Do Okręgowej Komisji Wyborczej w środę wpłynęły listy elbląskich komitetów wyborczych. Ich lektura przynosi czasami zaskakujące spostrzeżenia.
Każda ze startujących w wyborach partii mieni się partią, dla której zasady demokracji są najważniejsze. Okazuje się jednak, że każda z nich raczej niechętnie stosuje te zasady we własnej działalności. Mimo rzucanych publicznie przez partyjnych liderów deklaracji, tzw. doły partyjne niewiele mają do powiedzenia w sprawie ostatecznego kształtu list wyborczych. Nasza ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, że startowanie z drugiego i dalszych miejsc obciążone jest dużym ryzykiem utraty zainwestowanych w kampanię wyborczą pieniędzy. Stąd tzw. „jedynki” są w cenie i zazwyczaj to sam lider partii namaszcza kandydata na to miejsce, a członkowie lokalnych struktur przecierają często oczy ze zdumienia. Krańcowym tego przykładem jest lista Polskie Partii Pracy, na której są mieszkańcy wielu egzotycznych polskich miejscowości. Wielu oprócz Elbląga.
Za sprawą roszad centrali również listy PO zostały tak ułożone, że z „jedynek” wypadli elblążanie – z poselskiej Tadeusz Naguszewski na rzecz Krzysztofa Liska, spadochroniarza z Gdańska, a Jerzy Wcisła w ogóle zrezygnował z kandydowania do Senatu po wyznaczeniu Stanisława Gorczycy z Miłomłyna na lidera listy senackiej. Nie pomogły dwukrotne protesty lokalnych działaczy, góra pozostała nieugięta. Ponieważ senator SLD Władysław Mańkut postanowił tym razem wystartować w wyborach do Sejmu, a PIS umieściło na pierwszym miejscu ponownie Sławomira Sadowskiego z Pasłęka, to w efekcie Elbląg nie ma szans na swoją reprezentację w Senacie. Zważywszy na to, że elblążanie stanowią czwartą część wyborców w naszym okręgu, to sytuacja dosyć dziwna.
Po raz kolejny niestety należałoby się pochylić ze smutkiem nad kondycją elbląskich elit politycznych. Poza SLD, która dysponuje kadrą starych doświadczonych towarzyszy, pozostałe partie nie wykształciły odpowiednio prężnych i licznych działaczy, którzy mieliby dużą siłę przebicia na stołecznych parkietach partyjnych i potrafili godnie reprezentować nasze miasto w parlamencie.
Można to jednak zmienić! Wystarczy udać się 21 października do lokalu wyborczego i postawić krzyżyk przy kandydacie z Elbląga. To od nas wyborców zależy, czy będziemy w stanie wykreować swoich własnych działaczy politycznych tak jak zrobił to chociażby podobnej wielkości Gorzów. Bez naszych głosów będziemy ciągle skazani na spadochroniarzy z całej Polski.
Za sprawą roszad centrali również listy PO zostały tak ułożone, że z „jedynek” wypadli elblążanie – z poselskiej Tadeusz Naguszewski na rzecz Krzysztofa Liska, spadochroniarza z Gdańska, a Jerzy Wcisła w ogóle zrezygnował z kandydowania do Senatu po wyznaczeniu Stanisława Gorczycy z Miłomłyna na lidera listy senackiej. Nie pomogły dwukrotne protesty lokalnych działaczy, góra pozostała nieugięta. Ponieważ senator SLD Władysław Mańkut postanowił tym razem wystartować w wyborach do Sejmu, a PIS umieściło na pierwszym miejscu ponownie Sławomira Sadowskiego z Pasłęka, to w efekcie Elbląg nie ma szans na swoją reprezentację w Senacie. Zważywszy na to, że elblążanie stanowią czwartą część wyborców w naszym okręgu, to sytuacja dosyć dziwna.
Po raz kolejny niestety należałoby się pochylić ze smutkiem nad kondycją elbląskich elit politycznych. Poza SLD, która dysponuje kadrą starych doświadczonych towarzyszy, pozostałe partie nie wykształciły odpowiednio prężnych i licznych działaczy, którzy mieliby dużą siłę przebicia na stołecznych parkietach partyjnych i potrafili godnie reprezentować nasze miasto w parlamencie.
Można to jednak zmienić! Wystarczy udać się 21 października do lokalu wyborczego i postawić krzyżyk przy kandydacie z Elbląga. To od nas wyborców zależy, czy będziemy w stanie wykreować swoich własnych działaczy politycznych tak jak zrobił to chociażby podobnej wielkości Gorzów. Bez naszych głosów będziemy ciągle skazani na spadochroniarzy z całej Polski.