UWAGA!

----

Dokąd zmierzasz warmińsko - mazurska piłko?

 Elbląg, Tomasz Płocki (z lewej) i Krzysztof Fedak z zarządu Warmińsko - Mazurskiego Związku Piłki Nożnej
Tomasz Płocki (z lewej) i Krzysztof Fedak z zarządu Warmińsko - Mazurskiego Związku Piłki Nożnej (fot. Sebastian Malicki)

O tym rozmawiamy z Tomaszem Płoskim, wiceprezesem Warmińsko - Mazurskiego Związku Piłki Nożnej oraz Krzysztofrm Fedakiem, członkiem zarządu WMZPN. A jest o czym: o tym co się dzieje w elbląskiej Olimpii, o młodych sędziach i szalonych rodzicach, o Concordii i GKS Wikielec i o tym, co zrobić, żeby kluby z naszego województwa grały wyżej niż w III lidze.

- Jaki wpływ na warmińsko – mazurską piłkę będzie miał fakt złożenia przez Olimpię Elbląg, jeden z największych klubów w województwie, wniosku o upadłość?

Krzysztof Fedak (KF): Pod względem prawnym to bardzo dobry ruch. Z drugiej strony nie ma się co dziwić zwykłym ludziom, że hasło upadek Olimpii budzi w nich obawę, co do przyszłości klubu. Częściowo, to pomysł kancelarii prawnej, działającej przy klubie i pomagającej w procesie restrukturyzacji. Zebrano wszystkie długi, o których wiadomo, przedstawiono propozycję planu spłaty. Aby uniknąć sytuacji, że w trakcie rozgrywek pojawiają się nowi wierzyciele z nowymi zobowiązaniami, zdecydowano się złożyć wniosek o upadłość. Dzięki temu nie powinno dojść do sytuacji np. zawieszenia licencji. Można powiedzieć, że działacze „kupili sobie czas” na zbudowanie fundamentów pod odbudowę klubu. Prywatnie uważam, że to dobry ruch.

Tomasz Płoski (TP): Olimpia zaczyna działać transparentnie. 16 lipca do Warmińsko - Mazurskiego Związku Piłki Nożnej wpłynęło pismo podpisane przez Roberta Krawczyka z Olimpii i dr Dagmarę Uhryn, prawniczkę z kancelarii prawnej pomagającej klubowi, w którym przedstawiono co i kiedy chcą zrobić, poprawić. Przez ostatnie miesiące związek nie miał żadnej wiedzy, co w klubie się dzieje. Po raz pierwszy w historii na Walnym Zebraniu Warmińsko – Mazurskiego Związku Piłki Nożnej, które odbywało się w kwietniu, nie było przedstawiciela Olimpii. To jest rzecz niedopuszczalna. Mam nadzieję, że nowe władze klubu to zmienią, pismo z 16 lipca daje taką nadzieję. Związek istnieje też po to, aby klubom pomagać, wspierać i je zrozumieć. I nie mówię tylko o Olimpii, ale o wszystkich.

KF: Pierwszy krok już został zrobiony. Po zebraniu zarządu związku, 14 lipca, odbyło się spotkanie z prezesami klubów III i IV ligi. I tam już przedstawiciele Olimpii: Robert Krawczyk i Kamil Czyżak obecni byli.

 

- Moim zdaniem, działacze klubu źle informacyjnie rozegrali kwestię wniosku o upadłość. 11 lipca trzeba było zwołać konferencję prasową i wytłumaczyć „co i jak”. I pewnie to by kibiców chociaż w części uspokoiło. Za kilka dni jestem umówiony na wywiad z Robertem Krawczykiem i dużo sobie po nim obiecuję.

KF: Wniosek o upadłość to tylko jeden z elementów restrukturyzacji. Żeby oddłużyć Olimpię, trzeba działać spokojnie. Stworzyć odpowiednie warunki, których wcześniej nie było. Oczywiście, proces restrukturyzacji może się skończyć fiaskiem i klub trzeba będzie zlikwidować. Ale na razie działacze takiego scenariusza nie przewidują.

 

- Olimpia formalnie nie ma prezesa. Dariusz Kaczmarczyk jest wiceprezesem, Robert Krawczyk – członkiem zarządu. To ma jakiś wpływ na stosunki na linii klub – związek?

TP: Pod względem prawnym nie. Są przedstawiciele klubu, którzy mają umocowanie prawne do jego reprezentowania. Zarząd WMZPN z Markiem Łukiewskim na czele będzie wspierał Olimpię, tak, aby nie zniknęła z piłkarskiej mapy Polski.

