Katarzyna Nowomiejska: Można się przyzwyczaić do bycia trzeźwym

- Często spotykam się z sytuacją, że alkoholik ma nawyk sięgania do kieliszka. Podczas spotkań terapeutycznych „polewam” im wodę gazowaną, żeby się nie rozpraszali i przetrwali godzinę terapii. Początek, pierwsze cztery tygodnie „na sucho” są najgorsze - mówi Katarzyna Nowomiejska, terapeutka z Elbląskiego Centrum Usług Społecznych. Rozmawiamy o terapii pomagającej wyjść z uzależnienia od alkoholu.
- Jakie jest prawdopodobieństwo, że osoba, mająca problem z alkoholem, trafi do Elbląskiego Centrum Usług Społecznych. Jak duży mamy problem z alkoholem?
- Ogromny. Do nas na terapię trafiają głównie osoby skierowane, które w przytłaczającej większości są już naszymi podopiecznymi. Kiedy podczas pracy z rodziną, nasz pracownik zauważy, że w domu jest problem z alkoholem, kieruję go na terapeuty. Dziś pod swoją opieką mam około 40 rodzin objętych wsparciem terapeutycznym, gdzie głównym problemem jest alkohol. Bardzo duży procent, prawie połowa, dotyczy młodzieży, także tej przed 18. rokiem życia. Te dzieci przeważnie wywodzą się z rodzin z dysfunkcjami. Tam alkohol pojawiał się w bliższej rodzinie, u rodziców, dziadków. Kolejna grupa to dzieci z problemami emocjonalnymi, ze szkół średnich, sięgające po alkohol w trudnych sytuacjach w okresie dojrzewania.
- Jak wygląda takie picie nieletnich?
- Zaczyna się od testowania swojego organizmu, od picia okolicznościowego. Potem często przeradza się w problem uzależnień. Picie dzieci różni się od picia dorosłych też pod tym względem, że dzieci alkohol łączą z narkotykami, dopalaczami, lekami. Żeby sprawdzić, jaka będzie „bomba”, kiedy polopirynę S popije się wódką. Marihuanę i amfetaminę popijają winem. Problemu z dostępnością alkoholu nieletni nie mają żadnego. Jeżeli nie mają pieniędzy, to kwitnie wymiana barterowa. Ty mi kupisz wódkę, a ja tobie coś. Przy czym to „coś” może być wszystkim, z seksem włącznie. Uzależniona młodzież, żeby zdobyć alkohol, posuwa się do kradzieży lub popełnia inne przestępstwa. Dzieci nie mają problemu z dostępnością do alkoholu. Praktycznie trudno znaleźć imprezę młodzieży, na której nie pojawi się alkohol. Oni się w zasadzie nie umieją bawić bez wspomagania. Miałam kiedyś nastolatkę na terapii, która na wakacje wyjechała nad jezioro na Mazury. I była bardzo zdziwiona, że po 22 wszystkie okoliczne sklepy były pozamykane. Alkohol się skończył, a oni musieli wytrzymać do rana.
- Co powinni zrobić rodzice, opiekunowie, kiedy zobaczą, że dziecko zaczyna eksperymentować z alkoholem? Mam na myśli te rodziny, gdzie problem z uzależnieniem nie występuje.
- Przede wszystkim nie zamykać za karę w pokoju, w czterech ścianach. Nastolatek nie wie, czego się spodziewać po środkach uzależniających. Były przykłady, że już po jednym zapaleniu marihuany młodzież miała stany lękowe, zaburzenia świadomości. Picie okazjonalne to są testy: co się stanie, jak wymieszam whisky z piwem, albo jak wypiję flaszkę na raz. Tu jest największe niebezpieczeństwo co do uzależnienia, bo oni w ramach testów będą sięgał po coraz mocniejsze środki. Potem łączą alkohol z innymi substancjami i to jest najbardziej niebezpieczne.
Tak jak powiedziałam wcześniej, nie zamykać dziecka, ono musi mieć kontakt z rówieśnikami. Przez kontakty rówieśnicze następuje jego rozwój. Bez kontaktu z rówieśnikami nie będzie się prawidłowo rozwijać. To co zawsze pomoże, to rozmowy z dzieckiem i edukacja.
