Kongres Kobiet ma coraz większą siłę przebicia w polskim Parlamencie. Kolejną jego inicjatywą była sobotnia (11 maja) debata „Kobiety w polityce – dziś i jutro”, której przewodniczyła wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka.
Organizatorką debaty, która odbyła się siedzibie Sejmu RP, była wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka, działaczka ruchów kobiecych, feministka, obrończyni praw człowieka oraz laureatka wielu nagród. Wanda Nowicka z wykształcenia jest filologiem klasycznym. Pracowała jako nauczycielka łaciny i angielskiego w warszawskich liceach. Obecnie wykłada w szkole Gender Mainstreamingu w PAN. Podczas sobotniej debaty wicemarszałek znalazła chwilę, by udzielić wywiadu specjalnie dla naszej gazety:
Jakie są przyczyny niedostatecznej partycypacji kobiet w życiu politycznym?
Wanda Nowicka: - Wciąż bardzo silnie funkcjonują w naszym społeczeństwie stereotypy dotyczące ról płciowych. Według nich to dla kobiet zarezerwowana jest głównie sfera prywatna, a dla mężczyzn sfera publiczna. I każda kobieta, która chce się przebić do sfery publicznej, jakby narusza pewną zgodę społeczną. To się oczywiście zmienia. Jednak kobiety w sferze publicznej wciąż nie są czymś naturalnym. Dopiero muszą się do niej dobić. Jednak jak już wspomniałam, bardzo dużo się w tej kwestii zmienia.
Co można zrobić i jakie inicjatywy przedsięwziąć, by w życiu politycznym było więcej kobiet?
- Przede wszystkim kobiety muszą poczuć swoją moc, poczuć swoje prawo, że sfera publiczna jest ich sferą na takich samych zasadach jak sfera mężczyzn, że one nie są tu gośćmi tylko gospodyniami czy uczestniczkami. Muszą więc przede wszystkim uwierzyć w siebie. Muszą aktywnie działać, nie bać się, nie czuć się ciągle winnymi, że jak się tu angażują, to nie angażują się dostatecznie w innej sferze. Druga sprawa to organizowanie się kobiet. Jest to sprawa fundamentalna. Już widać, że w tej kwestii w ostatnim czasie w Polsce bardzo dużo się zmieniło, bo jest mnóstwo inicjatyw różnego typu, od bardziej politycznych do bardziej pozarządowych. Jest ich wciąż jednak jeszcze za mało, choć bardzo dużo się zmienia. I teraz chodzi o to, by z tego, co jest i działa często w oddaleniu, stworzyć jedną wielką sieć organizacji kobiet, by mogły one współdziałać ze sobą.
Dlatego zaangażowała się Pani w Kongres Kobiet?
- Oczywiście. Działanie na rzecz większego udziału kobiet w życiu publicznym zawsze było dla mnie podstawowym celem, a Kongres Kobiet to kolejne forum, na którym można to realizować.
Czy w Sejmie posłowie liczą się z Kongresem Kobiet?
- Tak, Kongres Kobiet wyrobił sobie markę, z którą muszą liczyć się politycy. Oni już wiedzą, że nie mogą lekceważyć kongresu. Mogą go krytykować i często to robią, tym niemniej krytykując, wiedzą, że to jest siła i z tą siłą się liczą. Nam nie chodzi o to, żeby nas kochali, tylko o to, żeby nas słuchali. A gdy będą nas słuchali, będziemy mogły sięgnąć po władzę, która nam się należy.
Czy i w jakich sferach kobiety w Polsce są bardziej dyskryminowane niż na Zachodzie?
- Taką sferą, gdzie kobiety są o wiele bardziej dyskryminowane niż w innych krajach, jest sfera praw reprodukcyjnych, dotycząca tego, że kobiety nie mogą decydować o własnej płodności, antykoncepcji, edukacji seksualnej, aborcji. W całej Europie z wyjątkiem Irlandii i Malty kobiety mogą decydować, w Polsce nie mogą. Druga sprawa to jest przemoc wobec kobiet. W innych krajach polityka przemocowa jest o wiele lepsza niż u nas. A my musiałyśmy nawet walczyć o podpisanie europejskiej konwencji przeciw przemocy wobec kobiet. Widać więc, że z tym jest jeszcze straszny problem. Poza tym brakuje też jakichkolwiek mechanizmów przeciwdziałających dyskryminacji kobiet na rynku pracy bądź wspierających kobiety w tym, by na równych prawach miały dostęp do rynku pracy, do wyższych zarobków, awansu, do kariery zawodowej.
Czy nasze społeczeństwo nadal jest nieuświadomione feministycznie?
- Mniej to może widać w społeczeństwie, ile w polityce. W krajach zachodnich politycy są o wiele bardziej uświadomieni genderowo, feministycznie niż u nas. U nas przeciętny polityk to konserwa, która musi liczyć się przede wszystkim z kościołem, a nie z tym, czego oczekuje od niego społeczeństwo. Przecież partie prawicowe na zachodzie popierają prawa kobiet, a u nas prawica ich nie popiera. Widać więc, że jest tu spory rozdźwięk. A społeczeństwo jest zróżnicowane i tu i tam, ale chyba my Polacy wciąż jeszcze jesteśmy bardziej konserwatywni niż inne kraje.
Czy polska edukacja jest antyfeministyczna?
