Teraz ja - Przepraszam, nie kojarzę

Jednym z haseł kampanii prezydenckiej Grzegorza Nowaczyka było stworzenie warunków do powstania produktów firmowanych „made in Elbląg”. Promocja miasta poprzez produkt jednoznacznie kojarzony z miastem jest jednak przedsięwzięciem trudnym, ponieważ takiego produktu w Elblągu nie ma.
Kojarzyć się z miastem czy regionem mogą wytwory materialne i niematerialne. Marka może, ale nie musi zawierać określenia utworzonego od nazwy miasta. Kiedy myślimy o piernikach, kojarzymy je z Toruniem, chociaż nie tylko w Toruniu są one wypiekane. Święto piwa October Fest, które nie zawiera w swojej nazwie żadnej geograficznej podpowiedzi, przywodzi na myśl Monachium.
Ogólnie rzecz biorąc, potwierdza się stara prawda, że droga do serca wiedzie przez żołądek. Mamy tysiące przykładów potraw, których nazwy są związane z regionem lub miejscowością ich wytwarzania. Niekoniecznie przy tym muszą one być tam produkowane. Klops królewiecki, flaki po zamojsku (w sosie pomidorowym) albo po warszawsku (z pulpecikami), kluski śląskie, kołduny litewskie itp. Czasem nie ma już miasta, a nazwa potrawy jest, tak jak w przypadku Tylży i sera tylżyckiego. Czy Elbląg doczekał się takiego regionalnego dania? Otóż nie. Obecnie tylko jedna prywatna wytwórnia sprzedaje gotowe wyroby garmażeryjne pod nazwą „Flaki Elbląskie”. Jednak nie jest to nazwą gatunku, gdyż flaki te akurat nie różnią się niczym od jakichkolwiek flaków w całej Polsce.
Bywa, że miasto bądź region zyskuje sławę dzięki firmom, bez nazwy miejsca. Marka Amica niewiele powie o mieście Wronki. A jednak dzięki wytwórni AGD, a przede wszystkim drużynie piłkarskiej i przemyślanej strategii sponsorskiej firmy prawie każdy Polak bezbłędnie jest w stanie oba te miana połączyć. Podobnie nie trzeba nikomu mówić, w jakich miastach znajdują się takie firmy jak FSO, Stomil, Winiary (nazwa dzielnicy Kalisza) albo Morliny.
Przebojowo zdobywająca rynek firma promuje pośrednio miejscowość, w której ma siedzibę. Spółdzielnia „Solidarność” ociera łzy kuferkiem słodyczy wszelkiej maści przegranym w teleturniejach TVP. Dzięki temu marka „Solidarności” jest rozpoznawalna. Firma istnieje od prawie 60 lat w Lublinie, ale niedawno jeszcze była raczej lokalnym zakładem, aczkolwiek nazwa firmy mogła zaintrygować w latach 80., gdy na świecie inna zupełnie „Solidarność” rozsławiła kraj nad Wisłą.
Tak jak Lublin ma „Solidarność”, Elbląg ma swoją „Wolność”, producenta udanych wyrobów, szczególnie żelowych – koreczków i galaretek. Jednak „Wolność” nie prowadzi ekspansywnej polityki reklamowej, jest słabo w kraju wylansowana i dlatego nie promuje Elbląga.
A przecież nie tak jeszcze dawno Elbląg był miejscem, w którym istniał browar EB. Przez krótkie lata zdominował on nawet takich konkurentów jak Żywiec, Okocim czy Tychy. Prowadził drapieżną, wytrawną promocję w Polsce i poza granicami. Nazwa EB – El Brewery, chociaż wywodząca się z niemieckiego Angielskiego Źródła, była odczytywana jako symbol Elbląga i pośrednio zaciekawiała tym miastem, jako miejscem niespotykanego wcześniej komercyjnego sukcesu. Podobnie, chociaż może w węższych, specjalistycznych kręgach energetyki, kojarzono z Elblągiem markę Zamech. Tak jak przed wojną z Elbingiem utożsamiano firmy Schichau Werke GmBH albo samochody Komnick. Zmiotła je z powierzchni ziemi światowa pożoga dziejów. Co spowodowało odejście w niebyt Zamechu i EB, dokładnie nie wiadomo do dzisiaj. Obecnie Elbląg nie posiada takiej firmy ani żadnego produktu czy marki, dzięki której mógłby zaistnieć w powszechnej świadomości Polaków.