KF: I to dotyczy nie tylko Olimpii, ale każdego innego klubu w naszym województwie. Na koniec i tak najważniejsze jest, aby wszelkie formalności na linii klub – związek typu rejestracja zawodników, sprawy formalne, administracyjno – prawne, zostały dokonane. Jaki tytuł prawny będzie miała osoba, która się podpisz, jest mniej ważne, najważniejsze aby miała umocowanie prawne. W przypadku Olimpii tak jest.

 

- Jak wygląda sprawa zadłużenia Olimpii względem związku?

TP: Spłacone w całości przed otrzymaniem licencji na grę w III lidze. Nie będziemy ukrywać, były długi, ale zostały uregulowane. Ale mówię tylko o zadłużeniu względem związku, bo o tym wiem.

 

- To zacznijmy kolejny wątek. W trakcie wyborów do zarządu, komisji rewizyjnej Warmińsko - Mazurskiego Związku Piłki Nożnej zwróciłem uwagę, że kandydatów było dokładnie tylu, ile miejsc do obsadzenia. Czy to oznacza, że ludziom się nie chce działać w piłce, czy żartując, Marek Łukiewski, opozycję wyciął „równo z trawą”?

KF: Jak udało mi się dotychczas poznać prezesa Łukiewskiego, to on nie ma za dużej opozycji. Nie dlatego, że ją wycina, tylko przekonał ludzi fajnymi działaniami. Nie jest sztuką wszystko krytykować siedząc na fotelu. Trzeba mieć odwagę, żeby przyjść i powiedzieć, że ja chcę być prezesem, członkiem zarządu i mam takie i takie pomysły na działanie. Można dużo rzeczy poprawić, ale większość z nich nie jest związana z działalnością związku. Możemy się pochwalić, że to inne związki wojewódzkie patrzą i próbują wdrożyć nasze rozwiązania na swoim terenie.

TP: Sam się nad tym zastanawiałem, czy to dobrze, że kandydatów jest tylu, ile miejsc do obsadzenia. Wszyscy wiedzieli, co trzeba zrobić, żeby wystartować. Wystarczyło zebrać 10 rekomendacji od klubów, 15 w przypadku zgłoszenia swojej kandydatury na prezesa. Też jestem zdziwiony, że nie znaleźli się odważni, którzy „rzuciliby rękawicę” i spróbowali się dostać do zarządu. Marek szukał ludzi, którzy do nowego zarządu mogliby wnieść coś świeżego. Przykładem jest siedzący obok mnie Krzysztof. Marek chciał mieć, oprócz mnie, jeszcze jednego człowieka z Elbląga. Wybrał wyjście kompromisowe: Krzysiek działa w sporcie od lat, jest pomiędzy Olimpią i Concordią, nie związany bezpośrednio z żadnym z tych klubów, co gwarantuje neutralność w razie ewentualnych sporów. I to jest też dowód na to, że prezes cały czas szuka nowych twarzy, nie zamyka się w kokonie zgranych i cały czas tych samych nazwisk. Znam Marka, chyba najdłużej ze wszystkich elblążan: on był jest i moim zdaniem zawsze będzie otwarty na mądrych ludzi. Dziwię się, że nie było ludzi z innych środowisk, które spróbowałyby swoich sił w wyborach.

KF: Żeby startować musisz być przedstawicielem klubu i zdobyć 10 rekomendacji. Czy to jest dużo? Dla mnie, osoby która startowała po raz pierwszy, to nie jest warunek zaporowy. Dla osoby, która w sporcie działa kilkanaście lat, to nie jest żadna przeszkoda. Moim zdaniem ludziom się nie chce działać w związku i brakuje ludzi do działania w sporcie. Wolimy siedzieć i mądrzyć się, czego to byśmy nie zrobili, tylko wstać z fotela nam się nie chce. Za darmo to się już nie chce pracować. Wybory były w czerwcu, od tamtej pory były cztery posiedzenia zarządu w Olsztynie. Na każde muszę się przygotować, poświęcić swój czas prywatny... Nie chcę jeździć do Olsztyna tylko po to, żeby w odpowiednim momencie podnieść rękę. Z drugiej strony spójrzmy na kluby. Ale nie przez pryzmat Olimpii czy Stomilu, tylko A klasy, gdzie jedna osoba ogarnia wszystko, a w klubie nie ma drukarki, siedzibą jest mieszkanie aktualnego prezesa. Wyzwaniem jest zmobilizowanie takich ludzi, aby się nie poddali np. wypaleniu zawodowemu. One nawet wakacji nie mają, bo w lipcu jest najwięcej roboty w związku z przygotowaniami do sezonu. Jeżeli byłoby więcej ludzi do pomocy w takich małych klubach, to nasza wojewódzka piłka wyglądałaby inaczej. Ale takich ludzi do pracy w małych miejscowościach, a co dopiero mówić o kandydatach do pracy w związku.

