50 lat temu wiele miast Wybrzeża, w tym Elbląg, był sceną gwałtownych wystąpień robotniczych i zajść ulicznych, które przeszły do historii jako „Wydarzenia Grudniowe”. W felietonie tym – pomijającym, ze względu na ograniczoną objętość tekstu, szeroki kontekst polityczny tamtych dramatycznych wydarzeń oraz wiele szczegółów z zajść ulicznych na terenie naszego miasta – chcemy przypomnieć, co działo się wówczas w Zamechu, największym zakładzie przemysłowym Elbląga = pisze Daniel Lewandowski.
W piątek 11 grudnia 1970 r. Biuro Polityczne KC PZPR zatwierdziło podwyżki artykułów spożywczych. Miały one wejść w życie w przedświąteczną niedzielę handlową 13 grudnia. Władza spodziewając się niezadowolenia społecznego nakazała odbycie w zakładach pracy
w sobotę 12 grudnia spotkań z aktywem partyjnym. Takie spotkanie odbyło się też w Zamechu. Tłumaczono na nim przyczyny podwyżek i próbowano łagodzić reakcje niezadowolenia. Tego dnia o godz. 20 telewizja nadała przemówienie Władysława Gomułki, który zakomunikował wzrost cen wielu artykułów. Był on znaczący i w zależności od asortymentu wynosił od 17 do 36%. Ci którzy robili zakupy w niedzielę 13 grudnia już musieli się z nimi zmierzyć.
Nic więc dziwnego, że w poniedziałek 14 grudnia ludzie przyszli do pracy zbulwersowani i nie mówili o niczym innym niż tylko o podwyżkach. Przed południem do Zamechu dotarły informacje z Gdańska, że część pracowników niektórych wydziałów Stoczni im. Lenina nie przystąpiła do pracy, wysuwając żądnie cofnięcia podwyżki. Niedługo potem dotarły informacje o pierwszych ulicznych niepokojach w centrum Gdańska. W reakcji na to dyrekcja Zamechu zaleciła, aby mistrzowie jedli śniadanie razem z robotnikami, co miało umożliwić lepszą kontrolę nastrojów. W elbląskim Komitecie Miasta i Powiatu (KMiP) PZPR (dzisiejszy budynek Urzędu Skarbowego przy ul. Mickiewicza) zwołano naradę sekretarzy partyjnych wszystkich większych zakładów pracy. Od uczestników zażądano podjęcia działań zapobiegawczych celem rozładowania atmosfery napięcia powstającej w efekcie informacji napływających z Gdańska.
Wśród pracowników Zamechu aktywnością strajkową od początku wykazywali się pracownicy nowej odlewni. Nawiązali oni łączność telefoniczną z Gdańskiem. Wkrótce powołali komitet strajkowy, który na bazie postulatów stoczniowców sformułował swoje własne żądania. Mimo to przez cały poniedziałek 14 grudnia Zamech utrzymał ciągłość pracy.
We wtorek 15 grudnia w Elblągu napięcie rosło i w Zamechu miały miejsce pierwsze przestoje w pracy. Niepokój w mieście wywołało pojawienie się na ulicach dużej kolumny wojska, podążającej w stronę Gdańska. Tego dnia ok. godz. 20 pod budynkiem KMiP PZPR zebrał się tłum, z którego rzucano butelki z benzyną i próbowano wzniecić pożar komitetu.
W środę 16 grudnia w Zamechu do strajku przystąpiła jeszcze większa część załogi zarówno w Fabryce I przy ul.Stoczniowej-Niskiej-Dolnej jaki i w Fabryce II przy ul.Grunwaldzkiej-Lotniczej-Malborskiej. W nowej odlewni (Fabryka I) sformował się kilkudziesięcioosobowy pochód, który udał się do starej odlewni, a następnie – ciągle rosnąc - pod budynek A1. Tam skandowano różne hasła, w tym imiennie skierowane do działaczy partyjnych. Na kominach zamechowskiej Fabryki I strajkujący wywiesili flagi z czerwonymi plamami symbolizującymi krew, która polała się w Gdańsku.
Do Zamechu przybyła grupa pracowników Zakładów Przemysłu Drzewnego im. Wielkiego Proletariatu (ZWP), gdzie również od rana trwał strajk. Zaproponowali, by następnego dnia (czwartek 17 grudnia) zorganizować wspólny pochód pod siedzibę KMiP PZPR. Tego dnia, pomimo coraz większej ilości przestojów w pracy, na odlewni utrzymana została praca pieców martenowskich.
Tymczasem na ulicach w centrum Elbląga wybuchły regularne starcia demonstrantów z funkcjonariuszami milicji. Miało też miejsce demolowanie i rabunek sklepów. Wojsko tego dnia nie interweniowało. W godzinach popołudniowych wokół terenów Zamechu jak i na mieście pojawiły się zamechowskie grupy ochrony mienia, które starały się izolować chuliganów od manifestantów i nie dopuszczać do napaści na sklepy i inne obiekty publiczne.
W czwartek 17 grudnia pod gdyńską Stocznią im. Komuny Paryskiej doszło w godzinach porannych do tragicznych wydarzeń, w efekcie których zginęło wielu stoczniowców. Tak zaczął się tam „czarny czwartek”.
Tego dnia dyrekcja Zamechu zaproponowała spotkanie z załogą. Gorąca dyskusja nie doprowadziła jednak do żadnych rozstrzygnięć. Zgodnie z wcześniej ustalonym planem we wczesnych godzinach popołudniowych znaczna grupa pracowników ZWP przerwała pracę i wyszła poza teren przedsiębiorstwa kierując się ulicą Dzierżyńskiego (obecnie Browarna) w kierunku śródmieścia. Ok. o godz. 15 do pochodu dołączyła z kierunku ulicy Dolnej grupa zamechowców. Brama główna Zamechu przy ulicy Stoczniowej pozostała zamknięta. Liczebność tłumu cały rosła. Demonstranci po dotarciu do budynku KMiP PZPR starali się do niego wedrzeć. Broniący go żołnierze oddali strzały ślepymi nabojami. Ludzie zaczęli się w popłochu wycofywać w kierunku śródmieścia, w którym już wkrótce rozgorzały zamieszki. Do rozpraszania demonstrantów władze wprowadziły do akcji oddziały LWP. Użyto blisko 60 czołgów, które rozlokowano w różnych punktach miasta.
O godz. 19 w Zamechu odbyło się powtórne spotkanie załogi z dyrekcją i przedstawicielami PZPR. W spotkaniu uczestniczył wiceminister Włodzimierz Lejczak, który obiecał, że represji nie będzie jeśli demonstracje się zakończą. W tych dramatycznych dniach pracownicy Zamechu pełnili całodobową służbę w budynku administracyjnego A1 i wokół niego, by zabezpieczyć go przed chuligańskimi ekscesami i prowokacjami. Na korytarzach budynku A1 rozciągnięte były węże strażackie, bo obawiano się nawet podpalenia budynku. Zamechowskie grupy porządkowe interweniowały w czasie napaści na sklepy i pomagały w zatrzymaniu rabusiów.
W piątek 18 grudnia załoga Zamechu ponownie nie podjęła pracy. Od rana na ulicach miasta panował niepokój. Ponawiane były próby podpalenia budynku KMiP PZPR. W centrum miasta trwały regularne walki uliczne, w czasie których doszło do podpalenia jednego z czołgów. W reakcji na to inny czołg oddał trzy odstraszające strzały ślepą amunicją. W czasie wzmagających się walk ulicznych służby porządkowe otworzyły ogień do ludzi zgromadzonych w obszarze skrzyżowania ulic Hetmańskiej 1 Maja. Od postrzału w głowę zginął przypadkowy przechodzień Marian Tadeusz Sawicz, a blisko 40 innych osób zostało rannych.
Tego dnia w godzinach popołudniowych do Elbląga przybył Bolesław Smagała wysłany z Gdańska przez I Sekretarza KW PZPR Alojzego Karkoszkę. Otrzymał od niego specjalne zadanie i uprawnienia. Miała wybadać sytuację w Elblągu, z którego dochodziły coraz bardziej niepokojące wieści. Karkoszka wybrał do tej misji nieprzypadkową osobę. Smagała wywodził się z Zamechu, gdzie pełnił funkcję przewodniczącego zakładowego ZMS i skąd w roku 1967 trafił do KW PZPR w Gdańsku. Znał doskonale Zamech i wiedział, że jest on dla Elbląga tym czym stocznie dla Gdańska i Gdyni. Był uczestnikiem wydarzeń w Gdańsku. Ewakuował się z płonącego budynku KW PZPR i był naocznym świadkiem tragicznych zajść w Gdańsku. Do Elbląga jechał z zadaniem niedopuszczenia do eskalacji wydarzeń i uniknięcia tego ,co wydarzyło się w Trójmieście. Swój plan chciał zrealizować przy udziale zamechowców.
