
Prawie 1,3 mln zł kar nałożył elbląski sanepid za handel dopalaczami. Z tego urzędy skarbowe prowadzące egzekucje... umorzyły już 400 tys. zł. Pozostałych pieniędzy nie udało się wyegzekwować. Właścicieli „Pachnącego domku” skazano na bezwzględne kary pozbawienia wolności. Tak wygląda represyjna strona walki z dopalaczami.
Obecnie hospitalizacji z powodu dopalaczy jest kilkanaście rocznie. Wydaje się, że dopalacze znalazły swoją niszę i na trwałe weszły do życia społecznego. I walka z nimi będzie podobna do walki z narkotykami. - Handel i produkcja dopalaczami nie jest przestępstwem, nie jest nawet wykroczeniem – ubolewa Marek Jarosz.

Sprzedawców ściga sanepid, mając do dyspozycji jedynie postępowanie w trybie administracyjnym. Urzędnicy między innymi zatrzymali 1800 sztuk rozmaitych dopalaczy, kilkakrotnie wydali decyzję o zakazie prowadzenia działalności. - Która jest bardzo ładnie omijana. Wystarczy szybka zmiana nazwy podmiotu, rejestracja i następnego dnia mamy w tym samym budynku nową spółkę zajmującą się tym samym – zdradził dyrektor elbląskiego sanepidu.
Represje nie skutkują. - Do lipca 2017r. nałożyliśmy kary na sumę 1,284 mln zł. Nie udało się nam wyegzekwować ani złotówki. Urzędy skarbowe umorzyły dotychczas 400 tys. zł – zdradził Marek Jarosz.
Skutek odnoszą kampanie edukacyjne skierowane do potencjalnych klientów dopalaczy. Najczęściej to wtedy młodzi ludzie dowiadują się, jaka jest ta ciemna strona zażywania substancji o nieznanym pochodzeniu i składzie chemicznym.