- W Elblągu obserwujemy wzrost zachorowań na gruźlicę. Niestety, są wśród chorych unikający leczenia. Nie podają nam także nazwisk osób, z którymi mieli kontakt. Czasami kłamią, zaniżając liczbę takich kontaktów. Nie rozumieją, że szkodzą zarówno sobie, jak i innym. Musieliśmy o pomoc poprosić policjantów, aby namawiali takie osoby do podjęcia lub kontynuacji leczenia - mówiła Małgorzata Demidziuk, kierownik sekcji epidemiologii w Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Elblągu podczas wtorkowego (21 maja) posiedzenia komisji zdrowia, bezpieczeństwa i spraw społecznych Rady Miejskiej.
Leczenie prawnie regulowane
Szczepienie przeciw gruźlicy, jakie niemal każdy z nas przyjął w pierwszych dniach życia, nie daje niestety całkowitej ochrony przed zachorowaniem. Chroni jednak przed jej ciężkim przebiegiem. W Polsce nie szczepi się przeciw tej chorobie dorosłych, nie ma też rekomendacji co do doszczepiania w późniejszym okresie życia. Ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi oraz o Państwowej Inspekcji Sanitarnej nakazują chorym hospitalizację w okresie prątkowania lub nawet podejrzenia o prątkowanie. Pacjent do momentu uznania za wyleczonego musi obowiązkowo poddawać się leczeniu, a osoby, które miały z nim kontakt, zobowiązane są do odbycia badań. Jak podkreślała podczas posiedzenia komisji Małgorzata Demidziuk z elbląskiego Sanepidu, niektórzy z chorych unikają leczenia, mimo że konsekwencje takiego zachowania są poważne zarówno dla nich, jak i dla osób, z którymi mają styczność.
Gruźlica powraca
- Obserwujemy w Elblągu wzrost zachorowań na gruźlicę. Nie są to może dziesiątki osób, jednak w ubiegłym roku mieliśmy 9 zachorowań, a do kwietnia 2024 roku mamy już ich 10. Pamiętajmy, że gruźlica może dotyczyć każdego z nas, a jej prątki są odporne na wysychanie i przeżywają w środowisku bardzo długo. Niestety chorzy, oczywiście nie wszyscy, nie chcą nam podawać osób z kontaktu. Dlaczego? Tego nie wiemy. Przecież nie chcemy tym osobom zrobić niczego złego, chcemy skierować je do lekarza pierwszego kontaktu, który zleci rentgen płuc. Pacjent otrzyma takie zdjęcie i uda się z nim do paradni chorób płuc. Ta będzie monitorowała taką osobę - wyjaśnia Małgorzata Demidziuk.
Do leczenia namawia policja
Niektórych chorych do podjęcia leczenia musiała namówić policja. - Musieliśmy zaangażować policjantów. Bardzo dziękujemy im za współpracę, szczególnie dzielnicowym. Nie rozumiemy, dlaczego niektórzy nie chcą się leczyć, jak też podać osób, z którymi mieli kontakt. Dodam, że na gruźlicę można umrzeć, mieliśmy niestety jeden zgon. Niekiedy „opracowanie” jednej gruźlicy zajmuje nam tydzień, a powinno jeden dzień. Opracowanie, czyli wysłanie takiej osoby do lekarza i sprawdzenie, czy ona się tam zgłosiła. Jak to zrobić szybko, jeśli niektóre osoby nie odbierają od nas telefonów? Udajemy się więc do ich miejsca zamieszkania i na przykład okazuje się, że osoba ta zmieniła adres. Pomoc policji okazała się nieoceniona. Niekiedy chorzy nie podają nam wszystkich osób, z którymi mieli kontakt. Było to dziesięć osób, a podają na przykład dwa nazwiska. Apelujemy, aby w ten sposób nie postępować – podkreśla Małgorzata Demidziuk.
Bez leczenia, gruźlica może być śmiertelna. Nieleczona czynna choroba zazwyczaj zajmuje płuca, ale może rozprzestrzeniać się na inne narządy wewnętrzne za pośrednictwem układu krwionośnego