„Gdy damy pieniądze na ulicy, nigdy nie wiemy, na co zostaną wydane”

- Nie dawajmy osobom w kryzysie bezdomności ani jedzenia, ani pieniędzy, bo jest to wyręczanie, a nie pomaganie. Jeżeli taka osoba dostaje jedzenie na ulicy, to nie ma żadnej motywacji, żeby pójść do placówki. Są osoby, które mówią, że nie pójdą do schroniska, bo nie lubią zupy mlecznej, bo obiad im nie pasuje, a na ulicy dostaną kebaba, hot-doga i tak dalej. To nie jest pomoc - mówi Maria Kida-Stankiewicz, starszy pracownik socjalny w ECUS z zespołu ds. bezdomności. Rozmawiamy o tym, jak pomagać, a może przede wszystkim o tym, jak nie pomagać. Zobacz zdjęcia.
Tomasz Bil: - „Kierowniku, poratuj jedzeniem”, „dostanę parę złotych”, „mogę o coś zapytać, potrzebuję na...” itp., itd. Często słyszymy takie pytania na ulicy. Domyślamy się, że osoby je zadające są w trudnej sytuacji życiowej, często też czuć od nich woń alkoholu. Jesteśmy w tych pytaniach o pomoc niejednokrotnie „brani na litość”. Jak się zachować?
Maria Kida-Stankiewicz: - Odmawiać. Osoby bezdomne doskonale wiedzą, gdzie mogą otrzymać pomoc, znają mnie i moją koleżankę Alicję Chudzińską, czyli pracowników socjalnych z zespołu ds. bezdomności, mają kontakt ze streetworkerem, z funkcjonariuszami straży miejskiej i policji. Te osoby są poinformowane, gdzie powinny się udać. Są dwie noclegownie, na Królewieckiej 102 w Miejskim Centrum Wsparcia dla Osób Bezdomnych i Uzależnionych, druga na Nowodworskiej 49, gdzie jest też schronisko całodobowe. Od listopada do marca wydajemy skierowania na gorący posiłek do Caritasu przy Zamkowej. Od poniedziałku do soboty te osoby dostają gorącą zupę, w soboty także suchy prowiant na niedzielę. Jeżeli z nami współpracują, otrzymują też pomoc finansową i posiłki w stołówce przy ECUS, muszą jednak wykonywać kroki w kierunku zmiany swojego życia, podejmować starania, dać coś z siebie. Pomagamy też rozdając odzież, kurtki, ciepłe swetry, rękawiczki, czapki, szaliki.
Zimą, nawet jeśli takie osoby są pod wpływem alkoholu, nikt im nie odmówi pomocy, bo działa tzw. ochronka, jest dla nich dostępna pomoc placówkowa. Oczywiście jeżeli tych promili jest dużo, to działania podejmuje policja i wykorzystuje się Pomieszczenie dla Osób Zatrzymanych lub Doprowadzonych w celu wytrzeźwienia, PdOZ. Jak ten alkohol zejdzie, to można skorzystać z pomocy noclegowni czy schroniska.
Nie dawajmy osobom w kryzysie bezdomności ani jedzenia, ani pieniędzy, bo jest to wyręczanie, a nie pomaganie. Jeżeli taka osoba dostaje jedzenie na ulicy, to nie ma żadnej motywacji, żeby pójść do placówki. Są osoby, które mówią, że nie pójdą do schroniska, bo nie lubią zupy mlecznej, bo obiad im nie pasuje, a na ulicy dostaną kebaba, hot-doga i tak dalej. To nie jest pomoc. Te osoby szukają sobie jakiejś „mety”, pustostanu, są pod wpływem alkoholu, dogrzewają się np. zniczami czy butlami gazowymi i niejednokrotnie dochodzi do pożarów, niestety także do zgonów...
- Więc po prostu prośbom odmawiamy i na tym poprzestajemy?
- Można doradzić, by udać się do ECUS do swojego pracownika socjalnego, żeby pójść do noclegowni i do schroniska, skorzystać z pomocy Caritasu, z tego wszystkiego, o czym była mowa wyżej. Ten gorący posiłek przy Zamkowej jest dla wszystkich, także dla tych opornych, którzy nie chcą z nami współpracować, nie są jeszcze gotowi, żeby zmienić funkcjonowanie, poprawić swój byt, chodzi o to, żeby przeżyli zimę. Boimy się zimy, to jest czas naszej interwencyjnej pracy, gdzie musimy patrzeć na nią mniej górnolotnie. Nie myślimy w pierwszej kolejności o tym, żeby ktoś wyszedł z bezdomności, znalazł pracę, wynajął pokój. Praca z osobami bezdomnymi odbywa się metodą małych kroków i cieszymy się, że taka osoba się wykąpie, że ograniczy trochę alkohol, nawiąże jakąś relację z rodziną, zmieni ciuchy. Raz w tygodniu w okresie zimowym jeździmy z termosami z gorącą kawą i herbatą dla tych najbardziej opornych, mamy czapki, rękawiczki, kurtki, żeby zabezpieczyć tych ludzi na tu i teraz. Nie przyjeżdżamy oczywiście z zupami, z daniami mięsnymi, bo jaka jest wtedy motywacja, żeby oni poszli do placówki? My też ich nie rozpieszczamy, ale wiemy, kto naprawdę potrzebuje pomocy, a kto wykorzystuje dobre serce ludzi mając na przykład swój dochód, o którym inni nie wiedzą.
