Co czyni z nas Czytelnika? Jak zainteresować lekturą osoby, które nie chcą czytać? Czy szkoła niszczy zainteresowanie literaturą czy wręcz przeciwnie? O tym i o wielu innych kwestiach związanych z literaturą opowiadał w Bibliotece Elbląskiej prof. Ryszard Koziołek.
Ryszard Koziołek jest literaturoznawcą, od 2020 roku rektorem Uniwersytetu Śląskiego, profesorem w Instytucie Literaturoznawstwa tej uczelni. Jest autorem wielu książek, m.in. „Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy” (za którą otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia), „Wiele tytułów” (2019), „Dobrze się myśli literaturą” (nagroda Śląski Wawrzyn Literacki) oraz „Czytać, dużo czytać” (2023), która zdobyła nominację do Nagrody im. Marcina Króla.
Profesor przyjechał do Elbląga na zaproszenie Biblioteki Elbląskiej, by porozmawiać z czytelnikami o roli literatury i czytelnictwie w życiu każdego z nas. Rozmowę prowadziła Aleksandra Buła, a my wybraliśmy niektóre z wypowiedzi profesora ze spotkania, które poniżej przytaczamy.
O tym, czy szkoła psuje czytelnika
- Na jednym ze spotkań zagadnął mnie jeden z uczestników. Powiedział mi o tym, że w szkole odkrył „Frankensteina”. Był zdziwiony, bo miał przed oczami przede wszystkim ekranizację filmową i gdy zaczął czytać, zobaczył, że to jest zupełnie o czymś innym niż w filmie. Przede wszystkim, że Frankenstein to nie jest ten potwór tylko doktor, który potwora wymyślił. I tak się zaczytał, że czytał pod ławką podczas lekcji polskiego. Dostał wtedy dwie dwóje za jednej lekcji. Pierwszą za to, że nie uważał na lekcji, może był rozbiór gramatyczno-logiczny w tym czasie, a on czytał. Tak go lektura straszliwie wciągnęła, że nie przestał czytać, więc pani tak się zdenerwowała, że dała mu drugą dwóję. Można by zadać pytanie, czy ta szkoła zepsuła w nim czytelnika czy wręcz przeciwnie – wytworzyła sytuację takiej kontrabandy, granicy, którą chce się przekroczyć. Szkoła działa za i przecie, ale to „przeciw” wcale nie musi być przeciw skuteczne. Czasem chcemy się pospierać z nauczycielem, czasem chcemy mu pokazać, że jesteśmy niepokorni i że nie będziemy czytać tego „Antka”, „Naszej szkapy” czy „Ogniem i mieczem”, tylko coś innego. Po to też jest szkoła, która stawia opór. Niedobrze, jeśli stawia tępy opór. Tworzę się nie tylko wtedy, kiedy ktoś mówi „tak, jesteś dobry, rozwijaj się, czytaj”, ale także wtedy, gdy ktoś mówi mi „nie”. Powinno się nam mówić „nie”, a my mówimy „a właśnie że tak”, „a dlaczego nie”, „ja jestem inny”. Czasem zapominamy, że szkoła to jest także hartowanie się. Źle jeśli to się dzieje tak opresyjne, że się ludzi krzywdzi, ale pewien rodzaj konfrontacji, także w zakresie czytania, jest niezwykle ważny. Ta linia najprostsza przebiega między tym, co powinniśmy czytać w szkole, czyli spisem lektur, a tym, co sprawa nam przyjemność, co chcielibyśmy czytać. W ten sposób my zdajemy sobie sprawę, że jest przyjemność lektury i obowiązek lektury. Może jestem dziadersem, ale wcale nie uważam, że książki w szkole powinny być przyjemne do czytania. Dlaczego nikt nie oczekuje, że ułamki są przyjemne?
O powszechności literatury
Zakładam się ze studentami na zajęciach , że jeśli znajdziemy 10 książek, które przeczytaliśmy wszyscy, ale nie ze streszczenia, bryku, tylko od deski do deski; wiemy, o czym one są, pamiętamy główne postacie, to po skończonych zajęciach idziemy do baru i ja m stawiam wszystko, co chcą, na mój rachunek. Pierwszy raz wyglądało to tak, że studenci sami zgłaszali książki, które przeczytali i uważają, że wszyscy ją znają, a reszta grupy łącznie ze mną podnosiła rękę, jeśli danej książki nie czytali. „Dziady”, „Pan Tadeusz” i nagle się okazuje, że połowa, dwie trzecie.... Spis lektur? Nic. Potem przeszliśmy na literaturę popularną – Harry Potter, Mały Książę i nagle się okazało, że znaleźliśmy wszyscy dwie książki. Do dziś organizuję tę zabawę z przerwami, to już pięć, sześć lat. W rożnych miejscach, nie tylko na Śląsku, ale też na Uniwersytecie Warszawskim, Jagiellońskim i nigdy nie przegrałem. Ludzie, którzy przegrywają tę grę, to nie są jacyś analfabeci, oni czytają mnóstwo. Są uczestnikami kultury, mają szerokie horyzonty, ale powiedzmy sobie szczerze – kanon jako żywa lektura nie istnieje dzisiaj. Jak słyszę dyskusję z udziałem pani ministry, czy w spisie lektur ma być więcej tego czy owego, czy Gombrowicza czy Sienkiewicza, to jest to absurd. To zawracanie głowy, strata czasu. Nie ma żywej lektury, literatury w szkole. Można zdać maturę nie przeczytawszy żadnej książki... Tak jest skonstruowany ten głupi egzamin. I to jest wyzwanie, w jaki sposób przywrócić żywą lekturę szkole. Bo dzieci i młodzież czytają, ale ta żywa lektura nie jest obecna w dydaktyce szkolnej.
Literatura a młodzież
Pociąg do literatury wśród 90 procent dzieci i młodzieży nadal istnieje, tylko oni sobie to realizują inaczej niż my byśmy chcieli. Oczywiście seriale są dzisiaj wielkim obszarem literaturyzacji kultury. Mimo że operują obrazem, jak każde dzieło filmowe, to ich fabuły, dialogi, wątki to jest ogromnie ważna szkoła kompetencji literackich. Muzyka, kultura rapu, bardzo długie teksty, które są opowieściami, wprowadzającymi rytm i metaforę, i aluzję, i zabawę z językiem. Ja bym był więc bardzo ostrożny przed takim konfliktem pokoleniowym – że oto my z PESEL-em bliskim mojemu reprezentujemy to szlachetne pokolenia, które z literaturą było obyte, a dzisiaj to są nowi barbarzyńcy. To tak nie jest. Tyle że my zadajemy stare pytania, na które znamy odpowiedzi, a nie pytamy młodzieży o to, co jest ich doświadczeniem kulturowym, w tym także literackim.
Kolejne spotkania autorskie w Bibliotece Elbląskiej już w środę, 23 października. Gościem będzie wybitny reportażysta Wojciech Jagielski.