Gośćmi pierwszego dnia Ogrodów Polityki byli obecny i była Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Rozmawiano o kulturze w państwie i państwie w kulturze, czyli o wszystkim i o niczym. Pani i pan minister udzielali wypowiedzi w stylu ostatniego przeboju Grabowskiego, tzn. „jest dobrze, ale nie najgorzej jest”. Na koniec z sali padło kilka pytań, z których jedno podchwycił prowadzący spotkanie redaktor Baczyński mówiąc, że minister nie może od niego uciec.
Niestety uciekł. A pytanie wydaje się być ważne, szczególnie w miejscu, w którym żyjemy, w naszej małej elbląskiej ojczyźnie. Chodzi o to czy resort, reprezentowany obecnie przez ministra Zdrojewskiego, miał jakąś specjalną politykę w stosunku do tzw. „Ziem Odzyskanych” i czy funkcja kustosza dziedzictwa narodowego ma w tym przypadku zastosowanie. Inaczej mówiąc czy ministerstwo tak samo kocha i dba o secesyjną kamienicę w Krakowie i w Elblągu? A może kocha obie, a dba tylko o jedną z nich? Interesującym byłoby posłuchać o zmiennych niewątpliwie dziejach tej miłości w powojennej historii Polski.
Można się zastanawiać dlaczego starczyło sił i środków na odbudowę ze zniszczeń wojennych kamienic przy ulicy Długiej w Gdańsku, a elbląski Stary Rynek straszy oderwaną od historycznej tradycji zabudową, w dodatku niedokończoną, niestarannie wykonaną i ze złej jakości materiałów. Oczywiście taniej jest wybudować taką atrapę, ale odnoszę wrażenie, że nie argument kosztowy był decydujący. Przyczyna leży zapewne w tym, że w odległych czasach kiedy podejmowano decyzje o odbudowie, propaganda trąbiła o odwiecznie polskim Gdańsku, a podobna fraza w odniesieniu do Elbląga najbardziej zatwardziałym instruktorom partyjnym nie chciała przejść przez gardło.
Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy mleko już się rozlało. Pozostaje nam udawać, że mamy piękny Stary Rynek. Czasami nawet jakiś stołeczny autorytet kurtuazyjnie to potwierdzi. Cieszą nieliczne niestety perełki w rodzaju Hotelu pod Lwem, czy podniesionego z ruiny domu na Wyspie Spichrzów, które przypominają tradycyjny charakter Elbląga.
Mimo po- i wojennych zniszczeń, pozostaje w naszym mieście jeszcze wiele obiektów wybudowanych przez pokolenia elblążan przed 1945 rokiem. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że powinniśmy traktować je z tym samym pietyzmem, co elementy naszego własnego dziedzictwa narodowego. Bez wzięcia odpowiedzialności za to co przejęliśmy po wojnie pozostaniemy tu tylko jałtańskimi przybłędami, niepewnymi własnej tożsamości.
Dlatego z uznaniem odnotowałem decyzję władz miasta o przeniesieniu „czerwonego domu” stojącego na drodze linii tramwajowej, która ma być poprowadzona ulicą 12-tego Lutego. Jeszcze całkiem niedawno nikt długo by się nie zastanawiał nad rozbiórką tego zabytkowego budynku. Pozostaje liczyć na to, że nastąpiła trwała zmiana w podejściu do sprawy (elbląskiego) dziedzictwa narodowego.
Można się zastanawiać dlaczego starczyło sił i środków na odbudowę ze zniszczeń wojennych kamienic przy ulicy Długiej w Gdańsku, a elbląski Stary Rynek straszy oderwaną od historycznej tradycji zabudową, w dodatku niedokończoną, niestarannie wykonaną i ze złej jakości materiałów. Oczywiście taniej jest wybudować taką atrapę, ale odnoszę wrażenie, że nie argument kosztowy był decydujący. Przyczyna leży zapewne w tym, że w odległych czasach kiedy podejmowano decyzje o odbudowie, propaganda trąbiła o odwiecznie polskim Gdańsku, a podobna fraza w odniesieniu do Elbląga najbardziej zatwardziałym instruktorom partyjnym nie chciała przejść przez gardło.
Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy mleko już się rozlało. Pozostaje nam udawać, że mamy piękny Stary Rynek. Czasami nawet jakiś stołeczny autorytet kurtuazyjnie to potwierdzi. Cieszą nieliczne niestety perełki w rodzaju Hotelu pod Lwem, czy podniesionego z ruiny domu na Wyspie Spichrzów, które przypominają tradycyjny charakter Elbląga.
Mimo po- i wojennych zniszczeń, pozostaje w naszym mieście jeszcze wiele obiektów wybudowanych przez pokolenia elblążan przed 1945 rokiem. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że powinniśmy traktować je z tym samym pietyzmem, co elementy naszego własnego dziedzictwa narodowego. Bez wzięcia odpowiedzialności za to co przejęliśmy po wojnie pozostaniemy tu tylko jałtańskimi przybłędami, niepewnymi własnej tożsamości.
Dlatego z uznaniem odnotowałem decyzję władz miasta o przeniesieniu „czerwonego domu” stojącego na drodze linii tramwajowej, która ma być poprowadzona ulicą 12-tego Lutego. Jeszcze całkiem niedawno nikt długo by się nie zastanawiał nad rozbiórką tego zabytkowego budynku. Pozostaje liczyć na to, że nastąpiła trwała zmiana w podejściu do sprawy (elbląskiego) dziedzictwa narodowego.