Edmund Bednarek, działacz „Solidarności”, który w stanie wojennym był internowany, dziś (5 lutego) przed Sądem Okręgowym w Elblągu domagał się odszkodowania i zadośćuczynienia za poniesione krzywdy. W sumie, jak napisał we wniosku, chce 28 tysięcy złotych.
Edmund Bednarek - obecnie rencista - był w grudniu 1981 roku pracownikiem etatowym NSZZ „Solidarność” w Zamechu. Pełnił funkcję członka prezydium komisji zakładowej „S”. Zarabiał, jak przyznaje, sporo, bo ok. 16 tysięcy starych złotych. Żona nie pracowała, zajmowała się domem i córeczkami - starsza chodziła do podstawówki, młodsza miała 3 lata.
- 12 grudnia 1981 roku wróciłem do domu po spotkaniu związkowym - wspominał dziś w sądzie Edmund Bednarek. - Rozmawialiśmy wówczas o niepokojących pogłoskach, ale nikt nie brał ich poważnie. Wróciłem do domu i położyłem się spać. Jednak tuż po północy usłyszałem pukanie do drzwi. Przez wizjer zobaczyłem milicjanta w mundurze i dwóch cywilów. Zapytałem, o co chodzi. Powiedzieli, że mają mnie dowieźć do Komendanta Wojewódzkiego Milicji w Elblągu. Zagrozili, że jeśli nie otworzę drzwi, wejdą siłą. Po wejściu odczytali mi nakaz internowania, ale w sumie ani ja, ani oni nie wiedzieliśmy, co to dokładnie znaczy. Spakowali mnie do blaszanej więźniarki, zwanej „lodówką” i zawieźli, ale nie na komendę, ale „za kanał”, do siedziby ZOMO. Tam już był jeden z moich kolegów i cały czas dowozili kolejnych. W sumie zabrało się nas ok. 20. Nikt nas nie informował, co będzie dalej. Później zapakowali nas do więźniarki i zawieźli do Zakładu Karnego w Iławie. Tam - kontynuował - nie było dla nas miejsc, więc zostaliśmy osadzeni w piwnicznych karcerach. To były cele jednoosobowe, a nas wpakowali tam po pięciu. Ja siedziałem na kiblu. W takich warunkach spędziliśmy dwie-trzy noce. Później zostaliśmy rozmieszczeni w celach ośmioosobowych.
Jak wspominał Edmund Bednarek, warunki socjalne były fatalne. Jedzenie - delikatnie mówiąc - niezbyt smaczne.
- Dostawaliśmy czarny chleb, czarną kawę, margarynę i jakąś zupę - wyliczał. - Gdyby nie paczki żywnościowe z kościoła i od rodziny, chyba nic byśmy nie jedli. Dodatkowo otrzymaliśmy od więźniów, którzy nas obsługiwali, zardzewiałe, brudne miski - dodawał. - Trochę je oczyściliśmy i to był nasz sprzęt do posiłków.
W Iławie Bednarek siedział do 19 marca 1982 r. Po powrocie z internowania został przeniesiony na inne stanowisko pracy, mniej płatne.
- Straciłem połowę dawnej pensji - mówił dziś w sądzie. - Ponadto dostałem mniej pieniędzy w ramach tzw. „czternastki”. Dlatego napisałem we wniosku, że domagam się 3 tys. złotych odszkodowania, a dodatkowo 25 tys. złotych zadośćuczynienia za poniesione krzywdy. Nigdy wcześniej nie ubiegałem się o odszkodowanie - dodał. - Jednak teraz jest ustawa, która umożliwiła mi złożenie wniosku do sądu. Mam potrzebne dokumenty, czyli m.in. nakaz internowania i zwolnienie z internowania.
Dziś przed Sądem Okręgowym w Elblągu rozpoczęły się w sumie trzy sprawy o odszkodowania za internowania w stanie wojennym.
Mówi sędzia Ewa Mazurek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu:
Relacja Marty Hajkowicz:
- 12 grudnia 1981 roku wróciłem do domu po spotkaniu związkowym - wspominał dziś w sądzie Edmund Bednarek. - Rozmawialiśmy wówczas o niepokojących pogłoskach, ale nikt nie brał ich poważnie. Wróciłem do domu i położyłem się spać. Jednak tuż po północy usłyszałem pukanie do drzwi. Przez wizjer zobaczyłem milicjanta w mundurze i dwóch cywilów. Zapytałem, o co chodzi. Powiedzieli, że mają mnie dowieźć do Komendanta Wojewódzkiego Milicji w Elblągu. Zagrozili, że jeśli nie otworzę drzwi, wejdą siłą. Po wejściu odczytali mi nakaz internowania, ale w sumie ani ja, ani oni nie wiedzieliśmy, co to dokładnie znaczy. Spakowali mnie do blaszanej więźniarki, zwanej „lodówką” i zawieźli, ale nie na komendę, ale „za kanał”, do siedziby ZOMO. Tam już był jeden z moich kolegów i cały czas dowozili kolejnych. W sumie zabrało się nas ok. 20. Nikt nas nie informował, co będzie dalej. Później zapakowali nas do więźniarki i zawieźli do Zakładu Karnego w Iławie. Tam - kontynuował - nie było dla nas miejsc, więc zostaliśmy osadzeni w piwnicznych karcerach. To były cele jednoosobowe, a nas wpakowali tam po pięciu. Ja siedziałem na kiblu. W takich warunkach spędziliśmy dwie-trzy noce. Później zostaliśmy rozmieszczeni w celach ośmioosobowych.
Jak wspominał Edmund Bednarek, warunki socjalne były fatalne. Jedzenie - delikatnie mówiąc - niezbyt smaczne.
- Dostawaliśmy czarny chleb, czarną kawę, margarynę i jakąś zupę - wyliczał. - Gdyby nie paczki żywnościowe z kościoła i od rodziny, chyba nic byśmy nie jedli. Dodatkowo otrzymaliśmy od więźniów, którzy nas obsługiwali, zardzewiałe, brudne miski - dodawał. - Trochę je oczyściliśmy i to był nasz sprzęt do posiłków.
W Iławie Bednarek siedział do 19 marca 1982 r. Po powrocie z internowania został przeniesiony na inne stanowisko pracy, mniej płatne.
- Straciłem połowę dawnej pensji - mówił dziś w sądzie. - Ponadto dostałem mniej pieniędzy w ramach tzw. „czternastki”. Dlatego napisałem we wniosku, że domagam się 3 tys. złotych odszkodowania, a dodatkowo 25 tys. złotych zadośćuczynienia za poniesione krzywdy. Nigdy wcześniej nie ubiegałem się o odszkodowanie - dodał. - Jednak teraz jest ustawa, która umożliwiła mi złożenie wniosku do sądu. Mam potrzebne dokumenty, czyli m.in. nakaz internowania i zwolnienie z internowania.
Dziś przed Sądem Okręgowym w Elblągu rozpoczęły się w sumie trzy sprawy o odszkodowania za internowania w stanie wojennym.
Mówi sędzia Ewa Mazurek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu:
Relacja Marty Hajkowicz:
A