
– To ciężka praca. Musisz poświęcić jej strasznie dużo czasu, by utrzymać się na pewnym poziomie. Jakie rady dałbym początkującym? Po pierwsze, znajdź niszę, w której chcesz działać. Tematykę, którą kochasz, która jest twoją pasją. To widać, czy nagrywasz filmik „za karę”, gdy nie ma w tym werwy i pasji. Najfajniejsze są te tematy, w których czujemy się silni – mówi Paweł Ożubko, pochodzący z Elbląga twórca internetowy, który zdobył popularność na TikToku, prowadząc profil o gotowaniu „Zróbmy To”!
- Jesteś jednym z elblążan, który zdobył popularność w mediach społecznościowych. Większość takich osób w Elblągu już nie mieszka, rozwijając swoje kariery w innych miastach. Czy lokalizacja ma znaczenie dla tego typu kariery?
- Jeśli chodzi zdobycie popularności w social mediach, to oczywiście lokalizacja nie ma żadnego znaczenia. Odbiorca nie patrzy na to, czy ktoś jest z Warszawy, Krakowa, Wrocławia czy Elbląga, tylko na treści, które dostarczasz. Ale jeśli robisz to już profesjonalnie, to bardzo często kampanie, eventy czy zlecenia są realizowane w Warszawie, więc miejsce zamieszkania wówczas ma znaczenie. Mieszkam teraz w Gdańsku i często muszę poświęcić 3,5 godziny w jedną stronę na dojazd do stolicy. Ale nie narzekam (uśmiech).
- Ukończyłeś Politechnikę Gdańską, jesteś inżynierem nanotechnologii, magistrem inżynierii materiałowej. Tymczasem Twoją profesją stało się prowadzenie social mediów pod hasłem „Zróbmy To” o gotowaniu. Jak to się stało?
- Zawsze kręciły mnie kierunki ściśle techniczne, trudne. Chciałem zaspokoić swoje ego i ambicję. Udowodnić, że potrafię. Skończyłem studia, szukałem pracy kilka miesięcy i dostawałem jakieś oferty, które mnie nie satysfakcjonowały. Nie po to uczyłem się tyle lat, żeby pracować za najniższą krajową lub robić coś, w czym do końca nie czułem się dobrze. W międzyczasie zacząłem tworzyć filmy. Kiedy jeden z pierwszych zdobył 800 tysięcy wyświetleń, poczułem, że to jest to i poszedłem w to na całość. Aktualnie tworzę dwa profile – jeden gastronomiczny (Zróbmy To) i drugi technologiczny (MyToZgrani).
Pracowałem w branży odnawialnych źródeł energii, gdzie byłem kierownikiem do spraw organizacyjnych i w pewnym momencie stanąłem przed wyborem: albo się poświęcę socjalom, albo branży OZE, w której miałem już wysokie stanowisko. Wybrałem socjale i nie żałuję.
A jeśli chodzi o gotowanie, to ja w ogóle nie umiałem gotować. Na studiach trzeba było sobie radzić, by przeżyć, więc się eksperymentowało. Pamiętam do dzisiaj, jak z moim współlokatorem kupiliśmy w markecie składniki do robienia kebabów i wyszły naprawdę niezłe. I tak się zaczęła ta przygoda. Zacząłem sobie gotować obiady – raz wychodziło gorzej, raz lepiej, ale cały czas się uczyłem. Zacząłem gotować dla narzeczonej, znajomych i jakoś poszło.
Jestem samoukiem, korzystałem z wielu poradnikowych filmów w social mediach i – co ciekawe – od osób, które są teraz moimi kolegami, takich jak Piotr Ogiński (Kocham Gotować), Jakub Przeździecki (Coocharz), Michał Mirlak (Zabójczo Pyszne) czy Adrian Owsianik (Foxx Gotuje). Oni gotowali, robiąc w Internecie fajne rzeczy, więc stwierdziłem, że ja też spróbuję. Po ukończeniu studiów technicznych miałem pojęcie, jak pewne rzeczy zachowują się pod wpływem czynników zewnętrznych i zacząłem testować to w kuchni. Czytałem dużo, podglądałem i się rozwijałem. Po drodze było mnóstwo prób i błędów, ale wszystko szło do przodu.
- Jesteś w stanie swoje social media prowadzić sam, czy ktoś ci w tym pomaga? Jak to wygląda od kuchni?
- Gotuję sam. Czy prowadzę biznes sam? Nie, bo to z ludźmi robi się biznesy. Żeby mój profil hulał, pracuje ze mną nawet do 7 osób. Ja jestem twarzą tego biznesu, sam piszę scenariusze i montuję wszystkie materiały.
Ale poza tym mam na stałe swojego operatora (jest nim moja narzeczona), bez którego nie realizuję nagrań oraz menadżerów z Rokmates, którzy kompleksowo odpowiadają za współpracę z markami na moich profilach gastronomicznych i technologicznych. Korzystam też ze wsparcia Wojtka Grzegorzycy w zakresie media relations i mam księgową.
- Pamiętasz ten moment, w którym stwierdziłeś „sam już tego nie ogarniam, potrzebuję współpracy z innymi osobami”. Kiedy dla twórcy internetowego taki moment następuje?
- Kiedy nagrywasz bardzo dużo materiałów, masz spore zainteresowanie medialne wokół siebie, dostajesz co chwilę jakieś propozycje współpracy czy udziału w eventach i zdajesz sobie sprawę, że nie masz czasu odpisywać na maile, albo zajmuje Ci to kilka dni. W tej branży jest tak, że na ofertę trzeba odpisywać szybko. Pracując samemu, nie jesteś w stanie tego ogarnąć z taką efektywnością i to jest właśnie ten moment. U mnie nastąpił dwa lata temu.
