UWAGA!

----

Zapomniany „Klub Olimpijczyka” 

 Elbląg, W „Klubie Olimpijczyka”, luty 1983 r. Od lewej: Aleksander Grudziński, Aleksy Rogisz, Kazimierz Kowalczyk, Witold Truszkowski. W tle na ścianie sztandar „Olimpii”.
W „Klubie Olimpijczyka”, luty 1983 r. Od lewej: Aleksander Grudziński, Aleksy Rogisz, Kazimierz Kowalczyk, Witold Truszkowski. W tle na ścianie sztandar „Olimpii”. Fot. Czesław Misuk

Już mało kto pamięta, że przez ponad pół wieku na pierwszym piętrze hali sportowej przy ul. Kościuszki 77a działał „Klub Olimpijczyka”. Miejsce, które dla elbląskiego sportu było czymś więcej niż tylko salą konferencyjną. To było zaplecze emocji, przestrzeń rozmów, decyzji, wspólnoty. Czasem cicho, bez fleszy, ale z ogromnym znaczeniem. Instytucja z duszą, której losy przypominamy na potElu.

Hala przy Kościuszki została oddana do użytku 23 grudnia 1977 roku, tuż przed świętami, niemal jak prezent dla elbląskich sportowców. Była potrzebna jak tlen, bo wcześniej piłkarze ręczni Olimpii musieli trenować na asfaltowych boiskach, narażając się na kontuzje, o jakich dzisiaj nikt nie chciałby słyszeć. Ich determinacja budzi szacunek, ale dopiero nowy obiekt dał podstawy, żeby myśleć o grze na poważnym poziomie, nawet tym międzynarodowym.

Geneza powstania hali zasługuje na osobną opowieść, bo to historia odwagi, inicjatywy i... fabryki mebli. To właśnie Zakłady im. Wielkiego Proletariatu, pod wodzą Zdzisława Olszewskiego - późniejszego wojewody elbląskiego - wzięły na siebie trud przekształcenia hali fabrycznej w sportową arenę. Nieprzypadkowo: te same zakłady były przecież opiekunem sekcji piłki ręcznej Olimpii. Powstała więc nie tylko hala, ale także pomnik lokalnej determinacji, zakorzenionej w społecznej odpowiedzialności przemysłu.

Jednak w tym felietonie skupiamy się na „Klubie Olimpijczyka”, sercu tej hali. Nieco ukryty, cichy, na piętrze. Sala konferencyjna, która z czasem stała się wręcz miejscem kultowym, szybko zyskała rangę centrum najważniejszych spotkań, narad, jubileuszy i toastów. Nie bez powodu nazwano ją „Klubem Olimpijczyka”, bo z jednej strony miała nieść w sobie ducha olimpizmu, ideałów barona de Coubertina, z drugiej nawiązywała do elbląskiej „Olimpii”, której puls czuło się w tych murach tak wyraźnie, jak rytm meczu na boisku. Na ścianach wisiały symbole dumy, np. sztandar Olimpii Elbląg i trofea zdobywane przez siatkarzy, piłkarzy, judoków, lekkoatletów, ciężarowców, łyżwiarzy, kajakarzy czy zapaśników funkcjonujących jako sekcje Związkowego Klubu Sportowego. Niejedna łza zakręciła się w oku byłego zawodnika albo działacza, gdy opowiadał o wyjazdach, meczach i rywalach.

 

„Oni byli pierwsi”. Nie tylko historia, ale świadectwo charakterów

Są takie wspomnienia, które nie blakną, nawet jeśli zapiski pokryje kurz, a nazwiska powoli znikają z kronik i tablic pamiątkowych. W lutym 1985 roku redaktor Jerzy Templin, w Wiadomościach Elbląskich (nr 6 (261), oddał głos tym, którzy mieli odwagę zacząć od zera, pionierom elbląskiego sportu. Z ludźmi, którzy działali przy „Klubie Olimpijczyka”, ale jeszcze przed jego powstaniem nie czekali na instrukcje, tylko łapali za łopaty, piłki, wiosła i zeszyty tworząc fundamenty tego, co dziś nazywamy sportowym Elblągiem.

Jednym z nich był Aleksander Grudziński, który przyjechał do Elbląga w czerwcu 1945 roku, prosto z płonącej Warszawy. Zamieszkał przy Ogrodowej. Na stadion przy Johan Platz (dzisiejsza Agrykola) chodził z innymi warszawiakami. Klub nazwali Syrena, z tęsknoty za stolicą. Koszulki szyto ze starych prześcieradeł, buty skrzypiały jak z powojennej szopy, ale serca były na poziomie pierwszoligowym. Pierwszy mecz rozegrali z radzieckimi lotnikami. Przegrali, ale jakże pięknie przegrali! Tydzień później już wygrali rewanż. Grudziński nie tylko grał, ale wszystko notował. Zbierał rachunki, zdjęcia, nazwiska, oceny. Jeden z wpisów? „Obiad z piwem na pół godziny przed meczem, forma 60%.” Trudno o bardziej szczere świadectwo.