Promocję miastom przynoszą też produkty niematerialne w rodzaju legend albo miejscowych zwyczajów lub imprez. Smok i jego pogromca szewc – Kraków, podobnie jak święto wiosny Emaus. Kaziuki – Wilno, Jarmark św. Dominika – Gdańsk, a festiwal polskiej piosenki – Opole. W Elblągu nie ma ani jednej takiej legendy, zwyczaju czy imprezy, która jednoznacznie promowałaby miasto tak, jak wymienione wcześniej promują tamte grody.
Czy rzeczywiście Elblągowi można odmówić rangi miejsca, w którym tworzone są niepowtarzalne marki, albo które jest miejscem zjawisk znanych ponadregionalnie, wywodzących się z kręgu spektakularnych sukcesów, powodujących zainteresowanie tym miastem? Próbowałem znaleźć chociaż dziesięć takich dziedzin, nie udało się. Na pewno obecnie na plan pierwszy wybija się Olimpia, która ambitnie zmierza do pierwszej ligi, a stamtąd – kto wie – może i do Ekstraklasy? Pamiętajmy jednak, że bez odpowiedniej otoczki polityczno-finansowej może ona wzlecieć wysoko i upaść boleśnie, tak jak onegdaj browary EB. Należy też wspomnieć o elbląskiej szkole restauracji zabytkowych obszarów miejskich metodą retrowersji oraz o Kanale Elbląskim, jako rzeczy niepowtarzalnej, acz słabo jeszcze wypromowanej. Może jeszcze znalazłoby się kilka drobniejszych przykładów, jak wspomniane wyżej flaki w rosole. Ale to niewiele.
Oznacza to, że promocja miasta polegająca na wydaniu mapki czy foldera z Piekarczykiem to zbyt mało, aby wprowadzić Elbląg do grona miast znanych powszechnie w Polsce. Wymaga innych, przemyślanych i niekonwencjonalnych działań. Pytanie, czy są w Elblągu ludzie, którzy mogą takie zadanie wykonać i czy znajdą się na to środki?
Ogólnie rzecz biorąc, potwierdza się stara prawda, że droga do serca wiedzie przez żołądek. Mamy tysiące przykładów potraw, których nazwy są związane z regionem lub miejscowością ich wytwarzania. Niekoniecznie przy tym muszą one być tam produkowane. Klops królewiecki, flaki po zamojsku (w sosie pomidorowym) albo po warszawsku (z pulpecikami), kluski śląskie, kołduny litewskie itp. Czasem nie ma już miasta, a nazwa potrawy jest, tak jak w przypadku Tylży i sera tylżyckiego. Czy Elbląg doczekał się takiego regionalnego dania? Otóż nie. Obecnie tylko jedna prywatna wytwórnia sprzedaje gotowe wyroby garmażeryjne pod nazwą „Flaki Elbląskie”. Jednak nie jest to nazwą gatunku, gdyż flaki te akurat nie różnią się niczym od jakichkolwiek flaków w całej Polsce.
Bywa, że miasto bądź region zyskuje sławę dzięki firmom, bez nazwy miejsca. Marka Amica niewiele powie o mieście Wronki. A jednak dzięki wytwórni AGD, a przede wszystkim drużynie piłkarskiej i przemyślanej strategii sponsorskiej firmy prawie każdy Polak bezbłędnie jest w stanie oba te miana połączyć. Podobnie nie trzeba nikomu mówić, w jakich miastach znajdują się takie firmy jak FSO, Stomil, Winiary (nazwa dzielnicy Kalisza) albo Morliny.