 

- Krzysiek, ty wszedłeś do zarządu jako przedstawiciel Dębu Kadyny.

KF: Marek Łukiewski kompletując zarząd chciał mieć w nim przedstawiciela Elbląga. Nie Olimpii, nie Concordii, nie któregoś z klubów młodzieżowych, tylko Elbląga. Nie będę ukrywał, że częściowo moja kandydatura to propozycja prezydenta Michała Missana, za które to zaufanie serdecznie dziękuję. Zebrałem 10 rekomendacji z klubów z naszego okręgu, na zjeździe musiałem startować jako przedstawiciel jakiegoś klubu. I w tym miejscu bardzo dziękuje działaczom Dębu Kadyny za zaufanie. Czuję się reprezentantem środowiska klubowego z Elbląga i okolic. Sędzią piłki nożnej już od roku nie jestem. Zawiesiłem buty na kołku, na długo przed tym, jak dostałem propozycję pracy w zarządzie.

 

- Czy to, że zostaliście wybrani jako przedstawiciel klubu, to w przypadku Krzyśka, czy sędziów, to w przypadku pana Tomka ma jakieś znaczenie w pracy związkowej? Jaka jest wasza perspektywa?

TP: Wiceprezesem związku jestem od 2008 r. Też musiałem zdobyć 10 rekomendacji klubowych. Nie jesteśmy związani bezpośrednio z żadnym klubem. Krzysiek startował jak reprezentant Dębu, ale nie jest działaczem tego klubu, wywodzi się ze środowiska sędziowskiego, organizuje imprezy sportowe. To daje gwarancje, że nie będzie „ciągnął” w stronę jednego klubu. Natomiast ja jestem związany ze środowiskiem sędziów i obserwatorów. Może to nieskromnie zabrzmi, ale wydaje mi się, że jest mi nieco łatwiej oceniać to, co się dzieje pomiędzy klubami, bo stoję jakby „obok”, jestem neutralny, w miarę obiektywnie, bez sympatii i antypatii w stosunku do którejkolwiek stron, potrafię ocenić daną sytuację.

KF: W zarządzie dominują właściciele lub prezesi klubów. I, jak się ostatnio okazało, nie jest tak, że każdy ciągnie w stronę swojego klubu. Doszło do bardzo fajnej sytuacji, która pokazała, że przedstawiciele różnych klubów potrafią się nawzajem szanować. Nie jest tak, że Iksiński lobbuje na rzecz klubu X, a na rzecz klubu Y już nie. Widzę tę zmianę i to jest światełko w tunelu dające nadzieję na pozytywne zmiany. Jeżeli prezesi będą się szanować, to i kluby będą ze sobą lepiej współpracować. Chcemy w tym zarządzie wypracować wspólny głos całego środowiska. Tak mi się wydaje, pod tym kątem Marek Łukiewski szukał ludzi.

TP: Coś się zmienia i w Elblągu. Concordia od wielu lat była trochę „na uboczu”. Od mniej więcej półtora roku widzę w tym klubie aktywność. Tu duże ukłony dla prezesa Sebastiana Drewka. Uważam, że każdy klub powinien być jednakowo traktowany, bez względu na historię, geografię, kibiców, nazwę. Osobiście mam poczucie, że za słabo jestem „wykorzystywany” przez kluby do pomocy. Jesteśmy w stanie sporo pomóc, tylko to klub musi wyjść z inicjatywą.

 

- Wrócę jeszcze do Krzyśka i zacznę kolejny wątek. Znudziło Ci się sędziowanie? Pytam, nie bez powodu, problemem, który do mnie dociera jest brak sędziów w naszym województwie.