- Ile ludzi, tyle historii, ale czy jest u tych osób jakiś wspólny mianownik, coś, co się w tych historiach często powtarza?
- Głównie jest to alkohol, przynajmniej jeśli chodzi o „starą gwardię”, a jeśli chodzi o młodych, a jest ich na ulicy niestety coraz więcej, są to narkotyki, dopalacze. Te środki często doprowadzają ich do aktów agresji, kradzieży, tego, że są wyrzucani z domu. Są to też czasem osoby po zakładach karnych. Z drugiej strony bywają też zupełnie inne sytuacje, gdy mamy osobę starszą, której rodzina nie odebrała ze szpitala po leczeniu. Osoba jest do wypisu, lekarze i pielęgniarki mają już związane ręce, dzwonią więc do nas, czy dla nich znajdzie się miejsce, pomoc, bo z rodziną kontaktu nie ma. Czasem coś nie wyjdzie w relacjach małżeńskich, ktoś został zdradzony, uniósł się dumą i po prostu zostawił zarówno rodzinę jak i majątek, pozostał na ulicy.
- Są osoby, które ustawiają się na ulicy w taki sposób, w takim miejscu, by się nimi zainteresować, bo wyglądają np. na nieprzytomne. Nie ma pewności, czy śpią, czy coś im się stało. Gdy jako przechodnie zainteresujemy się sytuacją, pojawia się z drugiej strony nieprzyjemny ton, albo żądanie pomocy, np. pieniędzy... albo jedno i drugie. W Elblągu sam miałem w ostatnich latach przynajmniej kilka takich sytuacji. Obawa, że ktoś mógł mieć wylew, zawał i zainteresowanie się sytuacją obraca się niejako przeciwko temu, kto się zainteresował.
- Jeśli się spotykamy z nieprzyjemną reakcją, przede wszystkim nie bierzmy tego do siebie. Jeśli boimy się o stan zdrowia spotkanej osoby, trzeba podejść. Nie musimy tej osoby dotykać, może wystarczy głośno się odezwać. Jeżeli ta osoba żyje i nic jej nie jest, to ok, jeżeli ma jakiejś pretensje, trudno, tłumaczymy nasze obawy i odchodzimy. Nie dajmy w tej sytuacji wzbudzić w sobie wyrzutów sumienia i pamiętajmy, że pomagać należy sensownie. Inaczej możemy przyczynić do tego, że taka osoba w końcu faktycznie umrze na ulicy. Ona sama stwarza zagrożenie dla siebie, bo gdy rzeczywiście coś jej się stanie, a będzie kojarzona z takiego wyłudzania, może nie otrzymać pomocy.
- Powiedzmy coś więcej o tym, jak pomagać mądrze, gdybyśmy chcieli pomóc takim osobom.
- Skupmy się na pomocy tym, którzy są w noclegowni czy w schronisku. Z tego co wiem, brakuje teraz odzieży męskiej w noclegowni przy Królewieckiej 102. Brakuje obuwia w rozmiarze 42-46, brakuje kurtek zimowych. Jak ktoś robi sobie porządki w szafie i nie potrzebuje jakichś ubrań, warto przekazać je tam, wtedy wiemy, że one nie zostaną przehandlowane, wymienione na alkohol, nie wylądują na śmietniku. Trafią do bezdomnych, którzy takiej pomocy potrzebują. Możemy też kupić takie rzeczy jak makaron, olej itd., w noclegowni przy ul. Królewieckiej jest aneks kuchenny, te osoby mogą tam ugotować jakiś posiłek i znów będziemy wiedzieli, że to zostanie wykorzystane, nie zmarnuje się. Możemy te rzeczy przywieźć bezpośrednio na Królewiecką czy Nowodworską. Celujmy we wsparcie placówek, które zajmują się takimi osobami. Gdy damy pieniądze na ulicy, nigdy nie wiemy, na co zostaną wydane. Osobami bezdomnymi w mieście zajmujemy się my. Proszę tylko o jedno, informujcie nas kogo i gdzie zastaliście i jakiej pomocy może potrzebować.
- A co ze skupiskami osób w kryzysie bezdomności, albo tymi, którzy znajdują sobie jakieś miejsce do bytowania na klatce, mają przy jakimś bloku legowisko itd.?