Nie był sam. Profesor Witold Truszkowski, wychudzony po obozach koncentracyjnych (Gross-Rosen, Mauthausen i Sachsenhausen), w Boże Narodzenie 1945 roku przyjechał do Elbląga. Został pierwszym nauczycielem wychowania fizycznego w wyzwolonym mieście. Nie miał sali gimnastycznej, bo była tam stajnia. Odzyskana jednak, ale w dość nieoczekiwanych okolicznościach.

- W 1946 r. była w naszej szkole pierwsza matura. Na bal przyszło niespodziewanie trzech oficerów radzieckiego garnizonu. Rosjanom bardzo spodobała się nasza impreza. Po jej zakończeniu, zapytali: co wam potrzeba? Powiedziałem, że szkoda tak ładnej sali gimnastycznej na stajnię. Telefon u was jest? - zapytał najwyższy rangą. Zadzwonił do oficera dyżurnego i za dwie godziny sala była pusta. Dostaliśmy również deski na tablice do koszykówki. - opowiadał w 1985 roku Witold Truszkowski w spotkaniu w Klubie Olimpijczyka.

  Elbląg, „Klub Olimpijczyka”, luty 1983 r. Od lewej: Aleksander Grudziński, osoba nam nieznana, Witold Truszkowski,
„Klub Olimpijczyka”, luty 1983 r. Od lewej: Aleksander Grudziński, osoba nam nieznana, Witold Truszkowski, Fot. Czesław Misuk

Byli też inni. Aleksy Rogisz, człowiek od wszystkiego. Przyjechał do naszego miasta w 1945 r. zakładać stacje hydrometeorologiczne, potem zorganizował Oddział Polskiego Klubu Morskiego, czyli pierwszy klub żeglarski. Ponadto wyławiał jachty z kanału, trenował piłkarzy, pisał, organizował, tworzył. Gdy nie było czegoś, on to wymyślał, a potem realizował. Był również Wiesław Budziński, bokser z krwi i kości. Pierwsze rękawice dostał od Leona Powalskiego w hali Zamech. Wciągnęło go tak, że stoczył niemal dwieście walk. Rzadko przegrywał, ale najbardziej pamięta tę jedną, kiedy po raz pierwszy na trybunach pojawił się jego ojciec. Dostał „bombkę”, jak sam mówił, i film się urwał. Resztę dopisało życie, w tym surowa ojcowska ręka, która bolała bardziej niż cios.

Wszyscy oni nie tylko tworzyli sport. Oni tworzyli opowieść. Historię pisaną nie dla sławy, nie dla pieniędzy, ale dla ludzi, którzy chcieli się poruszać, rywalizować, żyć normalnie w nienormalnych czasach. Dziś o tych nazwiskach mówi się rzadziej. Grudziński, Truszkowski, Rogisz, Budziński, Kalbarczyk, Gilow, to już nie są idole młodzieży. A może powinny być, bo byli pierwsi. Nie szli na afisze, ale zostawili coś cenniejszego niż puchary, zostawili sens.

 

Świątynia wspomnień

Gdy patrzymy dziś na murawę przy Agrykola, na korty, hale, tory, nie zapomnijmy, że to wszystko miało swój początek. Nie w projektach, budżetach czy urzędowych planach, ale w ludziach, którzy umieli się spocić dla idei. Przez lata spotykali się w „Klubie Olimpijczyka”. Cóż, to nie była tylko sala, to był żywy organizm pulsujący rozmowami trenerów, śmiechem działaczy, chwilami wzruszenia przy jubileuszach. Dziś to miejsce już nie istnieje, nie ma miejsca łączącego przedstawicieli różnych dyscyplin. Czasy się zmieniły, relacje i współprace różnych klubów, a nawet sekcji zanikają.

Klub Olimpijczyka był świątynią wspomnień i dowodem, że sport to nie tylko wynik, ale przede wszystkim ludzie. „Klub Olimpijczyka” był przystanią, dla jednych przystankiem wspomnień, dla innych trampoliną pomysłów na to, jak nie zmarnować potencjału elbląskiego sportu.

