
- Traktuję Elbing i Elbląg jako jeden historyczny byt, którego specyfika ów symboliczny, romantyczny „genius loci”, mimo polityczno-administracyjnych, społecznych i ludnościowych zmian na przestrzeni ostatnich stuleci trwa. Uczciwie mówiąc, nie przepadam, nie używam i nie do końca rozumiem sensu i celowości stosowania przez niektórych terminu Elbing w odniesieniu do prusko-niemieckiego okresu dziejów miasta, skoro mamy historyczną polską nazwę – mówi dr Arkadiusz Wełniak, autor publikacji „I wtedy przyszli Polacy. Ludność miasta i powiatu Elbląg w latach 1945-50”.
- Elbląg to miasto o wielkiej historii i wspaniałych tradycjach, które jak wiadomo w 1945 roku w konsekwencji działań wojennych, ogromu zniszczeń i nadmiernej eksploatacji gospodarczej znalazło się w wyjątkowo trudnym położeniu. Skutkowało to oczywiście degradacją miasta w wielu dziedzinach, szczególnie, że ówczesne władze centralne w pierwszych kilku latach nie były wsparciem a wręcz przyłożyły rękę do jego marginalizacji. Jakakolwiek jednak gradacja i porównywanie wielkości, znaczenia i bogactwa wielkomiejskiego Elbląga w mrocznych czasach hitlerowskich do Elbląga okaleczonego, wyniszczonego i rodzącego się wśród gruzowiskach jest nieuprawnione i niesprawiedliwe. Trzeba bić brawo i mieć uznanie dla polskiej ludności napływowej, do świadomych i zaangażowanych przesiedleńców, którzy tu trafili i potrafili to miasto podnieść, odbudować i zaktywizować – mówi dr Arkadiusz Wełniak.
Rafał Gruchalski: - W czwartek przy komplecie publiczności, było ponad 200 osób, odbyła się promocja Pana książki „I wtedy przyszli Polacy. Ludność miasta i powiatu Elbląg w latach 1945-50". Jakie są Pana wrażenia ze spotkania?
Arkadiusz Wełniak: - Jestem bardzo podbudowany przede wszystkim frekwencją i reakcją wielu osób, które podczas podpisywania dedykacji dzieliły się rodzinnymi wspomnieniami dotyczącymi swoich rodziców i miasta, które sami zapamiętali. Na spotkaniu zjawiły też osoby, które w omawianym okresie przybyły jako dzieci do Elbląga w pierwszych transportach przesiedleńczych z Mazowsza, Kujaw czy utraconych Kresów Wschodnich. Jedyne czego bardzo żałuję, że wielu z moich wyjątkowych rozmówców, bezpośrednich świadków tamtych czasów, z którymi rozmawiałem prawie dwie dekady temu, nie doczekało wydania tej publikacji. Więc postrzegam to jako hołd i wyraz wdzięczności dla tej licznej grupy pionierów i osób z pierwszej fali polskiej ludności napływowej.
Jestem pragmatykiem w badaniach historycznych, więc kiedy około 2002 roku rodziła się idea rozprawy doktorskiej, mając swobodny dostęp do źródeł archiwalnych, chciałem możliwie rzetelnie i całościowo udokumentować ten wyjątkowy, a jednocześnie nieodległy okres dziejów miasta, Taka właśnie była idea tej pracy, by pokazać świat trudnej powojennej rzeczywistości i znaleźć szeroki odbiór Czytelników, także tych, dla których będzie to być może jakaś mała motywacja do odtwarzania losów własnych rodzin albo dalszych pogłębionych badań źródłowych.
- To było pierwsze spotkanie, ale będą kolejne. Jaki jest plan na dalszą promocję tej publikacji?
- Książka będzie w najbliższym czasie promowana w dwóch miejscowościach. Najpierw w Tolkmicku 13 marca, następnie w Komorowie Żuławskim 20 marca. Podczas spotkania w elbląskim ratuszu mówiłem przede wszystkim o problematyce zaludnienia i zagospodarowania miasta, natomiast w Tolkmicku czy potem w Komorowie będę chciał pokazać te zagadnienia przez pryzmat osadnictwa czy adaptacji ludności w miejscowościach nadzalewowych i na obszarów wiejskich powiatu. Tu jest spore pole manewru, więc może uda mi się odnieść do niektórych odtworzonych, historii rodzinnych, które tam się przewijają. Te spotkania będzie prowadził historyk dr Marcin Owsiński, mój kolega pracujący w Muzeum w Sztutowie, więc odbędą się w formie rozmowy, wzbogaconej o prezentacje slajdów, materiałów czy zdjęć dotyczących tylko tych miejscowości. Liczę również na to, że na spotkaniach będą obecni potomkowie pierwszych przesiedleńców i również podzielą się swoimi refleksjami i wspomnieniami na temat okoliczności przybycia na te obszary czy codzienności po 1945 roku.
Będzie też finałowe (końcowe) spotkanie w maju – w Światowidzie, połączone z filmem przygotowanym przez Juliusza Marka (w ramach cyklu Elbląg na dużym ekranie – red.).
- Jaka jest Pana zdaniem świadomość obecnie żyjących w Elblągu mieszkańców na temat tużpowojennych losów miasta i ich przodków, którzy tu przybyli po II wojnie światowej? Dotychczas więcej informacji można było znaleźć o przedwojennym Elbingu...
- Nie dzielę miasta na Elbing i Elbląg. Traktuje go jako jeden twór, którego historia mimo cezury 1945 roku powinna stanowić ciągłość. To miasto o wspaniałych tradycjach, które jak wiadomo w 1945 r. znalazło się w wyjątkowo trudnym położeniu. Należy się dziś ogromny szacunek przesiedleńcom, którzy tu trafili i potrafili to miasto podnieść z gruzów. Za entuzjazm, zaangażowanie i optymizm w budowanie swojej nowej małej ojczyzny, mimo doświadczeń i traumy wojny i okupacji oraz niełatwych czasów politycznych stalinowskiej Polski. Dopiero w latach 70. Elbląg osiągnął przecież liczbę mieszkańców równą przedwojennej. Mieszkańcy powinni z dumą podkreślać własne dzieło odtwarzania i budowania Elbląga w powojennym okresie przez ich rodziców i przodków. To szczególnie istotne.
Jeśli chodzi natomiast o świadomość dotyczącą tego powojennego okresu, to mam wrażenie, że mogłaby być lepsza. Obecnie młode pokolenie nie do końca zdaje sobie sprawę, że ich dziadkowie albo i już pradziadkowie napłynęli do Elbląga z różnych obszarów Polski i spoza niej albo byli nielicznymi przedstawicielami ludności rodzimej (autochtonicznej). Czwarte czy piąte pokolenie powojenne z pewnością patrzy inaczej na dzieje miasta niż ich przodkowie, dla których było to przecież miasto obce. Młodzi mają pewien komfort pod tym względem, więc słusznie utożsamiają się w pełni z Elblągiem – i tym dawnym średniowiecznym, i tym w czasów Korony Rzeczpospolitej i tym z okresu pruskiego, bo to jest to pewna ciągłość pod tytułem ‘nasze miasto Elbląg”.
Jest natomiast wiele do nadrobienia w kwestii opowieści o tym powojennym okresie miasta i to powinno być zadanie chociażby dla nauczycieli historii w elbląskich szkołach. Pokazywać w spokojny, wyważony i niepolityczny sposób, jak napływowa ludność zbudowała od podstaw to miasto, jak na zwałach zniszczonego Elbląga powstawała nowa rzeczywistość i nowa tak mocno zróżnicowana społeczność. Mam nadzieję, że moja książka w tym procesie też chociaż troszkę pomoże.
- Czy podczas czwartkowego spotkania, rozmów z Czytelnikami przy podpisywaniu dedykacji, coś Pana zaskoczyło?
- Tak, szczególnie dwie osoby. Najpierw była sympatyczna pani, który przyniosła ze sobą Ausweis (dowód – red.) ojca – który jako nastoletni wówczas chłopak deportowany z rodzinnych stron, pracował przymusowo w Elblągu w latach 1942-45 w zakładach Schichaua. Była wyraźnie wzruszona, że mogła podzielić się tą historią. A jej wzruszenie udzieliło się zapewne wielu słuchaczom, a i dla mnie było to wyjątkowe. Była jeszcze jedna przemiła pani, której rodzice przybyli do Elbląga w 1945 r. z Warszawy w jednym z pierwszych, sierpniowych transportów kolejowych. Opowieści dotyczące trasy przejazdu do Elbląga jej rodziców, ich zakwaterowania w czasowym Punkcie Etapowym na Wojska Polskiego pokrywają się z zapisami źródłowymi z archiwów PUR, które odnalazłem i z relacjami innych osób, do których lata temu kierowała mnie Wiesława Rynkiewicz-Domino.
Osób, które wiele z tamtych czasów pamiętają, jest coraz mniej. Warto te relacje zbierać i je dokumentować, to jest, albo niestety już był ostatni moment, który gdzieś tam kolokwialnie mówiąc rzutem na taśmę wykorzystałem. Ale są ciągle nieudokumentowane wspomnienia i przekazy rodzinne o tamtych trudnych, ale wyjątkowych czasach. Może portEl mógłby takie relacje publikować? To taki apel z mojej strony.
- Apelujemy więc do Czytelników, by dzielili się takimi historiami. Prosimy o ich nadsyłanie drogą mailową lub tradycyjną. Liczymy na zdjęcia, chętnie je opublikujemy. A jakie są Pana dalsze plany?
- Jestem bardzo mocno zawodowo zajęty. Połączenie pracy naukowej z pracą zawodową i obowiązkami rodzinnymi nie jest łatwe. Nie planuję więc dalszej kwerendy i pracy nad projektami naukowymi. Ale nie porzucam oczywiście tematu popularyzacji historii, choć pewnie skupię się na jakimś sporadycznym pisaniu artykułów o bardziej popularnym charakterze, bez analitycznej, historycznej nadbudowy. Może obok Elbląga, będzie to tematyka mojego rodzinnego Kociewia, szczególnie w ujęciu zmian społecznych i narodowościowych już po 1920 roku. Najbardziej interesuje się mnie historia społeczna, szczególnie ta w ujęciu migracyjnym czy demograficznym. Zostało mi sporo niewykorzystanego materiału źródłowego i relacyjnego, więc może uda mi się opisać szerzej historię osadnictwa w niektórych wsiach na Żuławach Elbląskich czy na przykład należącej po wojnie do powiatu elbląskiego Krynicy Morskiej.
W czasie pisania doktoratu zainteresowała mnie dość słabo zbadana problematyka państwowych majątków rolnych, przekształcanych potem w PGR, szczególnie w zachodniej, żuławskiej części powiatu. Ten temat słabo przebadany i z przyczyn polityczno-propagandowych nierzadko ignorowany jest ciekawy z perspektywy historii niektórych miejscowości i grup zasiedlających. Chciałbym prześledzić, jakie grupy tu były werbowane do pracy w PGR-ach. Jak to wyglądało oddolnie? Jak funkcjonował ten państwowy nadzór? To nie byłaby praca naukowa, ale bardziej materiał wyjściowy. Być może ktoś będzie chciał magisterkę czy doktorat w oparciu o wykazane źródła i możliwości badawcze zrobić. Mam zresztą sporo materiału, którego nie wykorzystałem ostatecznie przy doktoracie. Może ktoś z młodych historyków chciałby się tym zająć? Chętnie służę pomocą, notatkami i radami dla dobra elbląskiej historii.
Jest wiele innych tematów, które można by napisać, chociażby o autochtonach elbląskich, ale to wymaga dalszych badań szczegółowych. Jest pole do popisu dla innych historyków, bo jak wspomniałem nie mam ani możliwości zawodowych, ani czasowych, żeby się tym dalej zajmować. Za to chętnie służę radą w tych kwestiach i cieszę się, że mój związek z Elblągiem pogłębił się dzięki tej książce i ludziom z Elbląga, których miałem okazję w ostatnich dekadach poznać i poznaję nadal także przez takie otwarte i sympatyczne spotkania jak to w Ratuszu Staromiejskim.
- Dziękuję za rozmowę
Książkę „I wtedy przyszli Polacy. Ludność miasta i powiatu Elbląg w latach 1945-50” można kupić w informacji turystycznej w Ratuszu Staromiejskim oraz w Muzeum Archeologiczno-Historycznym. Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl jest patronem medialnym publikacji.