Moja żona Marlena Derlukiewicz kandyduje do Sejmiku Wojewódzkiego z listy Platformy Obywatelskiej (lista nr 4, pozycja nr 6). Członkiem PO jest od dwóch lat. Kandyduje, ponieważ korzystanie z pełni praw wyborczych nie jest niczym złym, uważam wręcz, że jest podstawą demokracji. Kandyduje, gdyż jest osobą zaangażowaną w sprawy publiczne, a ustawodawca nie pozbawia biernego prawa wyborczego ani współmałżonków, ani dzieci dziennikarzy.
Marlena Derlukiewicz kandyduje do Sejmiku, ponieważ oboje doszliśmy do wniosku, że ewentualne zdobycie przez Nią mandatu radnej Sejmiku będzie mniej kolidowało z moją pracą, niż by to miało miejsce w przypadku Rady Miejskiej. PortEl to gazeta lokalna, która sprawami Sejmiku Wojewódzkiego zajmuje się niezmiernie rzadko.
Piszę to poniekąd wywołany do tablicy przez autorów postów na temat kandydowania mojej żony, które tak licznie pojawiają się ostatnio przy tekstach o tematyce wyborczej.
Fakt, że jestem dziennikarzem, z pewnością nie ułatwia mojej żonie życia, bowiem nazwisko Marleny Derlukiewicz na łamach Elbląskiej Gazety Internetowej portEl.pl pojawia się znacznie rzadziej niż w innych elbląskich mediach. Dotąd przyjmowałem bowiem daleko idącą powściągliwość w informowaniu o Jej działaniach i sukcesach.
Nigdy dotychczas nie pisałem o tym, że jest autorką podręczników do języka polskiego do klasy IV, V i VI szkoły podstawowej „Słowa na start”, z którego uczy się co drugi młody elblążanin. To niewątpliwy sukces, bo autorów podręczników do języka polskiego jest w Polsce zaledwie kilkunastu, zaś autorów podręczników tak chętnie wybieranych przez nauczycieli i uczniów – zaledwie kilku. Wielu młodych elblążan i ich rodziców nie wie o tym, że „ich książkę” napisała elblążanka. Zwykło się sądzić, że autorzy mieszkają w Warszawie. Władze miasta tego sukcesu mojej żony jakoś nigdy nie dostrzegły i nie doceniły, być może także dlatego, że jej mężem jestem właśnie ja.
Nigdy nie napisałem o tym, że Marlena Derlukiewicz wspólnie z Antonim Czyżykiem wymyślili i przeprowadzili – przy udziale ekspertów – kurs dla osób stawiających w polityce pierwsze kroki pt. „Vademecum samorządowca”, wychodząc z założenia, że zanim kandydaci będą się ubiegać o mandat radnego, powinni jak najwięcej dowiedzieć się o funkcjonowaniu samorządu. Ich roczny kurs zakończył się kilka dni przedtem, jak Jarosław Kaczyński ogłosił prowadzenie w całym kraju podobnych, krótszych szkoleń, inicjując kampanię PiS do tegorocznych wyborów samorządowych.
Nigdy nie pisałem o tym, że w październiku tego roku za swe dokonania oświatowe Marlena Derlukiewicz otrzymała Nagrodę Ministra Oświaty (informowały o tym chyba wszystkie elbląskie media).
Nie pisałem nawet o prezentacji przez liderów PO kandydatów tej partii do Sejmiku Wojewódzkiego, wśród nich Marleny Derlukiewicz.
Widzicie więc, że nie tak łatwo być żoną dziennikarza.
Skoro już zmuszono mnie do wyznań, przy okazji wyznam, że Marcin Derlukiewicz, który latem napisał dla portElu serię tekstów o problemach Elbląga (ostatni z nich to „Miasto bez promocji”) to nasz syn. Jego teksty były chętnie czytane i szeroko komentowane przez internautów. Mamy też córkę Martę, która teraz studiuje w Toruniu, ale również przejawia duże zainteresowanie sprawami publicznymi i być może wkrótce ona też zacznie pisywać teksty dziennikarskie.