KF: Rok temu najpierw zawiesiłem sędziowanie, potem zwróciłem się z prośbą o niepowoływanie mnie na mecze. Pewnie już nie wrócę, choć nigdy nie należy mówić nigdy. Jedna sprawa to zdrowie, druga to obowiązki zawodowe. Z portElu można się dowiedzieć ile imprez robi elbląski MOSiR. Ja w każdym takim wydarzeniu, w większym lub mniejszym stopniu, biorę udział. Ta decyzja nie miała żadnego związku z kandydowaniem do zarządu.

TP: To jest olbrzymi problem, dotyczący całej Polski. Przyczyn możemy szukać na wielu obszarach. Jako jeden z głównych wymieniłbym rodziców zawodników, z którymi styka się młody 18., 19. letni chłopak świeżo po kursie sędziowskim. Na samym początku swojej przygody z piłką jedzie na mecz trampkarzy i musi się zmierzyć z agresją kilkudziesięciu szalejących rodziców, dla których ich dziecko już gra, jak Robert Lewandowski. I dostaje za to 40 złotych za mecz.

KF: Jeszcze jako sędzia w wieku lat 40 plus, bardzo przeżywałem to, co mnie spotykało na meczach ze strony rodziców zawodników. A teraz przełóż to na chłopaka w wieku 18, 19 lat. Nie przez przypadek Tomek to zjawisko wymieniał jako pierwsze.

TP: Kolejnym problemem jest dobór trenerów do szkolenia najmłodszych piłkarzy. To najczęściej aktywni piłkarze nie przygotowani do tematów wychowawczych. Często szalejący rodzice przytłaczają młodego trenera. A wszystko się odbija na 18. letnim chłopaku, który dopiero zaczyna swoją przygodę z gwizdkiem. Po pierwszym zetknięciu z realiami bardzo dużo tych młodych zawodników rezygnuje. Jako Centralna Komisja Szkoleniowa Sędziów, której jestem członkiem szukamy sposobów, aby sędziowie czuli się bezpiecznie.

KF: Zdajemy sobie sprawę, że stadion to nie teatr. Na odgłosy trybun sędziowie potrafią się wyłączyć. Problemem jest ławka rezerwowych i teren przyległy z szalejącymi rodzicami. Nie raz widziałem, że tam nie trener rządził, a rodzice. I często na tego trenera wrzeszczeli bardziej, niż na mnie. A najbardziej przykry w tym wszystkim jest fakt, że krzyczeli na mnie, nie dlatego, że źle sędziowałem, tylko że to oni nie znali aktualnych przepisów. Przykład: mecz juniorów młodszych, wznowienie gry z tzw. „piątki”, ktoś krzyczy „spalony”. Jeszcze biegłem za akcją, ale zdążyłem odkrzyknąć, że po piątce nie ma spalonego. Po meczu ten ktoś przyszedł do mnie i przyznał się, że nie miał pojęcia, że taki przepis istnieje. A to nie jest żaden nowy przepis.

TP: Nieznajomość przepisów gry w piłkę to jest temat rzeka. O czym my mówimy, skoro na kursie trenerskim, na podstawowym, najniższym stopniu nie przewidziano ani jednej godziny zajęć na temat przepisów gry w piłkę nożną. Chcemy, od przyszłego sezonu, wprowadzić zapis w licencji zobowiązujący kluby IV ligi, do uczestnictwa w minimum jednym w roku szkoleniu z przepisów. A potem stopniowo rozszerzać to na niższe klasy rozgrywkowe. Interpretacje przepisów zmieniają się raz w roku i jestem przekonany, że duża część trenerów i piłkarzy nie nadąża za zmianami. Oczywiście, są wyjątki, ale generalnie poziom znajomości przepisów oceniam jako bardzo mizerny. W naszym związku mamy trzech sędziów z kategorii TOP A, mogących sędziować Ekstraklasę i I ligę. Do tego dochodzi jeden sędzia drugoligowy i pięciu sędziów w III lidze. Jak na tak mizerne pod względem piłkarskim województwo to całkiem niezły wynik. I rodzi się pytanie: dlaczego sędziowie po latach ciężkiej pracy mogą dojść do poziomu centralnego, dlaczego nie mogą tego zrobić kluby?

KF: Trzeci temat to sami sędziowie. Nie chcemy, żeby czytelnik odniósł wrażenie, że wszyscy winni tylko nie sędziowie. Ale sędzia musi poświęcić własny, prywatny czas. Nie tylko na mecze, ale i na treningi, przygotowania. Za własne pieniądze musi skompletować strój, kilka kompletów, całe wyposażenie... I często chcą bardzo szybko awansować z A klasy wyżej. A swoje trzeba w niższych ligach wybiegać, żeby nabrać doświadczenia i praktycznych umiejętności. Często się zdarza, że brakuje cierpliwości i ktoś odchodzi. A mając w weekend do wyboru spotkać się ze znajomymi, albo pojechać 100 kilometrów na mecz, wybierają życie prywatne.