Przebojowo zdobywająca rynek firma promuje pośrednio miejscowość, w której ma siedzibę. Spółdzielnia „Solidarność” ociera łzy kuferkiem słodyczy wszelkiej maści przegranym w teleturniejach TVP. Dzięki temu marka „Solidarności” jest rozpoznawalna. Firma istnieje od prawie 60 lat w Lublinie, ale niedawno jeszcze była raczej lokalnym zakładem, aczkolwiek nazwa firmy mogła zaintrygować w latach 80., gdy na świecie inna zupełnie „Solidarność” rozsławiła kraj nad Wisłą.
Tak jak Lublin ma „Solidarność”, Elbląg ma swoją „Wolność”, producenta udanych wyrobów, szczególnie żelowych – koreczków i galaretek. Jednak „Wolność” nie prowadzi ekspansywnej polityki reklamowej, jest słabo w kraju wylansowana i dlatego nie promuje Elbląga.
A przecież nie tak jeszcze dawno Elbląg był miejscem, w którym istniał browar EB. Przez krótkie lata zdominował on nawet takich konkurentów jak Żywiec, Okocim czy Tychy. Prowadził drapieżną, wytrawną promocję w Polsce i poza granicami. Nazwa EB – El Brewery, chociaż wywodząca się z niemieckiego Angielskiego Źródła, była odczytywana jako symbol Elbląga i pośrednio zaciekawiała tym miastem, jako miejscem niespotykanego wcześniej komercyjnego sukcesu. Podobnie, chociaż może w węższych, specjalistycznych kręgach energetyki, kojarzono z Elblągiem markę Zamech. Tak jak przed wojną z Elbingiem utożsamiano firmy Schichau Werke GmBH albo samochody Komnick. Zmiotła je z powierzchni ziemi światowa pożoga dziejów. Co spowodowało odejście w niebyt Zamechu i EB, dokładnie nie wiadomo do dzisiaj. Obecnie Elbląg nie posiada takiej firmy ani żadnego produktu czy marki, dzięki której mógłby zaistnieć w powszechnej świadomości Polaków.
Promocję miastom przynoszą też produkty niematerialne w rodzaju legend albo miejscowych zwyczajów lub imprez. Smok i jego pogromca szewc – Kraków, podobnie jak święto wiosny Emaus. Kaziuki – Wilno, Jarmark św. Dominika – Gdańsk, a festiwal polskiej piosenki – Opole. W Elblągu nie ma ani jednej takiej legendy, zwyczaju czy imprezy, która jednoznacznie promowałaby miasto tak, jak wymienione wcześniej promują tamte grody.
Czy rzeczywiście Elblągowi można odmówić rangi miejsca, w którym tworzone są niepowtarzalne marki, albo które jest miejscem zjawisk znanych ponadregionalnie, wywodzących się z kręgu spektakularnych sukcesów, powodujących zainteresowanie tym miastem? Próbowałem znaleźć chociaż dziesięć takich dziedzin, nie udało się. Na pewno obecnie na plan pierwszy wybija się Olimpia, która ambitnie zmierza do pierwszej ligi, a stamtąd – kto wie – może i do Ekstraklasy? Pamiętajmy jednak, że bez odpowiedniej otoczki polityczno-finansowej może ona wzlecieć wysoko i upaść boleśnie, tak jak onegdaj browary EB. Należy też wspomnieć o elbląskiej szkole restauracji zabytkowych obszarów miejskich metodą retrowersji oraz o Kanale Elbląskim, jako rzeczy niepowtarzalnej, acz słabo jeszcze wypromowanej. Może jeszcze znalazłoby się kilka drobniejszych przykładów, jak wspomniane wyżej flaki w rosole. Ale to niewiele.
Oznacza to, że promocja miasta polegająca na wydaniu mapki czy foldera z Piekarczykiem to zbyt mało, aby wprowadzić Elbląg do grona miast znanych powszechnie w Polsce. Wymaga innych, przemyślanych i niekonwencjonalnych działań. Pytanie, czy są w Elblągu ludzie, którzy mogą takie zadanie wykonać i czy znajdą się na to środki?