Po przybyciu do Elbląga Smagała udał się najpierw do KM MO przy ul. Armii Czerwonej (dziś Królewieckiej). Tam spotkał kompletnie rozbitego psychicznie I sekretarza KMiP PZPR, który ciągle mówił o zagrożeniu kontrrewolucją i rozprawie z buntownikami. Następnie dotarł do gmachu KMiP PZPR, gdzie wynegocjował z dowódcą chroniącego go oddziału wojskowego, że jeszcze tej nocy ochroną obiektu zajmą się zamechowcy i zastąpią w tej roli żołnierzy. Potem udał się do Zamechu, gdzie porozumiał się ze wszystkimi najważniejszymi decydentami i gdzie nastąpiło sformowanie grupy zamechowców, którzy mieli ochraniać budynek KMiP PZPR. Wśród już działających grup pilnujących terenu Zamechu rozdano półmetrowe kawałki pociętego grubego kabla elektrycznego, by w razie potrzeby użyli tej „broni” w stosunku do niesubordynowanych zamechowców, którzy następnego dnia dążyliby do opuszczenia zakładu.
W późnych godzinach nocnych jeszcze tego samego dnia Smagała uczestniczył w dwóch spotkaniach. Najpierw dołączył do zwołanego w budynku Prezydium Miasta posiedzenia egzekutywy partyjnej, a po nim do kolejnego spotkania - tym razem w budynku KM MO przy ul. Armii Czerwonej. Oba spotkania przebiegały w atmosferze nieuniknionej konfrontacji z demonstrantami. Zszokowany tymi dyspozycjami Smagała wiedział, że musi zapobiec wyjściu załogi Zamechu poza teren zakładu, bo tam – w świetle tego co usłyszał na obydwu spotkaniach - czekać będzie na nich krwawa rozprawa.
Dziś wiadomo, że na terenie Zamechu w tamtych dniach działali prowokatorzy, którzy mieli za zadanie podburzać pracowników do wyjścia poza teren zakładu. Chodziło o wyciągnięcie robotników na ulicę, by tam w atmosferze regularnych walk z tłumem chuliganów i innych przedstawicieli świata kryminalnego, którzy rabowali i podpalali, rozprawić się brutalnie ze wszystkimi, powołując się przy tym na obronę ustroju i utrzymywani ładu oraz porządku społecznego. Wszystko było inspirowane politycznie przez zakulisowych graczy, którzy za pomocą wynajętych ludzi cały ten proces uruchomili, by doprowadzić do przetasowań na szczytach władzy. Późniejsze zainteresowanie sprawą wykazało, że na kilka miesięcy przed tymi wydarzeniami do Zamechu przyjęci zostali pracownicy o nieznanej przeszłości, którzy byli bardzo aktywni w czasie wydarzeń grudniowych, wyróżniając się wywrotowymi poglądami, ale zaraz na początku 1971 już więcej w zakładzie się nie pojawili. Był to scenariusz identyczny do tego np. ze Stoczni im. Lenina, gdzie z wyprzedzeniem została ulokowana grupa zakonspirowanych prowodyrów. Zyskiwali czas na poznanie się z załogą, którą -na umówiony sygnał- mieli zacząć podżegać do agresywnych działań.
W sobotę 19 grudnia przed godz.9:00 na terenie oczyszczalni odlewów zaczęła się formować grupa strajkujących osób. Zachowywali się bardzo hałaśliwie, zachęcając innych do przyłączenia się. Kierowali się w kierunku bramy głównej przy ul.Stoczniowej. Z głośników nadawano krótkie przemówienie dyrektora naczelnego Zamechu nawołujące do uspokojenia nastrojów. Naprzeciw pochodowi wyszli pracownicy z hal A20, A3 i A11. Wszyscy spotkali się na placu głównym przy budynkach A8 i A15. W tym momencie technik nagłośnienia zakładowego radiowęzła w porozumieniu ze Smagałą (który obserwował to zdarzenie z okien bud. A1) włączył radiowy wzmacniacz na maksymalną moc wytwarzając silny piskliwy hałas. To wraz z groźbą użycia kabli przez grupy porządkowe zniechęciło zebraną grupę demonstrantów do kontynuowania marszu. Nieco wcześniej Smagała został powiadomiony przez komendanta MO, że w okolicach za bramą już stały odziały milicji i wojska gotowe do rozprawy. Dzięki temu Zamech sam obronił się przed tragedią.
Po południu w mieście zapanował spokój. W większości zakładów załogi podjęły pracę na drugą zmianę. O godz. 22.00 wojsko zaczęło wycofywać się z ulic Elbląga. Ostatni żołnierze opuścili obstawiane obiekty miejskie dwa dni później.
W niedzielę 20 grudnia w Warszawie plenum KC odsunęło od władzy ekipę Władysława Gomułki i wybrało na I sekretarza PZPR Edwarda Gierka, który obiecując poprawę sytuacji finansowej robotników uspokoił nastroje społeczne. Dało to początek szerokim zmianom personalnym na wszystkich szczeblach partii. Zamieszczony w grudniowym wydaniu „Głosu Zamechu” artykuł komentował minione wydarzenia w artkule zatytułowanym „Trudny i pracowity rok” (na zdjęciu wyżej) autorstwa dyrektora naczelnego Alfreda Zienkiewicza.