Reporterzy „Gazety Wyborczej” wytropili chińskich pracowników na Mierzei Wiślanej. Luksusowe apartamentowce stawiają tam Chińczycy, którym pośrednicy zabierają trzy czwarte zarobku. Budowlańcy są pod stałą kontrolą agentów bezpieki.
Upał, pył, zgrzyt pił. Cztery budynki w lesie pod Stegną ukończone w połowie. Na placu uwija się 32 Chińczyków, między nimi krąży z komórką rosyjskojęzyczny „opiekun”. Oficjalnie - tłumacz, w rzeczywistości - agent bezpieki. Aby nie wzbudzić podejrzeń, ukrywamy kamerę i przedstawiamy się jako potencjalni inwestorzy zainteresowani siłą roboczą. Po chwili wiemy już, że będzie nas to kosztowało 800 dolarów na miesiąc za pracownika, ale można się potargować. Ludzie z Chin przyjadą w ciągu miesiąca.
- Oni chcą pracować jak najwięcej - wyjaśnia „tłumacz”. - Wy musicie tylko dać im spanie i jedzenie. Ryż, mięso, kapusta, oni sobie ugotują sami. I żeby była woda mineralna na budowie albo choć przegotowana.
- Ile wasz robotnik dostaje na rękę?
- 300 dol. - dowiadujemy się
- Mechanizm „eksportu usług”, czyli siły roboczej, jest legalny - wyjaśnia Janusz Grzyb, dyrektor departamentu migracji w Ministerstwie Pracy. - Wiemy, że w 2007 r. pracowało tak w Polsce 600 Chińczyków.
Nasza wiedza jest inna: co najmniej sześć tysięcy. I chyba nie wszystko odbywa się legalnie, skoro dzień po tym, jak zainteresowaliśmy się sprawą, Chińczycy w pośpiechu opuścili ośrodek. Nie zdradzono nam, dokąd zostali zabrani.
Prezes firmy sprowadzającej chińskich robotników zdaje sobie sprawę, że zatrudnianie chińskich i koreańskich brygad budzi kontrowersje: - Wiem. Ale ktoś nam te stadiony i autostrady będzie musiał zbudować... - odpowiada.
Reportaż o tym, kto, ile i jak zarabia na „niewolniczej pracy” budowlańców z Chin - czytaj w piątek w „Gazecie Wyborczej”.
- Oni chcą pracować jak najwięcej - wyjaśnia „tłumacz”. - Wy musicie tylko dać im spanie i jedzenie. Ryż, mięso, kapusta, oni sobie ugotują sami. I żeby była woda mineralna na budowie albo choć przegotowana.
- Ile wasz robotnik dostaje na rękę?
- 300 dol. - dowiadujemy się
- Mechanizm „eksportu usług”, czyli siły roboczej, jest legalny - wyjaśnia Janusz Grzyb, dyrektor departamentu migracji w Ministerstwie Pracy. - Wiemy, że w 2007 r. pracowało tak w Polsce 600 Chińczyków.
Nasza wiedza jest inna: co najmniej sześć tysięcy. I chyba nie wszystko odbywa się legalnie, skoro dzień po tym, jak zainteresowaliśmy się sprawą, Chińczycy w pośpiechu opuścili ośrodek. Nie zdradzono nam, dokąd zostali zabrani.
Prezes firmy sprowadzającej chińskich robotników zdaje sobie sprawę, że zatrudnianie chińskich i koreańskich brygad budzi kontrowersje: - Wiem. Ale ktoś nam te stadiony i autostrady będzie musiał zbudować... - odpowiada.
Reportaż o tym, kto, ile i jak zarabia na „niewolniczej pracy” budowlańców z Chin - czytaj w piątek w „Gazecie Wyborczej”.
oprac. PD