Uszczęśliwianie kogoś na siłę to zawsze zły pomysł. Wojciech Cejrowski na swoim profilu na Facebooku napisał „Żadne honorowe obywatelstwo Elbląga mi się nie należy i bym go nie przyjął. Nie mam związków z Elblągiem, nie jest to "moje miasto". Ten pomysł to jakaś kompletna pomyłka".
Dokładnie to samo sugerowałem w swoim poprzednim tekście, więc nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z panem Wojciechem. Szlochu na ulicach Elbląga słychać nie będzie, bo na spotkanie organizacyjne w sprawie przyznania mu honorowego obywatelstwa naszego miasta przyszły chyba trzy osoby, w tym dwie z mediów. Wygląda więc na to, że Cejrowski nie przyjąłby godności, której nikt poza pomysłodawcą nie zamierzał mu nadać.
Jest tylko jedno małe ale. W tym samym wpisie czytamy „Jeśli już, to ulicę w Elblągu powinien dostać mój śp. Ojciec, który założył tam Galerię EL i organizował koncerty jazzowe„. W tym miejscu znany pisarz wkroczył na ścieżkę fikcji literackiej, mieszając fakty z urojeniami. Przy okazji wykazał się całkowitą ignorancją jeśli chodzi o biografię własnego ojca. Stanisław Cejrowski miał rzeczywiście ogromne zasługi dla popularyzacji jazzu i muzyki rockowej w Elblągu. Działania te prowadził w ramach El-Klubu jazzu tradycyjnego, który znalazł przyjazne schronienie w Galerii El. Nie mógł być jednak jej ojcem założycielem ponieważ przybył do Zamechu z nakazem pracy jesienią 1962 roku, mniej więcej sześć miesięcy po oficjalnym otwarciu Galerii. Ciekawostką jest to, że w swojej pracy wykorzystywał jeden z pierwszych polskich komputerów, lampową UMC-10. Skrót ten oznaczał uniwersalną maszynę cyfrową. Miała mniejszą moc obliczeniową niż dzisiejsza pralka, ale w tamtych czasach pozwalała na istotne przyspieszenie obliczeń konstrukcyjnych.
Sam pomysł nadania jakiejś nowej ulicy imienia Stanisława Cejrowskiego wydaje mi się sensowny. Na swoje czasy był to człowiek nietuzinkowy. W smutnych jak berecik z antenką latach sześćdziesiątych dawał elblążanom możliwość kontaktu z muzyką, której w Polskim Radiu raczej nie można było wtedy usłyszeć.
Jest tylko jedno małe ale. W tym samym wpisie czytamy „Jeśli już, to ulicę w Elblągu powinien dostać mój śp. Ojciec, który założył tam Galerię EL i organizował koncerty jazzowe„. W tym miejscu znany pisarz wkroczył na ścieżkę fikcji literackiej, mieszając fakty z urojeniami. Przy okazji wykazał się całkowitą ignorancją jeśli chodzi o biografię własnego ojca. Stanisław Cejrowski miał rzeczywiście ogromne zasługi dla popularyzacji jazzu i muzyki rockowej w Elblągu. Działania te prowadził w ramach El-Klubu jazzu tradycyjnego, który znalazł przyjazne schronienie w Galerii El. Nie mógł być jednak jej ojcem założycielem ponieważ przybył do Zamechu z nakazem pracy jesienią 1962 roku, mniej więcej sześć miesięcy po oficjalnym otwarciu Galerii. Ciekawostką jest to, że w swojej pracy wykorzystywał jeden z pierwszych polskich komputerów, lampową UMC-10. Skrót ten oznaczał uniwersalną maszynę cyfrową. Miała mniejszą moc obliczeniową niż dzisiejsza pralka, ale w tamtych czasach pozwalała na istotne przyspieszenie obliczeń konstrukcyjnych.
Sam pomysł nadania jakiejś nowej ulicy imienia Stanisława Cejrowskiego wydaje mi się sensowny. Na swoje czasy był to człowiek nietuzinkowy. W smutnych jak berecik z antenką latach sześćdziesiątych dawał elblążanom możliwość kontaktu z muzyką, której w Polskim Radiu raczej nie można było wtedy usłyszeć.