. Bądź kochany”.

I choć to szczęśliwy moment, pani Dorota cierpi - bo każde rozstanie jest dla niej trudne.

- To jest moja strata, moja żałoba. Oddaję dziecko, z którym przeżyłam noce, choroby, pierwsze słowa. To jest ogromne obciążenie emocjonalne. Ale wiem, że taka jest moja rola. Mam stworzyć most między przeszłością a przyszłością. Mam przygotować dziecko na to, że ktoś będzie je kochał już na zawsze. Ale każde rozstanie bardzo boli. Być rodziną zastępczą to najtrudniejsza i najpiękniejsza praca świata.

 

Odwaga

- Jest taki mit: „wezmę dziecko z adopcji, nie wiadomo, co z niego wyrośnie”. Ale przecież przy biologicznych dzieciach też nie mamy żadnej gwarancji. Nie wiemy, czy będą zdrowe, czy spełnią nasze oczekiwania. Różnica polega na tym, że przy adopcji mówimy o tym głośno. Tak naprawdę najcenniejsze, co możemy dać, każdemu dziecku, to miłość i obecność - mówi mama Stasia.

Pani Dorota dodaje:

- Ja wychowywałam wiele dzieci. I wiem jedno: z miłości rosną dobrzy, wrażliwi ludzie. Moi podopieczni pokończyli szkoły zawodowe, ale też mają matury, niektórzy studia. Mają rodziny, robią to, co lubią, dobrze sobie radzą, są samodzielni. I to wcale nie jest mniej prawdopodobne tylko dlatego, że są adoptowani.

 

Kryzys w adopcjach i pieczy zastępczej

W debacie publicznej coraz częściej mówi się o kryzysie pieczy zastępczej i spadku liczby adopcji.

 

- Rodzin zastępczych jest za mało. Adopcyjnych - też. A dzieci nie ubywa. To są często maluchy po odrzuceniach, zaniedbaniach, przemocy. Potrzebują dorosłych, którzy naprawdę je pokochają, mają wyobraźnię i są gotowi oddać kawałek swojego życia. Trzeba być na to gotowym. Oddajesz swój dom, swój czas, swoje znajomości. Często stajesz się „niedyspozycyjny”, bo priorytetem są dzieci. A potem oddajesz jeszcze dziecko. To ogromny koszt psychiczny. Ale jak patrzę, jak te dzieci rozkwitają, jak przestają żyć w lęku, jak uczą się, że ktoś reaguje na ich płacz - wiem, że warto. Rodziny zastępcze odgrywają ogromną rolę w przyszłym życiu tych dzieci. To trzeba mówić głośno - podsumowuje Dorota Kapuścińska. - Bo dzieci nie mogą czekać. One potrzebują kogoś „tu i teraz”.

- Jesteśmy ogromnie wdzięczni pani Dorocie. Bo to ona pierwsza otoczyła miłością i troską naszego syna. To ona wprowadziła nas w jego życie, powiedziała, co lubi, dawała rady, podpowiedziała, jak się nim opiekować. Dzięki niej Staś prawidłowo się rozwija. A teraz oddaje nam ten Promyczek. Będziemy chcieli utrzymać ten kontakt – mówi mama adopcyjna.

- Stasiu to prawdziwy szczęściarz - trafiła mu się wspaniała rodzina. Jestem o jego przyszłość spokojna - dodaje pani Dorota.

 

„Kurs warto zrobić choćby po to, żeby sprawdzić siebie”

Rodzice Stasia mówią wprost: gdy ktoś choć raz pomyślał o adopcji, powinien zrobić pierwszy krok.

- Warto pójść chociaż na kurs w ośrodku adopcyjnym. Tam dużo rzeczy się wyjaśnia. Człowiek lepiej rozumie, z czym się wiąże adopcja, jakie są trudności, jak wygląda przeszłość tych dzieci. I może wtedy świadomie zdecydować, czy to droga dla niego.

Dodają, że ważna jest cierpliwość.

- Procesy kwalifikacyjne, szkolenia, później czekanie na telefon - to wszystko trwa. My czekaliśmy rok. Był moment, kiedy myśleliśmy, że może ten telefon nigdy nie zadzwoni. Ale zadzwonił. A potem okazało się, że to był właśnie „nasz” moment, nasze przeznaczenie. Odnaleźliśmy się z naszym synem. Przyjeżdżaliśmy do niego z drugiego końca Polski.

 

Rodzina zastępcza - pierwsza linia miłości

Staś święta spędza już z rodzicami adopcyjnymi w swoim domu. A w domu pani Doroty z czasem pojawi się kolejne dziecko.

Kolejny maleńki człowieczek, który będzie potrzebował miłości tak samo jak Staś.

- Będę czekała na kolejnego noworodka. W tym się dobrze czuję. Za każdym razem jest trudno i pięknie jednocześnie. Wracam do początków swojego rodzicielstwa zastępczego. Pierwszym dzieckiem, które wzięłam jako rodzina zastępcza, była Agnieszka. W ciągu tych 30 lat pod opieką miałam bardzo dużo chłopców, a teraz ma do mnie znów trafić dziewczynka. I -i nie uwierzycie -znów ma na imię Agnieszka. Czuję, jakby koło się zatoczyło – mówi pani Dorota.

Jeśli myślisz o byciu rodzicem zastępczym - nie zastanawiaj się dłużej. Zadzwoń, zapytaj, porozmawiaj: Dział Rodziny i Pieczy Zastępczej Elbląskiego Centrum Usług Społecznych. (55) 625 61 22 lub (55) 625 61 27

ECUS

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama