
Temat rzekomej blokady portu elbląskiego przez rezerwat przyrody „Zatoka Elbląska” spotkał się z dużym zainteresowaniem naszych Czytelników i wywołał ożywioną dyskusję w rubryce „moim zdaniem”. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości udałem się do Starostwa Powiatowego żeby spojrzeć na odpowiednie mapy.
Rezerwat, podobnie jak każda inna nieruchomość, składa się z określonej ilości działek geodezyjnych. Każdy, kto posiada jakąkolwiek działkę wie doskonale, że może postawić płot albo ją zaorać tylko w tych ściśle wytyczonych przez geodetów granicach. Już stary Kargul przekonał się boleśnie, że nie wolno naruszać tej zasady.
Na działki geodezyjne podzielone są również wody śródlądowe, w tym oczywiście i rzeka Elbląg. Na granicy z rezerwatem płynie ona przez działki o numerach 89 i 159/1. Żadna z tych działek nie jest wymieniona w zarządzeniu Ministra Ochrony Środowiska, które powoływało rezerwat „Zatoka Elbląska”. Cała reszta jest już tylko beletrystyką. Powoływanie się na jakieś inne niż geodezyjne mapy, nawet gdy są wydawane przez z pozoru poważne instytucje, nie niesie za sobą żadnych skutków prawnych, co najwyżej świadczy o rzetelności ich twórców.
Nie zmienia to faktu, że rozporządzenia w sprawie rezerwatu przygotowywane były wyjątkowo niechlujnie. Oprócz wspomnianego w poprzednim artykule „zachodniego brzegu”, znajdujemy w nich chociażby takie kwiatki jak wsie o nazwach „Jagodna” i „Nowakowi”. Być może w dobrym amerykańskim filmie ława przysięgłych uznałaby w oparciu o te błędy rezerwat za nieistniejący. W naszej praktyce prawnej podstawą jest zawsze rejestr gruntów i dlatego myślę, że gdyby sprawa jakimś cudem znalazła się w sądzie, to nie ma wielkich szans na uznanie rzeki za część rezerwatu.
W całej tej sprawie trudno oprzeć się wrażeniu, że pod pozorem troski o przestrzeganie prawa toczy się walka o likwidację rezerwatu, który naruszył interesy właścicieli gruntów w jego rejonie. Nie moją rzeczą jest rozstrzyganie, kto w tej walce ma rację. Jestem natomiast głęboko przekonany, że szerzenie informacji przez jedną ze stron konfliktu, o rzekomym zakazie korzystania z toru wodnego na rzece Elbląg, zdecydowanie źle służy rozwojowi turystyki w naszym regionie.
Na działki geodezyjne podzielone są również wody śródlądowe, w tym oczywiście i rzeka Elbląg. Na granicy z rezerwatem płynie ona przez działki o numerach 89 i 159/1. Żadna z tych działek nie jest wymieniona w zarządzeniu Ministra Ochrony Środowiska, które powoływało rezerwat „Zatoka Elbląska”. Cała reszta jest już tylko beletrystyką. Powoływanie się na jakieś inne niż geodezyjne mapy, nawet gdy są wydawane przez z pozoru poważne instytucje, nie niesie za sobą żadnych skutków prawnych, co najwyżej świadczy o rzetelności ich twórców.
Nie zmienia to faktu, że rozporządzenia w sprawie rezerwatu przygotowywane były wyjątkowo niechlujnie. Oprócz wspomnianego w poprzednim artykule „zachodniego brzegu”, znajdujemy w nich chociażby takie kwiatki jak wsie o nazwach „Jagodna” i „Nowakowi”. Być może w dobrym amerykańskim filmie ława przysięgłych uznałaby w oparciu o te błędy rezerwat za nieistniejący. W naszej praktyce prawnej podstawą jest zawsze rejestr gruntów i dlatego myślę, że gdyby sprawa jakimś cudem znalazła się w sądzie, to nie ma wielkich szans na uznanie rzeki za część rezerwatu.
W całej tej sprawie trudno oprzeć się wrażeniu, że pod pozorem troski o przestrzeganie prawa toczy się walka o likwidację rezerwatu, który naruszył interesy właścicieli gruntów w jego rejonie. Nie moją rzeczą jest rozstrzyganie, kto w tej walce ma rację. Jestem natomiast głęboko przekonany, że szerzenie informacji przez jedną ze stron konfliktu, o rzekomym zakazie korzystania z toru wodnego na rzece Elbląg, zdecydowanie źle służy rozwojowi turystyki w naszym regionie.