Wpadało dużo zapytań, miałem coraz więcej wyjazdów, po prostu nie byłem w stanie efektywnie zajmować się swoim biznesem. Na początku też nie wiedziałem, jak wyceniać swoją pracę, a także jak i z kim rozmawiać o współpracy w branży. W tym wszystkim pomogli mi menadżerowie z Rokmates. Dzięki nim wiem, że wszystkie sprawy będą dopięte tak, jak chcę. Dobrze pamiętam rozmowę z Arturem Nalepko, który zainwestował we mnie swój czas i zaangażowanie – zrobiliśmy jedną z kampanii. Powiedział wtedy „Fajny ten Ożubko. Trochę drogo się ceni, ale weźmy go”. Po dwóch minutach rozmowy przerwałem Arturowi, mówiąc, że chcę z nim pracować, bo po prostu złapaliśmy kontakt. Podczas tej kampanii zobaczyłem, jak to wszystko profesjonalnie wygląda i stwierdziłem, że chcę iść tą drogą.
- Jesteś na większości platform social mediowych. Największą popularność daje ci TikTok, na którym masz ponad 150 tysięcy obserwujących i wiele filmów o zasięgu ponad 2 milionów.
- TikTok to najbardziej viralowa platforma, więc najłatwiej się na niej wybić. Ma różne algorytmy, promuje różne treści, nagradza za wytrwałość, charyzmę, styl i pomysłowość. Na Instagramie liczba obserwujących rośnie wolniej, ale to też dlatego, że jest tam po prostu więcej profili i większa konkurencja. Niemniej wartość obu profili w moim przypadku uważam za podobną. Jestem też na YouTubie, który jest dla najmniej istotny.

- Jak się robi rolki, które mają 2 miliony wyświetleń?
- Tak samo, jak rolki, które mają 2 tysiące wyświetleń.
- Jesteś w stanie przewidzieć, które chwycą? Od czego to zależy?
- Wiem, jak tworzyć chwytliwe materiały, co zrobić, by osiągały większe sukcesy, ale to i tak jest loteria. Film musi być ciekawy, może być trochę kontrowersyjny, ale bez hejtu. Raz tylko zdarzyło mi się coś w filmiku skrytykować i to całkiem niedawno.
- Co to było?
- Byłem jedną z pierwszych osób w Polsce, która nagrała test pewnej kanapki w jednej z popularnych sieciówek. Staram się zawsze robić to jako pierwszy. Wzięliśmy więc ekipę, pojechaliśmy na miejsce i nagraliśmy materiał. Dostałem niezbyt atrakcyjnie wyglądający produkt, więc miałem poczucie misji, że muszę uprzedzić odbiorców o tym, że ten produkt nie spełnia oczekiwań. Kiedy jednak w sieci zaczęły pojawiać się kolejne materiały, to doszedłem do wniosku, że najwyraźniej była to jednostkowa sytuacja.
- Odczuwasz popularność z sieci w realu? Przekłada się też ona na tradycyjne media? Widziałem, że byłeś zapraszany m.in. do telewizji śniadaniowych...
- Miałem zaproszenia do telewizji, ale nie ze wszystkich skorzystałem, bo umowy z nimi są moim zdaniem tak drobiazgowe i niekorzystne dla mnie, że wyglądają jak cyrografy. Oczywiście zdarza się, że zaczepiają mnie na ulicy osoby, które chcą sobie ze mną zrobić zdjęcia. Paradoksalnie myślałem, że będą mnie oglądać w sieci młodsze osoby, a tymczasem statystyki pokazują, że mam bardzo dużo widzów w wieku 35, 40 czy nawet 50 lat. Oczywiście osoby, które nie mają TikToka, po prostu nie wiedzą, kim jestem. Ja też dużo internetowych influencerów nie znam i to jest naturalne.
- Jakie miałbyś rady dla osób, które czują, że miałyby szansę na zdobycie popularności w social mediach. Od czego powinny zacząć?
- To nie jest tak prosty biznes, jak mogłoby się wydawać. To ciężka praca. Musisz poświęcić jej strasznie dużo czasu, by utrzymać się na pewnym poziomie. Jakie rady dałbym początkującym? Po pierwsze, znajdź niszę, w której chcesz działać. Tematykę, którą kochasz, która jest twoją pasją. To widać, czy nagrywasz filmik „za karę”, gdy nie ma w tym werwy i pasji. Najfajniejsze są te tematy, w których czujemy się silni, możemy gadać, nawijać makaron na uszy. Po drugie, trzeba zacząć – nie planować wielkich celów, tylko codziennie nagrywać kolejne materiały. Zrób nawet najgorszy film, ale zrób. Jak zrobisz, to zobacz, czy chwyciło. Jeśli nie, to próbuj dalej. Dodaj efekt, szukaj inspiracji, wpisz się w trend. Najważniejsze – nie podawaj się. Konsekwencja i cały czas to przodu – to jest najważniejsza reguła. Może to trywialne, ale prawdziwe.
- Kiedy zobaczymy cię w Elblągu na realizacji materiału?
- Byłem w ostatnim czasie w Elblągu nie raz. W przeszłości, kiedy jeszcze tam mieszkałem, organizowałem różne eventy, na przykład Manekin Challenge. Współpracuję z różnymi miastami – ostatnio z Gdańskiem i Brnem, a wkrótce lecę do Rygi. Myślę, że w Elblągu też można zrobić fajną akcję promocyjną. Jaką? Jeszcze nie wiem, ale może to być jakiś live cooking czy cokolwiek innego. Jestem otwarty na propozycje. Ważne, żeby było to zrobione z pompą, by zachęcić ludzi i zrobić fajne show. By dać ludziom trochę uśmiechu i dobrego jedzenia.