
Tak dużo się mówi o „babie” za kierownicą. Tyle padło gromów na źle jeżdżące kobiety, które blokują lewe pasy, jeżdżą wolno, powodują stłuczki na parkingach. Jednak czy męscy kierowcy naprawdę są lepsi? Czy jeżdżą idealnie, bezpiecznie i świadomie? Obserwacje dróg dają odpowiedź, że nie zawsze tak jest.
Zatrzymuję się przed przejściem dla pieszych na Al. Grunwaldzkiej. Piesi stoją na środku jezdni i nikt ich nie puszcza. Stoję na prawym pasie, ludzie chcą wchodzić na ulicę, ale wyprzedza mnie jeden, drugi, trzeci samochód…. Aż w końcu zatrzymuje się małe autko. W nim, naturalnie, kobieta. Inny przypadek. Zatrzymuję się, by przepuścić skręcający w lewo, jadący z naprzeciwka samochód. Za nim kilkanaście aut w kolejce, chcę rozładować korek. Przede mną, na skrzyżowaniu oddalonym kilkadziesiąt metrów, widzę czerwone światło, więc co za różnica, gdzie będę stać. Niestety, za mną natychmiast odzywa się klakson i w lusterku widzę wykonującego agresywne gesty mężczyznę. Co go zbawiło te 15 sekund uprzejmości? Nie wiem. Widocznie dałoby mu wiele skoro aż tak musiał się denerwować.
Wszyscy znamy krętą drogę do Malborka i wiemy, jak bywa niebezpieczna. Nie na każdego działają jednak znaki ostrzegawcze i ograniczenia. Są i tacy, oczywiście, panowie, którzy potrafią wyprzedzać na najostrzejszych zakrętach. Bo on przecież nie będzie jechał tych, przypuśćmy, 70 km/h. On MUSI szybciej, inaczej jego męskie ego ucierpi.
Najstraszniejszą rzeczą, jaka może spotkać mężczyznę za kierownicą, to gdy wyprzedzi go kobieta. Jeśli się przypadkiem, nieświadomie i zupełnie bez sensu da wyprzedzić, natychmiast musi to nadrobić, nawet kosztem bezpieczeństwa. Pod warunkiem, że nie zacznie przyspieszać, gdy po lewej stronie widzi wyprzedzające go małe autko. A to już jest, panowie, zwykłe chamstwo i brak rozsądku.
Kiedy mężczyzna zajedzie drogę, wyjedzie nagle z podporządkowanej czy dopuści się innego przewinienia, udaje, że nic się nie stało. To on? Nie… On niczego nie widział, na niego trąbią, nie możliwe. Nawet nie przeprosi. Ale nie daj Boże, niech zrobi to samo kobieta! Zaraz zaczną się krzyki, wymachiwanie rękoma i klaksony. Przecież JEMU nie wolno zajeżdżać drogi. Jemu! Królowi szos!
Panowie, więcej pokory, mniej agresji i bezczelnej pewności siebie… Wiem, że kobiety mają swoje „grzeszki” i daleko nam do idealnych kierowców. Ale czy wy nimi jesteście? Śmiem wątpić. Być może jeździmy wolniej, mniej dynamicznie, czasami „ślimaczo”. Ale, przynajmniej, powodujemy mniej poważnych wypadków. To jest argument, prawda?
Wszyscy znamy krętą drogę do Malborka i wiemy, jak bywa niebezpieczna. Nie na każdego działają jednak znaki ostrzegawcze i ograniczenia. Są i tacy, oczywiście, panowie, którzy potrafią wyprzedzać na najostrzejszych zakrętach. Bo on przecież nie będzie jechał tych, przypuśćmy, 70 km/h. On MUSI szybciej, inaczej jego męskie ego ucierpi.
Najstraszniejszą rzeczą, jaka może spotkać mężczyznę za kierownicą, to gdy wyprzedzi go kobieta. Jeśli się przypadkiem, nieświadomie i zupełnie bez sensu da wyprzedzić, natychmiast musi to nadrobić, nawet kosztem bezpieczeństwa. Pod warunkiem, że nie zacznie przyspieszać, gdy po lewej stronie widzi wyprzedzające go małe autko. A to już jest, panowie, zwykłe chamstwo i brak rozsądku.
Kiedy mężczyzna zajedzie drogę, wyjedzie nagle z podporządkowanej czy dopuści się innego przewinienia, udaje, że nic się nie stało. To on? Nie… On niczego nie widział, na niego trąbią, nie możliwe. Nawet nie przeprosi. Ale nie daj Boże, niech zrobi to samo kobieta! Zaraz zaczną się krzyki, wymachiwanie rękoma i klaksony. Przecież JEMU nie wolno zajeżdżać drogi. Jemu! Królowi szos!
Panowie, więcej pokory, mniej agresji i bezczelnej pewności siebie… Wiem, że kobiety mają swoje „grzeszki” i daleko nam do idealnych kierowców. Ale czy wy nimi jesteście? Śmiem wątpić. Być może jeździmy wolniej, mniej dynamicznie, czasami „ślimaczo”. Ale, przynajmniej, powodujemy mniej poważnych wypadków. To jest argument, prawda?