Od dwudziestu lat namawiam Czytelników – wcześniej „Gazety Wyborczej”, teraz portElu – do aktywności obywatelskiej, większego zainteresowania sprawami publicznymi; od dwudziestu lat rozmawiamy o tym w domu i wcale się nie dziwię, że takie są tego efekty, jestem z nich dumny. Ba, byłbym zdruzgotany, gdyby do tych idei nie udało mi się przekonać nawet własnej rodziny.
A wykonując swój zawód, zawsze podpisuję się pod tym, co napisałem. To – wbrew pozorom – naprawdę daje dużą przewagę. I o wszystkim, co napisałem, gotów jestem rozmawiać, choć wolałbym formę inną niż anonim.
Piszę to poniekąd wywołany do tablicy przez autorów postów na temat kandydowania mojej żony, które tak licznie pojawiają się ostatnio przy tekstach o tematyce wyborczej.
Fakt, że jestem dziennikarzem, z pewnością nie ułatwia mojej żonie życia, bowiem nazwisko Marleny Derlukiewicz na łamach Elbląskiej Gazety Internetowej portEl.pl pojawia się znacznie rzadziej niż w innych elbląskich mediach. Dotąd przyjmowałem bowiem daleko idącą powściągliwość w informowaniu o Jej działaniach i sukcesach.
Nigdy dotychczas nie pisałem o tym, że jest autorką podręczników do języka polskiego do klasy IV, V i VI szkoły podstawowej „Słowa na start”, z którego uczy się co drugi młody elblążanin. To niewątpliwy sukces, bo autorów podręczników do języka polskiego jest w Polsce zaledwie kilkunastu, zaś autorów podręczników tak chętnie wybieranych przez nauczycieli i uczniów – zaledwie kilku. Wielu młodych elblążan i ich rodziców nie wie o tym, że „ich książkę” napisała elblążanka. Zwykło się sądzić, że autorzy mieszkają w Warszawie. Władze miasta tego sukcesu mojej żony jakoś nigdy nie dostrzegły i nie doceniły, być może także dlatego, że jej mężem jestem właśnie ja.
Nigdy nie napisałem o tym, że Marlena Derlukiewicz wspólnie z Antonim Czyżykiem wymyślili i przeprowadzili – przy udziale ekspertów – kurs dla osób stawiających w polityce pierwsze kroki pt. „Vademecum samorządowca”, wychodząc z założenia, że zanim kandydaci będą się ubiegać o mandat radnego, powinni jak najwięcej dowiedzieć się o funkcjonowaniu samorządu. Ich roczny kurs zakończył się kilka dni przedtem, jak Jarosław Kaczyński ogłosił prowadzenie w całym kraju podobnych, krótszych szkoleń, inicjując kampanię PiS do tegorocznych wyborów samorządowych.
Nigdy nie pisałem o tym, że w październiku tego roku za swe dokonania oświatowe Marlena Derlukiewicz otrzymała Nagrodę Ministra Oświaty (informowały o tym chyba wszystkie elbląskie media).
Nie pisałem nawet o prezentacji przez liderów PO kandydatów tej partii do Sejmiku Wojewódzkiego, wśród nich Marleny Derlukiewicz.
Widzicie więc, że nie tak łatwo być żoną dziennikarza.
Skoro już zmuszono mnie do wyznań, przy okazji wyznam, że Marcin Derlukiewicz, który latem napisał dla portElu serię tekstów o problemach Elbląga (ostatni z nich to „Miasto bez promocji”) to nasz syn. Jego teksty były chętnie czytane i szeroko komentowane przez internautów. Mamy też córkę Martę, która teraz studiuje w Toruniu, ale również przejawia duże zainteresowanie sprawami publicznymi i być może wkrótce ona też zacznie pisywać teksty dziennikarskie.
Od dwudziestu lat namawiam Czytelników – wcześniej „Gazety Wyborczej”, teraz portElu – do aktywności obywatelskiej, większego zainteresowania sprawami publicznymi; od dwudziestu lat rozmawiamy o tym w domu i wcale się nie dziwię, że takie są tego efekty, jestem z nich dumny. Ba, byłbym zdruzgotany, gdyby do tych idei nie udało mi się przekonać nawet własnej rodziny.
A wykonując swój zawód, zawsze podpisuję się pod tym, co napisałem. To – wbrew pozorom – naprawdę daje dużą przewagę. I o wszystkim, co napisałem, gotów jestem rozmawiać, choć wolałbym formę inną niż anonim.
Piotr Derlukiewicz