 

- Co związek może zrobić, że seniorska piłka w naszym województwie, będąca wizytówką dyscypliny, to nie były trzy kluby w III lidze walczące o utrzymanie?

TP: Związek bezpośrednio klubowi X pomóc nie może. Ale może wspierać w kwestii szkoleń trenerskich i jest ich stosunkowo dużo. Możemy podpowiedzieć, jak stworzyć silny organizm klubowy. Bezpośrednio do klubu wejść nie możemy, bo to osobny podmiot.

KF: Czasem mam wrażenie, że kluby się zamykają na pomoc związkową. Przy PZPN działa osoba, która potrafi znaleźć dofinansowanie z różnego rodzaju programów rządowych, fundacji, firm... Możemy nasze kluby z nią skontaktować. A to tylko jeden z przykładów. Musimy zacząć od samego dołu, od rozgrywek najmłodszych. Niektóre kluby, ze względów finansowych, chcą jak najmniej grania u dzieci. I jak to dziecko ma się nauczyć piłki, jak grać nie będzie. 6 kolejek na wiosnę, albo na jesień? To dziecko zapomni jak się gra, kiedy rozegra tylko 6 meczów. To też nie jest tak, że my coś narzucamy. Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa. Musimy pogodzić interesy. Rozwiązaniem są rozgrywki regionalne, niech grają kilka razy z tymi samymi drużynami. Ale często i wtedy jest opór, bo zespół nie może się zebrać w całości. Zdaniem związku dzieciaki i młodzież mają grać.

TP: Kolejna kwestia to pieniądze. Mam wrażenie, że w niektóre kluby przepalają je na piłkarzy, którzy przyjadą na sezon, potem wyjadą i tyle ich widziano. I jeszcze nie są z naszego regionu. Porównajmy zarobki sędziów i piłkarzy. Sędzia na poziomie IV ligi w miesiącu ma trzy, cztery mecze, za które dostaje około 1400 zł. Po odjęciu wszystkich kosztów zostaje mu ok 900 zł. Czy ktoś widział piłkarza w czołowych klubach IV ligi, który gra za 900 zł miesięcznie? Mam wrażenie, że awans ma być tu i teraz, brakuje długofalowej strategii. Przy czym nie chciałbym, żeby czytelnik odniósł wrażenie, że bronimy tu sędziów. Sędziowie popełniali błędy, popełniają i będą popełniać. Ale udało nam się zwiększyć samoświadomość błędów sędziów.

 

- To o jakim rzędzie wielkości pieniędzy mówimy?

TP: Tajemnicą poliszynela jest fakt, że w niektórych klubach IV ligi zawodnicy dostają pięć, osiem, w skrajnych przypadkach dziewięć tysięcy złotych. Nie jest to rozpusta? Czy to są pieniądze adekwatne do poziomu i do tego, co ci zawodnicy reprezentują? I czy to nie jest odpowiedź, dlaczego kluby z naszego województwa biją się o utrzymanie w III lidze? Czy kluby nie przepłacają? Jeżeli też będą miały świadomość, jakie błędy popełniają, jeżeli będzie normalny poziom wynagrodzeń piłkarzy na poziomie III i IV ligi, to możemy myśleć o czymś więcej niż utrzymanie w III lidze. Uważam, że kluby na poziomie klasy okręgowej lub IV ligi za dużo płacą swoim zawodnikom. I to jest „psucie” tych piłkarzy.

KF: I płacimy zawodnikom z innych regionów Polski, dla których nasze kluby to jest przystanek w karierze. W następnym sezonie grają już zupełnie w innym województwie. Nie potrafimy w IV lidze grać chłopakami stąd, naszymi wychowankami. To boli najbardziej. Nie mówię tu o wszystkich, ale to częste zjawisko. O III lidze nawet nie wspomnę.

 

- Dla mnie wzorem, jak „wycisnąć maksa” z tego co się ma jest GKS Wikielec, trzecioligowy klub z bardzo małej miejscowości, tak to eufemistycznie nazywając? Na czym polega jego fenomen?

