A czy możecie powiedzieć, co z kobietą, która siedzi na tym mieszkaniu, bez żadnego aktu własności, bez żadnego prawa do tego żeby tam przebywać? O ile kojarzę była nazywana " partnerką" więc ślubu nie miała z synem Pana Ryszarda. Dla mnie to chore, że można sobie na dziko siedzieć u kogoś i nic z tym nie można zrobić.