Uważam, że profilaktyka powinna być bardziej rozszerzona w szkołach, bo jest naprawdę na niskim poziomie. To nie powinna być sucha teoria, gdzie nauczyciel czyta z książki, że alkohol jest zły, tylko raczej warsztaty. Widziałam niedawno symulator uzależnień. Dziecko ubiera taki symulator i czuje, jak będzie się zachowywać po różnych środkach. To właśnie zajęcia tego typu powinny dominować, teoria jednym uchem wpłynie, drugim wypłynie, dzieci nic z tego nie zapamiętają.
W grupach zagrożonych, gdzie w rodzinie występuje problem z uzależnieniem, działania profilaktyczne powinny być jeszcze bardziej nasilone. Jeżeli mamy podejrzenia, że dziecko zażywa narkotyki, to w aptekach są testy: na ślinę i na mocz. Moim zdaniem te na ślinę są bardziej skuteczne, ponieważ nie da się ich tak łatwo oszukać. A młodzież wie, co robić, żeby testy na mocz dały satysfakcjonujący rodziców wynik. Ważna jest przede wszystkim rozmowa, nie karać surowo, o karach cielesnych to już nie wspominam, bo to oczywistość, że są wykluczone. Jak najwięcej rozmawiać.
- Jak to jest z tą chęcią do podjęcia terapii? Powiedziała Pani wcześniej, że to pracownicy ECUS, kierują potencjalnych kandydatów na terapię. Podejrzewam, że ci kandydaci z wielką chęcią tutaj nie biegną?
- Na samym początku trudno zobaczyć w nich entuzjazm, raczej powiedziałabym o niechęci. To się zmienia najczęściej po pierwszym spotkaniu, kiedy niemal wszyscy chcą kontynuować terapię. Przy czym, trzeba zauważyć, nie każda terapia kończy się sukcesem. Mam wrażenie, że lubią tu przychodzić. Otwierają się, poznaję ich historie, często wychodzą na jaw informacje, do których pracownik socjalny „w terenie” nie jest w stanie dotrzeć. Były takie przypadki, kiedy dowiadywałam się o zagrożeniu życia i zdrowia dziecka, a pracownik socjalny nie był w stanie podczas pracy z rodziną takiej informacji uzyskać. Wtedy od razu podejmujemy interwencję. Czasem wiemy tylko o problemie z alkoholem, w trakcie terapii wychodzi, że jest też problem z przemocą domową. Zdarza się, że podczas terapii wychodzą na jaw fakty, które niejako „zmuszają nas” do umieszczenia dzieci w pieczy zastępczej np. w placówce opiekuńczo-wychowawczej lub niespokrewnionej rodzinie zastępczej. A zaczyna się „zwyczajnie”: pracownik socjalny kieruje podopiecznego na terapię, bo zauważył podczas pracy z rodziną, że występuje problem z alkoholem lub z innymi substancjami uzależniającymi. Czasem ten podopieczny nie ma jeszcze skończonych 18 lat, wtedy przychodzi z opiekunem.
- Przy czym często osoba uzależniona nie widzi problemu ze swoim piciem. Alkohol jest częścią naszej kultury towarzyskiej i w zasadzie „to każdy pije”. Uzależnionego trzeba przekonać, że on ma problem z alkoholem? Czy też musi on być na takim dnie, że sam dojdzie do takiego wniosku?
- Nie ma reguły, to różnie wygląda. Bardzo często podczas pierwszego spotkania w ramach terapii, pacjent uważa, że problem z alkoholem jego nie dotyczy. Większość ludzi, którzy do mnie trafiają, tak twierdzi. I w trakcie procesu terapeutycznego dochodzą do wniosku, że jednak jest coś nie tak. Jedną z metod, którą stosuje jest np. trening budżetowy. Liczymy, ile dana osoba wydała na alkohol w przeciągu np. pięciu lat. I wychodzi np. 200 tys. zł – równowartość mieszkania. Gdyby pieniądze, które wydał na alkohol, odkładał, dziś mógłby kupić małe mieszkanko. To działa na wyobraźnię. Ale też często moje działania są nieskuteczne, sytuacja robi się niebezpieczna, bo osoba uzależniona przestaje jeść, zaniedbuje podstawowe funkcje życiowe. Wtedy zgłaszamy taką osobę do Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i zaczynamy proces leczenia przymusowego. Czasem zwyczajnie nie ma innego wyjścia.