- W Polsce nauczyciele są chyba jedną z najbardziej konserwatywnych grup, co niestety ma ogromny wpływ na wychowanie młodego pokolenia. Jest to sprzężone z bardzo konserwatywnym systemem edukacji, który nie uczy nas myślenia, różnorodności, tylko tego, byśmy w sposób mechaniczny wkuwali wiedzę. Jeżeli to się nie zmieni, to społeczeństwo też nie będzie autonomiczne i nie będzie wiedziało, że ma prawo o sobie decydować.
Jakie są przyczyny niedostatecznej partycypacji kobiet w życiu politycznym?
Wanda Nowicka: - Wciąż bardzo silnie funkcjonują w naszym społeczeństwie stereotypy dotyczące ról płciowych. Według nich to dla kobiet zarezerwowana jest głównie sfera prywatna, a dla mężczyzn sfera publiczna. I każda kobieta, która chce się przebić do sfery publicznej, jakby narusza pewną zgodę społeczną. To się oczywiście zmienia. Jednak kobiety w sferze publicznej wciąż nie są czymś naturalnym. Dopiero muszą się do niej dobić. Jednak jak już wspomniałam, bardzo dużo się w tej kwestii zmienia.
Co można zrobić i jakie inicjatywy przedsięwziąć, by w życiu politycznym było więcej kobiet?
- Przede wszystkim kobiety muszą poczuć swoją moc, poczuć swoje prawo, że sfera publiczna jest ich sferą na takich samych zasadach jak sfera mężczyzn, że one nie są tu gośćmi tylko gospodyniami czy uczestniczkami. Muszą więc przede wszystkim uwierzyć w siebie. Muszą aktywnie działać, nie bać się, nie czuć się ciągle winnymi, że jak się tu angażują, to nie angażują się dostatecznie w innej sferze. Druga sprawa to organizowanie się kobiet. Jest to sprawa fundamentalna. Już widać, że w tej kwestii w ostatnim czasie w Polsce bardzo dużo się zmieniło, bo jest mnóstwo inicjatyw różnego typu, od bardziej politycznych do bardziej pozarządowych. Jest ich wciąż jednak jeszcze za mało, choć bardzo dużo się zmienia. I teraz chodzi o to, by z tego, co jest i działa często w oddaleniu, stworzyć jedną wielką sieć organizacji kobiet, by mogły one współdziałać ze sobą.
Dlatego zaangażowała się Pani w Kongres Kobiet?
- Oczywiście. Działanie na rzecz większego udziału kobiet w życiu publicznym zawsze było dla mnie podstawowym celem, a Kongres Kobiet to kolejne forum, na którym można to realizować.
Czy w Sejmie posłowie liczą się z Kongresem Kobiet?
- Tak, Kongres Kobiet wyrobił sobie markę, z którą muszą liczyć się politycy. Oni już wiedzą, że nie mogą lekceważyć kongresu. Mogą go krytykować i często to robią, tym niemniej krytykując, wiedzą, że to jest siła i z tą siłą się liczą. Nam nie chodzi o to, żeby nas kochali, tylko o to, żeby nas słuchali. A gdy będą nas słuchali, będziemy mogły sięgnąć po władzę, która nam się należy.
Czy i w jakich sferach kobiety w Polsce są bardziej dyskryminowane niż na Zachodzie?
- Taką sferą, gdzie kobiety są o wiele bardziej dyskryminowane niż w innych krajach, jest sfera praw reprodukcyjnych, dotycząca tego, że kobiety nie mogą decydować o własnej płodności, antykoncepcji, edukacji seksualnej, aborcji. W całej Europie z wyjątkiem Irlandii i Malty kobiety mogą decydować, w Polsce nie mogą. Druga sprawa to jest przemoc wobec kobiet. W innych krajach polityka przemocowa jest o wiele lepsza niż u nas. A my musiałyśmy nawet walczyć o podpisanie europejskiej konwencji przeciw przemocy wobec kobiet. Widać więc, że z tym jest jeszcze straszny problem. Poza tym brakuje też jakichkolwiek mechanizmów przeciwdziałających dyskryminacji kobiet na rynku pracy bądź wspierających kobiety w tym, by na równych prawach miały dostęp do rynku pracy, do wyższych zarobków, awansu, do kariery zawodowej.
Czy nasze społeczeństwo nadal jest nieuświadomione feministycznie?
- Mniej to może widać w społeczeństwie, ile w polityce. W krajach zachodnich politycy są o wiele bardziej uświadomieni genderowo, feministycznie niż u nas. U nas przeciętny polityk to konserwa, która musi liczyć się przede wszystkim z kościołem, a nie z tym, czego oczekuje od niego społeczeństwo. Przecież partie prawicowe na zachodzie popierają prawa kobiet, a u nas prawica ich nie popiera. Widać więc, że jest tu spory rozdźwięk. A społeczeństwo jest zróżnicowane i tu i tam, ale chyba my Polacy wciąż jeszcze jesteśmy bardziej konserwatywni niż inne kraje.
Czy polska edukacja jest antyfeministyczna?
- W Polsce nauczyciele są chyba jedną z najbardziej konserwatywnych grup, co niestety ma ogromny wpływ na wychowanie młodego pokolenia. Jest to sprzężone z bardzo konserwatywnym systemem edukacji, który nie uczy nas myślenia, różnorodności, tylko tego, byśmy w sposób mechaniczny wkuwali wiedzę. Jeżeli to się nie zmieni, to społeczeństwo też nie będzie autonomiczne i nie będzie wiedziało, że ma prawo o sobie decydować.
dk