
Gdyby o składzie Sejmu po najbliższych wyborach decydowali Czytelnicy portElu, to w budynku przy Wiejskiej zasiedliby posłowie sześciu partii – Platformy Obywatelskiej, Ruchu Palikota, Prawa i Sprawiedliwości, Polska Jest Najważniejsza, Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Nowej Prawicy.
Wyniki naszego sondażu będą z pewnością istotnie różnić się od tego co zadecydują wyborcy w najbliższą niedzielę. Sondaż portElu, podobnie jak wiele innych, nie oddaje preferencji wyborczych osób, które zdecydują się na pójście do urn, a jedynie tych, które wzięły udział w internetowym głosowaniu. A to są dwa różne światy. Dlatego wynik wyborów do samego końca będzie wielką niewiadomą. Można natomiast mówić o pewnych tendencjach i tu rzuca się w oczy bardzo dobry wynik Komitetu Wyborczego Ruchu Palikota (ok. 26 proc.). Otwartym pozostaje jednak pytanie, czy wyborcy, którzy deklarują poparcie dla tego komitetu, zagłosują na niego w sytuacji gdy nie zobaczą na liście nazwiska Palikot. Kandydaci z jego drużyny, to ludzie zupełnie nierozpoznawalni. Dlatego sądzę, że zasadnicze starcie rozegra się tradycyjnie między PO i PiS, które w naszym sondaży uzyskały odpowiednio 35 i 13 procent głosów. W rzeczywistości oczekiwałbym jednak znacznie większego spłaszczenia wyników.
Na ostateczny rezultat duży wpływ będzie miała bez wątpienia frekwencja. Słyszy się głosy polityków, którzy głośno wyrażają obawy co do wyborczego entuzjazmu Polaków. Chciałoby się im odpowiedzieć, sam sobie jesteś winien Grzegorzu Dyndało. Panowie ciężko pracowaliście przez ostatnie cztery, a może i dwadzieścia lat nad osłabieniem wiary Polaków w sensowność wyborów. Niespełnione i nierealne obietnice, uciekanie od rozwiązywania rzeczywistych problemów, bujanie w „oparach absurdu”, zmiany oblicza na użytek wyborów, liczne wpadki i traktowanie wyborców jak „ciemny lud” - to tylko niektóre grzechy naszych wybrańców, którymi każdy może obdzielić według uznania swoją (nie)ulubioną partię. Wszystko to skutecznie zniechęca wielu uprawnionych do wzięcia udziału w głosowaniu.
Mój entuzjazm wyborczy również niewiele sięga ponad poziom Żuław. Szczerze mówiąc, ogarnia mnie złość na polityków, którzy po raz kolejny każą wybierać mi mniejsze zło. Mimo wszystko, pójdę w niedzielę do urny, aby nikt nie mógł mi zarzucić, że nie wziąłem na siebie chociaż tej drobnej cząstki odpowiedzialności za mój kraj.
Na ostateczny rezultat duży wpływ będzie miała bez wątpienia frekwencja. Słyszy się głosy polityków, którzy głośno wyrażają obawy co do wyborczego entuzjazmu Polaków. Chciałoby się im odpowiedzieć, sam sobie jesteś winien Grzegorzu Dyndało. Panowie ciężko pracowaliście przez ostatnie cztery, a może i dwadzieścia lat nad osłabieniem wiary Polaków w sensowność wyborów. Niespełnione i nierealne obietnice, uciekanie od rozwiązywania rzeczywistych problemów, bujanie w „oparach absurdu”, zmiany oblicza na użytek wyborów, liczne wpadki i traktowanie wyborców jak „ciemny lud” - to tylko niektóre grzechy naszych wybrańców, którymi każdy może obdzielić według uznania swoją (nie)ulubioną partię. Wszystko to skutecznie zniechęca wielu uprawnionych do wzięcia udziału w głosowaniu.
Mój entuzjazm wyborczy również niewiele sięga ponad poziom Żuław. Szczerze mówiąc, ogarnia mnie złość na polityków, którzy po raz kolejny każą wybierać mi mniejsze zło. Mimo wszystko, pójdę w niedzielę do urny, aby nikt nie mógł mi zarzucić, że nie wziąłem na siebie chociaż tej drobnej cząstki odpowiedzialności za mój kraj.