W czwartek (19 sierpnia) odbył się pierwszy wieczór V Deprecjacji Depresji. Do walki z tym przykrym stanem umysłu stanął Czesław Mozil ze swoim projektem Czesław Śpiewa. Zobacz fotoreportaż.
Niedługo po rozpoczęciu koncertu musiałem zacząć weryfikować swoje podejście do projektu Czesława. Z jednej strony ciężko tę twórczość ugryźć, z drugiej wydaje się ona trafiać do odbiorcy z niezwykłą łatwością. Sposób Mozila na muzykę to przede wszystkim eklektyzm, łączenie w utworach wszystkiego co się da, od rocka czy nawet punk rocka, przez muzykę poważną, swing, folk aż po elementy zdecydowanie kabaretowe czy teatralne. Z tej mieszanki wynika świadomy kicz jednak podniesiony tu do rangi czegoś naprawdę ciekawego i oryginalnego. Taki też był koncert, czasem dynamiczny, czasem nostalgiczny, podany w formie kabaretu i groteski. Mozil ma specyficzny sposób bycia na scenie, cały czas pogrywa z publicznością, kokietuje ją, wykazuje przy tym ogromny luz i wielki dystans do własnej osoby. Między utworami częstuje słuchaczy anegdotami odnośnie ich powstania, treści czy też tego co sądzi o dzisiejszych odbiorcach, szufladkowaniu muzyki czy schematach utworów puszczanych w czołowych rozgłośniach radiowych (wszystko na 4/4).
W tym przedstawieniu wtóruje mu zespół niezwykle uzdolnionych muzyków. Kapitalne partie barytonu i klarnetu oraz piękne wokale - niekiedy niemal operowe - to zasługa Karen Mortensen (swoją drogą jest coś niesamowicie seksownego w kobietach z saksofonem), za gitarę i ekspresyjną choreografię odpowiadał Hans Moeller, dźwiękami akordeonu czarował słuchaczy Martin Pedersen, sekcja rytmiczna to spółka Marie Louise von Bulow (gitara basowa, kontrabas i wokal) oraz Troels Drasbech (perkusja). Widać, słychać i czuć było, że muzycy dobrze się rozumieją i świetnie bawią graniem w swoim towarzystwie.
W czasie występu usłyszeliśmy największe przeboje Czesława zarówno z płyty Debiut i Pop oraz starsze kawałki z czasów duńskiego projektu Tesco Value. W ramach bisu dostaliśmy m.in. utwór z solowej płyty Karen Kochany Kochany. Tym samym doszliśmy do tego, że bisów nie zabrakło, publika dosyć głośno i natarczywie się ich domagała, czemu artyści musieli zadośćuczynić.
Po występie prowadzący Andrus Artur zaprosił jeszcze na chwilę Mozila na scenę i uhonorował go tytułem Antydepresanta - jako atrybut wręczając mu owinięty wstążką kij (wysokości 1,8m) stanowiący symbol największej w Polsce depresji w Raczkach Elbląskich. Przewrotnie, mniejszy od owego kija Mozil swoim występem wzniósł naszą depresję na wyżyny dobrej zabawy.