Mieszkam w Elblągu od urodzenia. Z przerwą na czas edukacji, studiów moje życie płynie w tym mieście. Tu mieszkam, pracuję, cieszę się życiem rodzinnym. Czuję się szczęśliwa. Ale to poczucie szczęścia zawdzięczam wyłącznie sobie, nie ma w tym, jak skonstatowałam, żadnej zasługi mojego miasta. Bo moje miasto jest… smutne. Co więcej, moje miasto mnie nie lubi i próbuje robić wiele, bym nie czuła się w nim komfortowo – pisze nasza Czytelniczka.
Gdy czytam komentarze Czytelników elbląskich mediów, widzę, że moje miasto nie lubi również większości z nich. Ludzie, którzy mogliby mieć możliwość, by zmienić to wrażenie sympatii dla mieszkańca, o tych mieszkańcach przypominają sobie raz na kilka lat. Zwykle przed wyborami samorządowymi. Teraz jest więc może świetny moment, by przypomnieć włodarzom miasta, że JESTEŚMY!
Jest smutno
Jesteśmy i nie chcemy żyć w mieście smutnym, „mieście emerytów”, jak nazywa Elbląg wielu Czytelników portElu. Minęło wiele lat od czasów PRL-owskiej „smuty”, a w Elblągu jakby nic się nie zmieniło. Jest smutno. Obchody świąt państwowych (choćby Święta Niepodległości) kojarzą się ze sztywnym protokołem jak z czasów głębokiej komuny - podniosłe przemówienia „ku czci”, obowiązkowe msze i smętny przemarsz po ulicach starówki. Gdzie jest radość? Gdzie są happeningi, muzyka, kolory? Dni Elbląga, Święto Chleba- ktoś powie, że nie ma funduszy na wypasione imprezy…
Nie potrzeba wielkich funduszy. Potrzeba otwartej głowy, zaufania tym, którzy tworzą kulturę, mają pomysły i chcą aktywizować miasto. Tu wielkie brawa dla elbląskich młodych aktywistów - stowarzyszenie „Co Jest” robi wspaniałą robotę i dzięki ich inicjatywom można uwierzyć w możliwość radosnej zmiany. Oczywiście, są słabiutko dotowani przez miasto, no bo po co? Lepiej niech będzie smutno.
Smutno, że miasto woli finansować stowarzyszenia i inicjatywy, które „pomoc mieszkańcom” mają jedynie na papierze i umieją ją sprawnie opisać w sprawozdaniach. Niestety (albo na szczęście) większość elblążan nigdy nie skorzystała i nie ma potrzeby korzystać z ich oferty. Smutne jest, że miasto ma w nosie problemy osób słabszych, wymagających wsparcia - choćby zamknięcie, ot tak, bez wyjaśnienia, siedziby stowarzyszenia „Szansa”, pomagającej wielu elbląskim rodzinom, prowadzącego działalność na wysoce profesjonalnym poziomie minęła praktycznie bez echa i refleksji ze strony rządzących miastem. No bo kto przejmowałby się uzależnionymi, ofiarami przemocy, itd…?
Jakoś chyba was nie lubimy...
Za to, uwaga, władze miasta uznały, że my, elblążanie, jak kania dżdżu potrzebujemy tzw. rewitalizacji parku Planty. Rewitalizacja kosztowała ponad pięć milionów… Pięć milionów, na Boga! I raczej nie wiadomo, co za tajemnicze „działania” odbywają się w zrewitalizowanej „grocie”. Podejrzewać można, ze działania, które - jak zwykle -można ładnie opisać na papierze, za to nie prowadzą do niczego fajnego w rzeczywistości? Pięć milionów - to jest kwota, która z naddatkiem wystarczyłaby na zaspokojenie potrzeb dzielnic odległych od centrum - Próchnik, Krasny Las. Dynamicznie rozwijające się dzielnice są pozbawione kanalizacji, instalacji gazowej. Czemu? A bo my was jakoś chyba nie lubimy…
Urząd Miasta jest podobno w posiadaniu planów budowy kanalizacji (kosztownego, dodam), ale kto by się tym przejmował? Te tereny to, wg miasta, nie jest aglomeracja. Ciekawe, że podatki do miasta mieszkańcy tych dzielnic płacą takie, jakby byli jednak w tej aglomeracji… Kasa musi się zgadzać, a kogo obchodzi reszta?
Komunikacja miejska? Od lat elblążanie narzekają na ciągłe zmiany, dziwne wytyczanie tras, problemy w tym zakresie. Kłopot w tym, że głos mieszkańców to jak głos wołającego na puszczy. Nikt nas nie pyta o zdanie, a nawet jeżeli ktoś tam pro forma zapyta, to nasz głos nie jest brany pod uwagę.
Gdzie są kobiety?
Atmosfera w moim mieście, kształtowana przez władających nim, kojarzy mi się ze smutkiem, sztywniactwem, ponurością, nietransparentnością. Od lat widzę roszadę zmieniających się u władzy w kółko tych samych panów (właśnie - panów, a gdzie są kobiety?) Kolejne proponowane zmiany są pozorne - kandydaci tak naprawdę uczestniczą od lat w zasmucaniu miasta i kształtowaniu go na podobieństwo domu spokojnej starości, ale takiego w głębokiej Rosji, a nie w Hiszpanii, gdzie w takich przybytkach bywa całkiem wesoło.
Dlatego deklaruję: nie zagłosuję, z całym szacunkiem, na żadnego z panów. Dla jasności - nie zagłosuję (jak zresztą większość elblążan) na kandydata obecnej opozycji , gdyby ktoś mnie o to, nie daj Bóg, podejrzewał. Szanowni Kandydaci, za to mogę Wam obiecać: na spotkaniach przedwyborczych będziemy bacznie obserwować, czy chcecie zafundować temu pięknemu miastu kolejne lata smutku, sztywniactwa i braku realnego kontaktu z mieszkańcami. Jeśli tak będzie, nie macie u mnie żadnej szansy.
Czytelniczka (dane do wiadomości redakcji)
Od redakcji. Zapraszamy do merytorycznej dyskusji na temat poruszony przez Czytelniczkę. Śródtytuły pochodzą od redakcji.