- Jeżeli widzimy taką osobę śmiało dzwońmy do straży miejskiej pod 986 lub na numer alarmowy 112, zależnie od sytuacji. Jeżeli widzimy, że potrzebna jest opieka medyczna albo osoba jest bardzo pijana, to wybierajmy numer 112. Bycie osobą bezdomną nie jest wykroczeniem, to są osoby dorosłe, za które nikt nie przeżyje życia, tak wybierają, ale pomóżmy im. Przede wszystkim pomóżmy przetrwać zimę, zwłaszcza tym najbardziej opornym. My w ramach zespołu ds. bezdomności będziemy do takich osób docierać, poznawać je i pomagać im metodą małych kroków.
- Wcześniej była mowa o tym, że sukcesem jest niekiedy, kiedy ktoś się po prostu wykąpie. A czy są przykłady bardziej radykalnych zmian życia?
- Tak. Jest to mały odsetek, ale każde życie ma znaczenie i cieszymy się, jeśli chociaż jedna osoba rocznie całkiem wyjdzie z bezdomności. Są też sukcesy jeśli chodzi o tych, którzy pozostają na ulicy. Mamy np. pana, który na ulicy jest od 20 lat. Od trzech lat jesteśmy z Alą w zespole ds. bezdomności, przez dwa lata próbowałyśmy do niego dotrzeć chodząc za nim po tych śmietnikach. Nie chciał w ogóle rozmawiać, nie było widać szans na żadną zmianę, był wycofany, wstydliwy, nieśmiały. W końcu nastąpił przełom. A zaczęło się od małych kroków, bo w końcu przyjął czy to herbatę, czy to rękawiczki. Nie było z jego strony koncertu życzeń, żeby kupić mu kebaba itd. Zachęcałyśmy po prostu, żeby poszedł do noclegowni się wykąpać, nie musi przecież tam nocować. Nic na siłę. Poszedł raz, drugi, trzeci, a potem został też na noc. Od roku ten człowiek jest już w schronisku całodobowym, gdzie ma śniadanie, obiad, kolację. Jest zadbany, uregulowany lekowo, wyrobił dowód osobisty. Jest też bardzo elokwentny, czyta, rozwiązuje krzyżówki i wrócił do kontaktów społecznych. To jest progres, skoro wcześniej ktoś wyjadał resztki ze śmietnika, zimą siedział przemarznięty pod wiatą śmietnikową. Z racji wieku i braku dochodu może nie wyjdzie z bezdomności, ale i tak to jest dużo, że jest zaopiekowany, że jego potrzeby są zabezpieczone, że nie wraca do alkoholu. Sam bardzo się z tego cieszy, że nas spotkał, mówi nam o tym. Ma też bardzo dobrą opinię w placówce.
- Ile osób w kryzysie bezdomności jest w Elblągu?
- 150 osób na schronisku, ok. 40 na noclegowni, 20 na ulicy, to są liczby ruchome, bo latem wiele osób „odpoczywa sobie” od placówek. Plus minus, bo nie jesteśmy w stanie odkryć wszystkich ich miejscówek w Elblągu, stąd tak ważna jest wspomniana pomoc mieszkańców. Jak na takie miasto jak Elbląg to bardzo wielu ludzi. Poznałam w tej pracy wiele fantastycznych osób bezdomnych. Są to osoby wartościowe, nie nam oceniać, dlaczego ich sytuacja jest taka, a nie inna. Nie mamy takich doświadczeń i nie wiemy, czy sami byśmy nie wylądowali na ulicy w podobnych okolicznościach. To są ludzie jak my, którym warto pomóc. Dlatego sama się tym zajmuję.
- W swojej pracy same spotykacie się z agresją, z niechęcią?
- Tak, dlatego jeździmy ze strażą miejską, która nam pomaga. Z kolei gdy oni mają swoją własną interwencję, to następuje wymiana informacji, strażnicy wiedzą też, gdzie kogo skierować, jaka forma pomocy będzie odpowiednia. Stara gwardia alkoholowa nie robi nam jakichś problemów, ale najgorsze są zachowania osób po narkotykach, często młodych.
- Co jest w tej pracy najtrudniejsze?
- Najtrudniejsza bywa bezsilność, momenty, gdy przekonuję się, że mi bardziej zależy niż im. Mówię im czasem, że tak nie może być, że ja nie chcę im organizować pogrzebu. Ostatnio na objeździe spotkałam bezdomnego pana, którego bardzo lubię. Miał podbite oko, zbity nos, pobiła go grupa nastolatków, dla zakładu, popisu czy czegoś takiego. On porusza się o kuli, nikomu nie dokucza, nawet nie żebrze. To mógłby być mój dziadek. Dobija mnie taka znieczulica. Spytałam go, czy czekamy, aż ktoś go uderzy za mocno, aż stanie się tragedia. Tylko on jak zawsze pewnie pójdzie na placówkę dopiero, jak będą duże mrozy...