KF: Fenomen ma na imię Krzysztof, na nazwisko Bączek. Trochę upraszczam, ale grono działaczy i sponsorów skupionych wokół tego klubu to są zapaleńcy. Mała miejscowość, a klub od kilkunastu lat się przebija. I ta społeczność też się pewnie przyzwyczaiła, że ma drużynę na stosunkowo wysokim poziomie. Pewnie trudno byłoby im oglądać GKS w okręgówce. Działacze i sponsorzy złapali bakcyla, mają poczucie, że są u siebie, że to jest ich klub, że mają na niego wpływ.

TP: Z moich obserwacji wynika, że w Wikielcu ludzie, którzy dają pieniądze na klub, każdą złotówkę oglądają trzy razy. Mają kontrolę nad pieniędzmi w klubie. Wszystko odbywa się bardziej transparentnie niż w tzw. dużych klubach. Sponsorzy i gmina pieniądze wykładają i wydatek każdej złotówki skrupulatnie kontrolują. Takie odnoszę wrażenie. A w tzw. wiodących klubach chyba nie do końca tak się działo. W efekcie mamy to, co się wydarzyło w Olsztynie i w Elblągu. Wydaje mi się, że tak powinien wyglądać poziom III i IV ligi. Tam dyrektor sportowy z zewnątrz nie jest potrzebny. Oczywiście, duże kluby: Olimpia, Stomil powinny mieć odpowiednio większy pion administracyjny, adekwatny do poziomu rozgrywek. Kontrola finansowa i transparentność musi być. Bez tego nie wyobrażam sobie żadnej organizacji.

 

- IV liga w nowy sezon wchodzi z nowym sponsorem Superscore. I co z tego będą miały kluby?

KF: Wcześniej kilka sezonów sponsorem był forBet i tu związek nabrał doświadczenia. Superscore to są większe pieniądze, ale znów nie takie duże, aby w budżetach czwartoligowców miały jakieś duże znaczenie. Jeszcze za czasów forBetu związek dał klubom do wyboru: albo stosunkowo małe pieniądze co miesiąc, albo całość przeznaczamy na działania związku na rzecz klubów i szkolenie młodzieży. To nie jest tak jak w przypadku Canal Plus sponsorującego Ekstraklasę, gdzie kluby dostają duże pieniądze na własne potrzeby. Nasze zdecydowały się na to drugie rozwiązanie. I do tej pory nie było żadnego poważnego zgrzytu na tym tle. Dziś klub, idąc na rozmowy z potencjalnym sponsorem, bierze ze sobą bardzo fajnie opakowany produkt, jakim jest nasza IV liga. Dostają analizy, video na każdym meczu... Gdyby te pieniądze rozdać, to starczyłoby na wodę mineralną... Kibice dostali apkę na telefon, dzięki której mogą będą wiedzieć wszystko o rozgrywkach oraz śledzić mecze w czasie rzeczywistym. Jesteśmy jedyną IV ligą, którą ta firma sponsoruje.

 

- Za cztery lata kończy się kadencja. Czego spodziewacie się w 2029 roku?

TP: Jeżeli chodzi o mnie, to będzie odpowiedni czas, żeby oddać miejsce młodszym i zejść ze ścieżki działacza. To jest chyba moja ostatnia kadencja, chociaż kto wie, co będzie za cztery lata... Chciałbym super wyników dla trenera reprezentacji Jana Urbana. Schodząc na elbląskie podwórko, to mam nadzieję i jestem o tym przekonany, że w naszym mieście powstanie stadion piłkarski z prawdziwego zdarzenia. I kilka drużyn z naszego województwa grających wyżej niż III liga.

KF: Z rzeczy, na które nie do końca mamy wpływ, to życzyłbym sobie kilku klubów z naszego województwa w drugiej, albo w pierwszej lidze. Nieśmiało wspomnę o Ekstraklasie. Drugie życzenie, na to akurat mamy jako związek większy wpływ: abyśmy nadal mieli kilku sędziów na poziomie TOP A, mogących sędziować Ekstraklasę i I ligę. To jest ważne, to środowisko sędziów będzie później ciągnęło tę naszą warmińsko-mazurska piłkę. Chciałbym, abyśmy w 2029 r. mieli poczucie spełnienia, że pomogliśmy naszym klubom poprzez wskazanie ścieżek rozwoju, a kluby chciały korzystać z naszej pomocy. I czwarta sprawa: mniej waśni i kłótni pomiędzy klubami i więcej współpracy.

 

- Dziękuję za rozmowę

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama