Ostatnio wrze nie tylko na najwyższych szczeblach władzy w Polsce. Ciepła woda z kranu lokalnej polityki także ma chyba parę stopni więcej. Między senatorem Wcisłą a posłem Wilkiem trwa spór o to, kto jest lepszym tatusiem nienarodzonego jeszcze, a nawet nie do końca poczętego sukcesu za jaki obaj uważają przekop Mierzei Wiślanej.
Panowie przerzucają się argumentami kto pierwszy, kto bardziej, a kto mniej. W całym tym gwarze od samego początku brakuje mi merytorycznych argumentów za przekopem. Tzw. studium wykonalności, na które powołuje się już nie pamiętam, który z pretendentów do ojcostwa to zwykła kpina. Ktoś zapewne wziął duże pieniądze za zbiór tabel pisanych na zasadzie - dzisiaj przeładunki wynoszą X, a w 2030 roku przewiduje się, że będą wynosić 10 razy X. Konia z rzędem temu, kto znajdzie tam odpowiedź na fundamentalne pytanie co takiego mielibyśmy przeładowywać w elbląskim porcie i dokąd to coś transportować statkami przez przekop i za ile?!
Do głowy ciśnie się analogia z budową portu lotniczego w Radomiu i niestety także w znacznie nam bliższych Szymanach. Ktoś sobie umyślił, że posiadanie takiego lotniska sprawi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, że tłumy ludzi z całego miasta i świata rzucą się żeby tu latać, region urośnie w siłę, a ludziom będzie się żyło dostatniej. Pomysł był świetny, tylko tłumy jak zwykle zawiodły. W Radomiu złośliwie nikt nie chciał latać do Rygi, chociaż to piękne miasto. Nie trzeba być wróżką żeby przewidzieć, że samoloty z Szyman do Berlina wozić będą głównie świeże mazurskie powietrze. Kilka podobnych pomysłów na lotniczy super biznes nie sprawdziło się w Hiszpanii, która dla europejczyków, z całym szacunkiem dla krainy tysiąca jezior, turystycznie jest o wiele bardziej atrakcyjna. Wyciąganie wniosków z porażek innych nie jest jak widać naszą narodową specjalnością.
Podobnie jest w przypadku elbląskiego portu morskiego. W okolicy nie widać w większej ilości towarów, które warto by było ładować na małe stateczki i wozić ..., no właśnie dokąd? Ktoś z głębi Polski nie będzie oszczędzał 50 kilometrów drogi do portu w Gdańsku, tylko po to żeby przeładować kontener na statek w Elblągu, zawieźć go Gdańska i przeładować znowu na duży kontenerowiec. We wspomnianym studium autorzy nie pokusili się oczywiście o symulację kosztów takiej logistyki. Największą pozycją jest tu przede wszystkim czas. W pierwszym wariancie ok. godziny, w drugim zapewne dzień, albo jeszcze więcej.
Bez wątpienia liczyć za to umieją zaprzyjaźnieni z nami mieszkańcy Olsztyna. Mają do wyboru dwugodzinny przejazd mikrobusem do Rębiechowa z dziesiątkami połączeń do wielu europejskich miast i wszystkich lotniczych hubów, albo godzinny przejazd szynobusem do Szyman i dwa mało ciekawe połączenia. Czy powodowani warmińsko-mazurskim patriotyzmem lokalnym elblążanie zdradzą Rębiechowo, wesprą olsztyński projekt i uratują Szymany od rychłego upadku? Ok, zgoda - to był kiepski dowcip.
Wracając do Elbląga, to przeładunki w naszym porcie w istotny sposób się w tym roku zmniejszyły. Nie dlatego, że PiS i PO nie przekopała Mierzei. Nasz port - czy to nam się podoba, czy nie - skazany jest na wymianę towarów z Kaliningradem, a ta jak wiadomo może się obywać bez przekopu. Na tej trasie wolumen obrotów regulowany jest bezpośrednio na Kremlu. Jeden grymas na twarzy Putina wystarczy aby go zmniejszyć albo zwiększyć. Wszelkiego rodzaju embarga i kontrole sanitarne to ulubiona broń rosyjskiego władcy. Sytuacja na tej trasie jest całkowicie nieprzewidywalna i snucie tu jakichkolwiek prognoz jest czystym wróżeniem z fusów. Sorry, takiego mamy sąsiada.
Ponieważ wygląda na to, że obecny rząd obiecał o parę gruszek na brzozie za dużo, prawdopodobieństwo znalezienia w najbliższych latach wolnych pieniędzy w budżecie na przekop wydaje się mało prawdopodobne. Ma to tę zaletę, że nie trzeba będzie wskazywać ludzi odpowiedzialnych za klapę tego przedsięwzięcia, a nasi elbląscy parlamentarzyści nie będą musieli wypierać się jego ojcostwa. W kolejnej kampanii wyborczej tekst „chciałem przekopać, ale mi nie dali” będzie się zdecydowanie lepiej sprzedawał niż „przekopałem, ale nikt nie chce z tego korzystać”. Są takie króliczki, których lepiej nigdy nie dogonić.
Do głowy ciśnie się analogia z budową portu lotniczego w Radomiu i niestety także w znacznie nam bliższych Szymanach. Ktoś sobie umyślił, że posiadanie takiego lotniska sprawi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, że tłumy ludzi z całego miasta i świata rzucą się żeby tu latać, region urośnie w siłę, a ludziom będzie się żyło dostatniej. Pomysł był świetny, tylko tłumy jak zwykle zawiodły. W Radomiu złośliwie nikt nie chciał latać do Rygi, chociaż to piękne miasto. Nie trzeba być wróżką żeby przewidzieć, że samoloty z Szyman do Berlina wozić będą głównie świeże mazurskie powietrze. Kilka podobnych pomysłów na lotniczy super biznes nie sprawdziło się w Hiszpanii, która dla europejczyków, z całym szacunkiem dla krainy tysiąca jezior, turystycznie jest o wiele bardziej atrakcyjna. Wyciąganie wniosków z porażek innych nie jest jak widać naszą narodową specjalnością.
Podobnie jest w przypadku elbląskiego portu morskiego. W okolicy nie widać w większej ilości towarów, które warto by było ładować na małe stateczki i wozić ..., no właśnie dokąd? Ktoś z głębi Polski nie będzie oszczędzał 50 kilometrów drogi do portu w Gdańsku, tylko po to żeby przeładować kontener na statek w Elblągu, zawieźć go Gdańska i przeładować znowu na duży kontenerowiec. We wspomnianym studium autorzy nie pokusili się oczywiście o symulację kosztów takiej logistyki. Największą pozycją jest tu przede wszystkim czas. W pierwszym wariancie ok. godziny, w drugim zapewne dzień, albo jeszcze więcej.
Bez wątpienia liczyć za to umieją zaprzyjaźnieni z nami mieszkańcy Olsztyna. Mają do wyboru dwugodzinny przejazd mikrobusem do Rębiechowa z dziesiątkami połączeń do wielu europejskich miast i wszystkich lotniczych hubów, albo godzinny przejazd szynobusem do Szyman i dwa mało ciekawe połączenia. Czy powodowani warmińsko-mazurskim patriotyzmem lokalnym elblążanie zdradzą Rębiechowo, wesprą olsztyński projekt i uratują Szymany od rychłego upadku? Ok, zgoda - to był kiepski dowcip.
Wracając do Elbląga, to przeładunki w naszym porcie w istotny sposób się w tym roku zmniejszyły. Nie dlatego, że PiS i PO nie przekopała Mierzei. Nasz port - czy to nam się podoba, czy nie - skazany jest na wymianę towarów z Kaliningradem, a ta jak wiadomo może się obywać bez przekopu. Na tej trasie wolumen obrotów regulowany jest bezpośrednio na Kremlu. Jeden grymas na twarzy Putina wystarczy aby go zmniejszyć albo zwiększyć. Wszelkiego rodzaju embarga i kontrole sanitarne to ulubiona broń rosyjskiego władcy. Sytuacja na tej trasie jest całkowicie nieprzewidywalna i snucie tu jakichkolwiek prognoz jest czystym wróżeniem z fusów. Sorry, takiego mamy sąsiada.
Ponieważ wygląda na to, że obecny rząd obiecał o parę gruszek na brzozie za dużo, prawdopodobieństwo znalezienia w najbliższych latach wolnych pieniędzy w budżecie na przekop wydaje się mało prawdopodobne. Ma to tę zaletę, że nie trzeba będzie wskazywać ludzi odpowiedzialnych za klapę tego przedsięwzięcia, a nasi elbląscy parlamentarzyści nie będą musieli wypierać się jego ojcostwa. W kolejnej kampanii wyborczej tekst „chciałem przekopać, ale mi nie dali” będzie się zdecydowanie lepiej sprzedawał niż „przekopałem, ale nikt nie chce z tego korzystać”. Są takie króliczki, których lepiej nigdy nie dogonić.