- Na ile prawdą jest stwierdzenie, że osoba uzależniona musi sięgnąć dna, żeby podjęła leczenie? Jeżeli przyjdzie do domu, a rodzina go wykąpie, wypierze mu ubrania, da mu jeść, to taka osoba szybko na podjęcie terapii się nie zdecyduje.
- Trzeba się znaleźć na dnie, tylko, że każdy punkt ostatecznego upadku ma w innym miejscu. Dla jednego to będzie zawał serca, dla drugiego rozwód, dla trzeciego bezdomność. Nie wiemy, kiedy dana osoba ten punkt osiągnie. I dopóki rodzina mu pomaga tkwić w uzależnieniu, to ona będzie w nim tkwiła. To się nazywa współuzależnienie. Osoba uzależniona potrafi tak sobie „ustawić” otoczenie, że będą mu prali, dadzą mu jeść, będą kryć jego zachowania pod wpływem alkoholu. Zabierają go z terapii w szpitalu, bo przecież „on jest taki biedny i tak bardzo cierpi”. To wszystko utrudnia nam działania, mające pomóc wyjść z uzależnienia. I taką rodzinę, bo to najczęściej najbliżsi są współuzależnieni, też trzeba objąć terapią skierowaną specjalnie do nich. Czasem trzeba żonę odizolować o męża, przeprowadzić do ośrodka, pokazać techniki manipulacji, które stosował uzależniony mąż.
- Domyślam się, że bardziej skuteczna jest terapia dobrowolna. Po przymusowej, dwie godziny po wyjściu z detoksu, można się napić z tej radości, że już można.
- Detoksykacja to „tylko” podtrzymanie osoby uzależnionej przy zdrowiu, podczas której wypłukujemy chemiczne środki z jego organizmu. Często następnym krokiem jest podjęcie terapii. Terapia w szpitalu trwa osiem tygodni, ale trzeba czekać w kolejce. Niestety, nie ma tak, że dziś postanawiamy iść na terapię i jutro nas przyjmą do szpitala. Kilka tygodni trzeba poczekać i wytrzymać bez alkoholu. Nie zostawiamy takich ludzi na lodzie, dajemy im kontakt do organizacji, które pomogą im przetrwać, ale to oni muszą wytrwać w trzeźwości. Jeżeli od początku przymusowego leczenia ktoś nie chce podjąć terapii, to wyjście z oddziału terapeutycznego jest powodem, żeby znów się napić. Niestety, ale tak to działa. Najbardziej skuteczna terapia jest wtedy, kiedy jest podjęta z własnej inicjatywy. Co też nie gwarantuje jej sukcesu.
- I mamy taką sytuację. Osoba uzależniona stwierdza, że od dziś nie pije. I czeka na miejsce na terapii. Wchodzi do sklepu, a tam często stoisko z alkoholami zajmuje najwięcej miejsca.
- Sklepy są największymi i głównymi wyzwalaczami uzależnienia. Mam pana w terapii, który mieszka w bloku, przy wejściu do klatki jest sklep z alkoholem. On, po powrocie z pracy po drodze kupował małpkę, wypijał na miejscu i dopiero wracał do domu. Ustaliliśmy, że będzie parkował z drugiej strony bloku, tak aby sklep nie rzucał mu się w oczy i jak mógł jak najszybciej przemknąć do klatki.
W Elblągu sklepy z alkoholem są na każdym rogu, istnieje ich dużo więcej niż placówek prowadzących terapię uzależnień. Miejsce, które prowadzi terapię po południu jest... jedno. To jest ważne dla osób uzależnionych, które pracują i muszą pogodzić pracę z terapią. Zdarzają się przypadki rezygnacji z terapii, bo dana osoba nie może pogodzić czasowo pracy i spotkań terapeutycznych.
- Strata pracy może być jednym z elementów sprzyjających powrotowi do nałogu. Wydaje mi się, że też brak zajęcia na bezrobociu może sprzyjać „piciu z nudów”.
- Jednym z elementów terapii jest rozpisanie całego dnia osoby uzależnionej. Od otwarcia oczu rano, do zamknięcia ich wieczorem. Ona cały czas musi być zajęta, bo nuda może spowodować myśl „a może bym się napił”. Kolejnym elementem jest unikanie imprez towarzyskich, gdzie pojawia się alkohol. Na początkowym etapie terapii to obowiązek.