 

qba

artykuł oprac. na podst. tekstu Jerzego Templina z lutego 1985 r. („Wiadomości Elbląskie”, nr 6 (261)

oraz archiwaliów przekazanych przez Lecha Strembskiego


Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Brawa dla tych co chcą by jedni sobie przypomnieli a drudzy poznali historię! Bardzo dawno nie byłem na hali. Co teraz jest w dawnym Klubie Olimpijczyka?
  • 80 lat po wojnie a Johan Platz czyli A8 jakby wpadł do zamrażarki, nic z tym stadionem nie zrobili... jeszcze w latach 70- biegałem po bieżni a dzisiaj pozostało po niej tylko wspomnienie - kiedyś mógł służyć lekkoatletom, łyżwiarzom, dzisiaj władze miejskie od 30 lat obiecują, obiecują a ich słowa są pisane patykiem powodzie, jakoś w tej biednej komunie dbałość o sport, obiekty wyglądała lepiej niz w tych bogatych czasach... może dlatego, że bogactwo poszło w pensje tych kiepskich decydentów a nie w sport I jego rozwój
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    14
    1
    Były sportowiec(2025-08-03)
  • Jest wspaniały nauczyciel w-f z I LO, Witold Truszkowski ! Grałem w szkolnej drużynie koszykówki, też z Jego synem śp. Jackiem, z która walczyliśmy o mistrzostwo województwa, grając na wyjazdach do Olsztyna, Sztumu, Pasłęka, itp, nocując w bursach przyszkolnych... W TVP Truso puszczany jest niekiedy film jak Pan Truszkowski prowadzi lekcje WF na boisku przy LO, a my skaczemy w dal... same szczupłe chłopaki... a dzisiejsza młodzież, w 50 % otyła z iksowatymi nogami, zgarbiona od smartfonów... masakra. @ SCz.
  • Hala Olimpii powstała w ramach realizacji inwestycji w Elblągu po uchwale rządowej 40/72.Rzeczywiście był to łut szczęścia ale też majstersztyk lobbingu i różnych zakulisowych zabiegów na wysokich szczeblach ówczesnej władzy.. Nie deprecjonując roli Zdzisława Olszewskiego warto pamiętać, że był jednak ktoś dużo bardziej sprawczy w tej grze
  • Stwierdzam, że nie wolno zapominać o historii sportu w Elblągu. Bardzo mnie to interesuje. Zawsze coś nowego. Byli zawodnicy i trenerzy powinni o tym opowiadać. A jeszcze lepiej spisać wspomnienia wraz ze zdjęciami w wydaniach książkowych. Bardzo zachęcam.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    5
    0
    Młody elblążanin(2025-08-03)
  • Lata lecą, także ogólniakowe ( I LO), staramy się je podtrzymywać w Ogólniakowym Stowarzyszeniu, coraz nas mniej, ale profesor Truszkowski pamięcią ciągle świeży. I dopiero dziś przeczytałem o Jego wojennej traumie. Panie Profesorze, te skoki przez "konia". W szkole oficerskiej przydały się. Dziękuję.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    8
    0
    Ryszard Klim(2025-08-03)
  • Dobrze i zajmująco napisany tekst. Ciekawa historia ze wszech miar warta przypomnienia. Natomast jak to czesto bywa - zycie prywatne pana W. Truszkowskiego juz takie udane nie było.
  • redaktor Siłownia dla sportowców.
  • Już mało kto pamięta, że przez ponad pół wieku na pierwszym piętrze hali sportowej przy ul. Kościuszki 77a działał „Klub Olimpijczyka”. Jakoś " komuna " Przy okazji wyrzucania wszystkiego co związane z PRL -em nie zrobiono chyba podziału na te wartościowe i bezsensowne. Do tych błędów nowej władzy po 1989 roku zaliczyłbym likwidację : PGR, i tysięcy zakładów pracy i związanych z nimi domów kultury, ośrodków turystycznych, budownictwa zakładowego, zakładowych klubów sportowych itp. W trójmieście nie powstał żaden państwowy akademik, a część została zlikwidowana. W latach 90,a dla wielu spryciarzy z PiS i do dziś króluje hasło, że pierwszy milion to trzeba ukraść. ,
  • Spryciarzem to chyba jesteś ty ale w tym negatywnym pojęciu.
  • "zycie prywatne pana W. Truszkowskiego juz takie udane nie było. " Owszem, jak wielu, mój Kochany Teść Witold Truszkowski miał zawirowania życiowe, ale żył szczęśliwie do końca swoich dni wśród najbliższych - swoich dzieci i jedynego wnuka Artura Adama Mazurkiewicza i jego rodziny. Dziękuję autorowi tego artykułu za miłe wspomnienie i zdjęcia.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    3
    0
    Wiktor Mazurkiewicz- zięć(2025-08-03)
  • W ramach aneksu - Witold Truszkowski ze swoim jedynym wnukiem Arturem Adamem Mazurkiewiczem.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz Pokaż ten wątek
    0
    0
    Wiktor Mazurkiewicz zięć(2025-08-03)
Reklama