- Tak jak wspomniałem wcześniej, alkohol to część naszej kultury towarzyskiej. Na imieninach u szwagra trzeba coś wymyślić, żeby zdrowia solenizanta nie wypić. I teraz osoba z uzależnieniem alkoholowym chcąca „rzucić picie” musi de facto zmienić krąg znajomych. Stereotypowo „alkoholik zna alkoholików”, znaleźć nowe grono znajomych w wieku dojrzałym nie jest łatwo.
- Często spotykam się z sytuacją, że alkoholik ma nawyk sięgania do kieliszka. Podczas spotkań terapeutycznych „polewam” im wodę gazowaną, żeby się nie rozpraszali i przetrwali godzinę terapii. Początek, pierwsze cztery tygodnie „na sucho” są najgorsze. Potem można się przyzwyczaić do bycia trzeźwym. Wysyłam osoby w terapii do klubów Anonimowych Alkoholików, na mityngi, na terapie grupowe. Tam można znaleźć osoby niepijące. Prowadzone są tam też terapie i spotkania osób uzależnionych od innych substancji niż alkohol. Uzależnić się można w zasadzie od wszystkiego.
- Jak diagnozujecie, czy w danym przypadku występuje problem z uzależnieniem? Osoby uzależnione są świetnymi kłamcami i potrafią bardzo dobrze udawać przed sobą i otoczeniem, że ich problem nie dotyczy. Na pytanie: >>czy masz problem z alkoholem<< zarówno uzależniony jak i nieuzależniony odpowie >>nie<<, chociaż z różnych powodów.
- Sprawdzamy co wydarzyło się w ostatnich 12 miesiącach. Czy picie jest regularne? Przy czym raz w tygodniu, w sobotę, to też jest regularnie. Czy pije się ciągiem? Mamy formularz z kilkunastoma pytaniami. Jeżeli większość odpowiedzi jest pozytywnych, to znaczy, że jest problem. Mamy przypadki, że dana osoba, żeby wstać potrzebuje wypić małpkę, drugą wypija w trakcie pracy, trzecią na dobry sen. I podczas rozmowy mówi, że przecież nic takiego złego nie robi, raptem trzy trochę większe kieliszki wypije. Są przypadki, kiedy uzależniony, wychodząc do pracy już myśli, że jak wróci to kupi sobie piwo i wypije do obiadu. Wszystkie jego myśli skupiają się na tym, jak przetrwać do momentu, kiedy będzie może się napić. Alkohol uruchamia wyrzut dopaminy, człowiek, pozornie staje się szczęśliwy. Sukces w pracy – trzeba opić w nagrodę. Porażka – trzeba się napić, żeby poprawić humor. Brak powodu, żeby się napić, też jest powodem do sięgnięcia po butelkę.
- Jak to wygląda rodzinnie? Dzieci osób uzależnionych są bardziej podatne na uzależnienia?
- Tak. Jeżeli w rodzinie był alkohol, to dziecko ma większe predyspozycje do uzależnienia. Przy czym uzależnić się można od w zasadzie wszystkiego: kawy, cukru, czekolady... I przykładowe dziecko alkoholika może unikać alkoholu, ale być uzależnionym od np. jedzenia. Druga kwestia to wiek. Najłatwiej i najszybciej uzależnić się w wieku do mniej więcej 27 lat. 50-latkowi uzależnić się będzie dużo trudniej, ale oczywiście też jest to możliwe. Jeżeli 15-latek zaczyna próbować alkoholu, to stawia pierwszy krok do tego, aby się uzależnić.
- To ostatnie pytanie: nocny zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych. Coś by pomógł czy raczej sztuczny problem?
- Potrzebny jak najbardziej. Spójrzmy na młodzież bawiąca się na domówkach. Alkohol się kończy i... okazuje się, że nie trzeba co chwilę coś łykać. Nie trzeba upić się do nieprzytomności. Gdyby to ode mnie zależało, wprowadziłabym taki zakaz.
- Dziękuję za rozmowę.
Inne wywiady o alkoholu
Andrzej Netkowski: Wódka i whisky to nie są artykuły pierwszej potrzeby
Monika Wróblewska: Połowy interwencji by nie było, gdyby nie alkohol...